Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Annie
Moderator
Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Pon 21:08, 31 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Nie próbowałam,a le wiem, ze pwnie by tak było. ;]
Rozdział 12: Więzy krwi
Byłam w niemałym szoku, po tym co przed chwilą tu zobaczyłam. Wilkołak pokłonił się? Przede mną?! Moja irytacja i zdezorientowanie sięgnęło zenitu, gdy największy z wilków zaczął przeobrażać się w człowieka.
-Wybacz nam pani, za taką brutalność..
-Jaka pani? Czy ktoś raczy mi wreszcie wyjaśnić, co tu sie dzieje?-Stałam jak głupia i wymachiwałam rękoma. Bałam sie, że to tylko sen, a tak naprawdę na zewnątrz mojej świadomości jestem właśnie rozszarpywana na kawałeczki.
Wilki stanęły jak wryte na ten wybuch agresji. A potem wszyscy zaczęli zmieniać się w ludzi.
W końcu znów przemówił ich przywódca.
-Nie wiesz o niczym, prawda? Ta tajemnica była najpilniej strzeżona na świecie. Twój pobratymiec, który zwie się królem wszystkich wampirów oszukał cię. Twój ojciec również. Tylko twoja matka wie o twoim pochodzeniu, ale jak zapewne sądzę, Adam porwał ją by nigdy nie wyjawiła ci tego, co może go zniszczyć. Teraz gdy nadarzyła się okazja i zaatakowaliśmy zamek, by przyjść ci z pomocą.....
Czułam jak oczy wychodza mi z orbit. Już nawet przestałam słuchać, co mówi do mnie ten człowiek, który jeszcze przed chwilą był wilkołakiem.
-Że co? -Nie rozumiałam nic.
Chłopak był wyraźnie zirytowany, a do mnie nie dochodziły niczyje myśli. Byłam zagubiona. A w moim umyśle panowała cisza.
-Wybacz, najwyraźniej nas nie słyszysz. Tak, to bardzo prawdopodobne. Na nas po prostu nie działają dary wampirów...
I znów "bla bla bla"
-Mógłbyś tak z łaski swojej przejść do sedna, bo ja naprawdę nic nie rozumiem.
-Dobrze, już dobrze. A więc. Co wiesz o swoim pochodzeniu.
-Pochodze stąd.
-Nie, nie.. Chodzi mi o to, kto jest twym ojcem.
-Nie wiem. Dakota twierdziła, że to był jakiś drań.-Boże, zwierzałam sie właśnie wilkołakowi, swojemu odwiecznemu wrogowi. Ze mna naprawdę było coś nie tak.
Nic ci nie jest? Masz minę, jakby ktoś cię właśnie zjadł i zwymiotował.
-Ale jak?? Chwila. Dlaczego słyszę Bobby'iego, a was nie?
-Bo my działamy na innych zasadach. Mam kontynuować?
Skinęłam głową.
-Dakota nigdy nie wspomniała ci o ojcu?
-No tylko tyle, co nic.
-A na zamku nie dziwił nikogo ani twój zapach ani nic?
-Chwila.. Zawsze mi mówiono, że ślicznie pachnę, ale wiedziałam, że wampiry odbierają trochę inaczej zapachy.
-A nie mówili tak przypadkiem, że jako dziecko byłaś nieludzko piękna?
-Do czego pijesz?
-Do tego, że nigdy nie byłaś człowiekiem!
Myślałam, że się przewrócę.
-To kim niby byłam według ciebie?
-Potomkinią Pradawnych. Z tego co wiem, tylko ty możesz ich obudzić, wiem również, że bez ciebie Adam nie ma mocy nad innymi istotami nieludzkimi. Stąd taki wniosek.
-Ale to nie ma sensu, bo niby jak?!-jęknęłam.
-Pradawni również nie byli istotami ludzkimi. Byli pół-wampirami i pół-wilkołakami.
-Że co? To przecież kłóci się samo ze sobą.
-Poczekaj, daj mi dokończyć.-Zawiesił głos. Gdy dostrzegł, że już się uspokoiłam, zaczął kontynuować.-Otóż, wśród Pradawnych wybuchła wojna, o to, kto jest ważniejszy, a kto nie. Zdrajcy szybko zauważyli, że łatwiej jest im sie posługiwać wampirzymi odruchami-wywróciłam oczami, na dźwięk słów, że wampiry były zdrajcami..- Druga część odkryła, że łatwiej jest im być wilkołakami. W ten sposób rozpoczęła sie wojna. Tylko czterech Mądrych nie wdawało się w tą bitwę. Myśleli, jak spróbować pogodzić zwaśnione strony. W tym czasie na świecie pojawiało się coraz wiecej i wilkołaków i wampirów. Zaczęli ginąć niewinni ludzie, wiec Wielka Czwórka postanowiła ostudzić temperamenty obu obozów wojennych. Zesłali winnych na wieczne męki, a sami postanowili zaszyć sie w miejscu, w którym nikt nie przeskodził im wiecznie rozmyślać. Jednak jeden z nich, niejaki Bartosz postanowił wcielić w życie plan B, gdyby jednak nic by im sie nie udało. Postanowił stworzyć dziecko, które w razie potrzeby zmieniłoby bieg historii. Uwiódł więc piękną mieszczankę Werony, która była nad poziom rozwinięta intelektualnie, dlatego posądzano ją o czary. Została wygnana z miasta na dobre, gdy tylko jej najblizsi dowiedzieli się o ciąży.
W ten sposób, trafiła do Awignion. A resztę to już chyba znasz, prawda?
Byłam w szoku. Nie mogłam wykrztusić słowa. Ja miałam być niby tym cudownym dzieckiem? Jak?
-Ale nadal nie rozumiem dlaczego teraz oddałeś mi pokłon.
-Jesteś jedyną żyjącą potomkinią Pradawnych. Już kiedyś na polanie cię rozpoznałem..-I tu zamilkł.
-To ty, wtedy się zawahałeś, czy mnie zgładzić, czy też nie! To przez ciebie omal nie zginęłam.
-Gdybym cię wtedy nie zaatakował, zrobiliby to Czerwoni, a oni nie oszczędziliby cię, tylko dobili. Zrobiłem to celowo, byś przeżyła.-widziałam w jego oczach tyle współczucia i cierpienia, że nie mogłam niepotwierdzić jego słów.
-Czerwoni by mnie zabili? Dlaczego, niby?
-A niby dlaczego zaatakowali ten zamek już kiedyś? Chcieli ciebie. Jesteś brakujacym ogniwem, które jest potrzebne wszystkim do panowania nad resztą.
No tak, wszystko się zgadzało. Byłam w niemałym szoku. Wilkołak wyjaśnił mi w całości genezę mojego istnienia.
-Tak więc..
-Wszystkie istoty pozaludzkie muszą oddawać ci hołd, jako jedynej prawowitej władczyni.
-Aha..-wydusiłam i zamilkłam..
Koniec części XII
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Init
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Śro 21:02, 02 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
O cholera...To nawet lepsze od lądowania kosmitów xD
Tego się nie spodziewałam..Niezły rodowodzik xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Annie
Moderator
Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Czw 17:49, 03 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
No to skoro tak dobrze ci sie to czyta, to proszę:
Rozdział 13: Powrót do rzeczywistości.
Teraz, gdy powróciłam już do świata żywych, dopiero odkryłam jak bardzo całe to zamieszanie wpłynęło na moją psychikę. Zapewne nie było to moje ostatnie spotkanie z wilkołakami i wampirami z Awignion, ale tak czy inaczej byłam wdzięczna tym pierwszym za to, co dla mnie zrobili. Gdyby nie oni, pewnie robiłabym za jakąś kurtyzanę Adama albo za jakieś dziwadło z białym poblaskiem, które "pomaga królować nad światem" boskiemu rodzeństwu. Cudnie, wprost fatalnie.
A tak, to leciałam właśnie samolotem z powrotem do Stanów. Przy moim boku spał Bobby, który przez całą drogę trzymał mnie za rękę, żeby tylko mnie nie opuścić. Byłam wdzięczna losowi, że tak to się skończyło, przynajmniej na jakiś czas.
Gdy byliśmy już nad miastem, Bobby się obudził i odruchowo spojrzał na mnie, czy aby na pewno tu jestem, czy też przypadkiem nie jestem tylko jego snem. Przyjemnie było słuchać tak jego myśli. Oboje się uśmiechaliśmy. Mój ukochany nie potrzebował daru, żeby wiedzieć o czym myślę. Pochylił się ku mnie i pocałował delikatnie. Nawet nie musiałam się zastanawiać, czy zrobiłabym mu krzywdę, czy też nie.
- Chcę jeszcze - obruszyłam się jak małe dziecko.
- A nie zabijesz tych wszystkich ludzi w samolocie? - po twarzy Bobby'ego przebiegł uśmieszek.
- Ich nie załatwię, ale ciebie owszem - szepnęłam najciszej jak tylko się dało. Uśmiechnęłam się szeroko.
Bobby nawet nie czekał na inną odpowiedź. Przysunął się do mnie i od razu pocałował. Mało mnie obchodziło, co sobie myślała bizneswoman siedząca obok. Dla mnie liczyło się tylko tu i teraz. Bez wątpienia podobało mi się tego typu wybudzanie i powrót do świata żywych.
Oderwałam sie na chwilę.
-Bobby, już wylądowaliśmy - oboje zaczęliśmy się głośno śmiać. Stewardessy popatrzyły na nas jak na parę świrów, ale dla mnie dziś tak naprawdę nic się nie liczyło.
Wsiedliśmy do taksówki i ruszyliśmy.
- Jedziemy do domu. Wreszcie...
- Taa, ale do mojego. Spotkasz nareszcie pozostałą część sfory, którzy muszą cię polubić - Bobby uśmiechnął sie łobuzersko.
- Wiesz co… Nie wiem, czy chcę korzystać z informacji, które ostatnio poznałam. Nie chcę nad nikim panować. Chcę, żeby było tak jak dawniej.
Zapadła cisza i w takiej właśnie ciszy dojechaliśmy do jego skromnego domku w rezerwacie. Na ganku czekał już Josh i reszta chłopaków. Z tego co słyszałam, raczej nie byli zadowoleni, że Bobby przyprowadził tutaj wampira.
Jeden z Indianinów zaczął się trząść i wyraźnie na mnie warczał gdy tylko wysiedliśmy z taksówki. Stanowczym ruchem upomniał go Josh, który tylko się mi bacznie przyglądał.
- Witamy na terytorium wilków - odezwał się zupełnie niespodziewanie najniższy z chłopców.
Uśmiechnęłam się lekko i przyjaźnie.
- No dobra, to ja ci może przedstawię moich KUMPLI - Bobby specjalnie naciskał na słowo 'kumple' gdyż nie za bardzo wiedział co reszta, powie na mój widok.
- A więc tak, od prawej: Kurt - tu wskazał na najniższego i najbardziej do mnie przychylnie nastawionego chłopaka. - ...to Josh - wskazał na najstarszego i najbardziej poważnego. - ...to Jason - najbardziej niepohamowany i niepokorny - dodał Bobby w myślach. - ...Michael - chłopaczek o pięknych oczach, ale nie tak pięknych jak Bobby. - ...Eric - wydał mi się takim kujonkiem, ale dobra, cicho... - ...i Dominic - zupełnie zwyczajny chłopak.
- Oraz ty - dodałam z uśmiechem na ustach. Indianie byli lekko zakłopotani moją barwą głosu. Mieli takie same odczucia jak Bobby pierwszego dnia.
- Ale ty masz piękny głos - odezwał się najprzyjemniej do mnie nastawiony chłopak.
- Dziękuję - posłałam mu grzeczny uśmiech. Bobby ścisnął mnie w talii, ale rzecz jasna nic mnie to nie zabolało. Chciał chyba tym gestem pokazać Kurtowi, że jestem już zajęta.
- I te oczy… - Tym razem odpłynął Eric.
Uśmiechnęłam się i poczytałam chłopcom trochę w myślach. Tylko Jason, Josh i Dominic nie wyrażali nawet w myślach żadnego entuzjazmu. Jason był strasznie nerwowy, rozważał różne możliwości jak by mnie zabić gdybym zrobiła jakiś fałszywy krok. Bobby dostrzegł, że mimowolnie drgnęłam.
- Co jest? - Bobby przytulił mnie jeszcze mocniej, widząc moją reakcję.
- Nic, nic. Widocznie nie powinnam tu dłużej przebywać - spojrzałam mimowolnie w oczy Jasona. Ten syknął i zaczął mocno charczeć.
- To ta zdzira! Ona potrafi czytać w myślach! Zdzira! - Chłopak zaczął cały dygotać. Bobby'iego również mimowolnie przeszły dreszcze. Pogłaskałam go lekko po ramieniu, by się uspokoił.
- Nawet tak do niej nie mów! - wycedził przez zęby mój towarzysz.
- Przecież to pijawa!
- Słuchaj, no... - Bobby zasłonił mnie swoim ciałem.
- Bobby, nie trzeba, ja już sobie pójdę po prostu - chciałam załagodzić jakoś sprawę, nie obchodziły mnie przecież teksty innych, a szczególnie jakiegoś podrzędnego gatunku.
Boże... Ja to pomyślałam… Nie, nie... To nie jest żaden podrzędny gatunek. Oni są normalni, ten sam poziom. Nawet nie mam zamiaru korzystać z mojego daru... A może jednak... Nie! Zganiłam się od razu w myślach i potrząsnęłam głową, jakbym chciała wyrzucić z niej, to o czym przed chwilą myślałam.
- Nie, ja to załatwię.
- Stop. Oboje. Bójką nic nie zaradzicie - wreszcie wtrącił się Josh ze swoim nieskazitelnie mocnym głosem. - Jason okaż trochę gościnności, a ty Bobby mógłbyś chociaż nas uprzedzić.
- Mogłem... Ale to nie powód, żeby on ją obrażał!
- Masz rację, Bobby. Jason, możesz nas opuścić, by się uspokoić?
- Ty chyba żartujesz! To ja mam was opuszczać, bo przyjechała ta pijawa, a nie ona? Co z wami?! Rzuciła na was jakiś urok, czy jak?
- Mam ci pomóc iść? - zapytał Josh z lekkim sarkazmem. A jednak ten chłopak nie był tak zgorzkniały i poważny na jakiego wyglądał.
Jason potrząsnął głową i rzucił przez zaciśnięte zęby.
- Nie, dziękuję.
Po chwili chłopak odszedł, a ja doskonale wiedziałam, że od razu gdy nas opuścił zmienił się w wilka.
- On tak często...? - zerknęłam z bladym uśmiechem na Bobby'iego.
- Taa, zawsze gdy na naszym terytorium pojawia się jakaś piękna wampirzyca u boku jego brata.
- Brata? Aa, wy się tak nazywacie, z tego powodu, że jesteście wilkami. To w sumie zrozumiałe - Nie wiem czemu, ale chyba wyszłam na idiotkę po tym stwierdzeniu.
Bobby zaśmiał się cicho i pomyślał: Jesteś słodka, gdy udajesz głupiutką.
Warknęłam na niego w żartach, jednak od razu doskoczyli do nas Josh i Dominic. Byłam nieźle zszokowana.
- Ale to tylko żarty. Zostawcie ją! - czułam jak Bobby cały drga, trzymając mnie mocno w talii. Czułam również doskonale przyspieszone oddechy dwóch napastników, którzy powoli się do nas zbliżali, jednak na razie tylko w ludzkiej formie.
- Puść ją, Bobby. Mogła cię zaatakować!
- Tak to jest jak się ufa komarom.
- Przesadzasz! - tym razem to nie ja wydałam z siebie charkot, tylko Bobby. - Ona nic nie zrobiła! - Bobby jęknął. I lekko się odsunął. Czułam jak cały drga.
- Bobby... Proszę cię... Przestań, spokojnie, nic się nie stało - zaczęłam do niego mówić, by się uspokoił.
Na dźwięk mojego głosu, dreszcze trochę ustąpiły.
W tym samym momencie Josh i Dominic się zatrzymali. Usłyszałam myśli Jake'a, mojego brata.
- Boże! - wyjęczałam. Odwróciłam się raptownie i zobaczyłam, jak Jake i Tom wyłaniają się z lasu.
Bobby drgnął, ale mimowolnie jednak się troszkę rozluźnił.
- Radzę wam się odsunąć - powiedział ugodowo Tom. Z tego co wywnioskowałam z jego myśli, miał zamiar odepchnąć ich polem siłowym, ale to dopiero w ekstremalnym przypadku.
- Pięknie, Krwiopijcy się zlecieli - Dominic już nie udawał zwyczajnego. Był jeszcze bardziej zgorzkniały niż Jason.
Nagle przed dom wpadł ogromny wilk. To Jason, wrócił.
Jego oczy ciskały błyskawice. Zaczęłam naprawdę się bać.
- Stop! Przestańcie! - krzyknęłam i wszystko się zatrzymało. Po raz pierwszy, odkąd odkryłam swoje pochodzenie, użyłam mocy, która we mnie drzemała. Cała fala rozlała się jak jakiś wybuch. Wszyscy potulnie się uspokoili i zatrzymali. Widziałam ich jak obłoki, a ja sama świeciłam jasno. Wydawało mi się, jakbym była w innym wymiarze.
- Po co wam kłótnie? Po co wam to wszystko? Pomyślcie sobie, że dzisiejszego dnia, w ogóle nie było. A przynajmniej, że nie tak potoczyły się sprawy - mówiłam głosem władczyni. Słyszałam to tym wyraźniej, ponieważ wszyscy w myślach przetwarzali jeszcze raz moje słowa, tak jakby rozsadzały im czaszki.
- Rozstańmy się w pokoju. Nie chcę kolejnej bitwy - zakończyłam. Czułam, że zrobiłam dobrze i słusznie. Jednak gryzły mnie wyrzuty sumienia, że nakazuję komuś swoją wolę, że zmuszam kogokolwiek, do robienia czegoś wbrew sobie. A najbardziej gryzło mnie to, że rozkazuję także Bobby'emu.
Inny wymiar zniknął. Staliśmy dalej na podwórku przed domem mojego ukochanego. Josh i Dominic odsunęli się najdalej jak tylko mogli. Bobby też nieznacznie stanął z boku. Już nawet mnie nie dotykał. Dwójka pozostałych wilkołaków, którzy od samego początku stali z boku nieznacznie się poruszyli do tyłu.
Natomiast moi dwaj bracia stali jak wryci w ziemię i bacznie mi się przyglądali.
Kurde, no. Wszyscy teraz mnie mieli za jakąś psycholkę!
- Hmm, macie mnie za wariatkę?
- Nie, skąd. Tylko, że... Hmm, jestem zaskoczony - powiedział Tom ze spokojem.
- Co to było? - wypalił Jake.
- To zbyt długa historia. Wracajmy już do domu - uśmiechnęłam się do Bobby'ego i szepnęłam mu do ucha. - Przyjdę wieczorem.
Zaraz po tym ruszyłam w stronę lasu, a za mną podążyli moi bracia.
Koniec części XIII
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Init
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Czw 19:18, 03 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Nie ma to jak niegrzeczni chłopcy ze sfory xD <3
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Annie
Moderator
Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Pią 16:15, 04 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
hehe xD
Rozdział 14: Niepokój
Zawsze zastanawiałam się, jak to jest być królową. Zapewne musiało być to fajne. W końcu każda mała dziewczynka, mieszkająca na zamku marzyłaby o rządzeniu światem.
Teraz, gdy mnie to spotkało, byłam jakby otępiała. Nie podobał mi się sposób, w jaki patrzyli się wszyscy na mnie. Irytowało mnie schodzenie mi z drogi przez inne wampiry.
Tylko w szkole byłam normalna.
- Hej! - Wyrwał mnie z zamyślenia głos Bobby'iego.
- Cześć. Co tam?
- Byłem trochę wczoraj smutny, że tak szybko poszłaś.
- Bobby.... Sam widziałeś co się stało.
- Wiem, to wszystko moja wina. Mogłem wszystkich uprzedzić i jakoś to inaczej zorganizować.
- Nie obwiniaj się. To przecież moja obecność była nieproszona. A w dodatku jeszcze moi bracia...
- Nie dziwię się im. Muszą pilnować tego skarbu.
Uśmiechnęłam sie do niego pogodnie i ruszyliśmy w stronę sali.
Nagle usłyszałam w myślach Bobby'iego: To co z tym balem?
Jęknęłam.
- Bobby, nie wiem czy mam siłę na cokolwiek. A co dopiero na bal z okazji czegośtam...
- ...nadejścia lata, słonko ty moje.
Przewróciłam oczami. To było miłe, jak Bobby się do mnie zwracał, ale czasami czułam się w tym obco. Nie wiem, czy byłam gotowa na miłość. Ale Bobby z pewnością tak.
Po lekcjach musiałam się szybko pożegnać z Bobby'm, gdyż od powrotu z Awignion nie polowałam i jego obecność coraz częściej mi o tym przypominała. Dojechałam do domu i od razu wyskoczyłam ze swojego samochodu w ścianę lasu.
Powoli wpadałam w trans polowania, gdy mój spokój przerwały dwie wonie, bardzo od siebie różne. Pierwsza najprawdopodobniej należała do jakiegoś wampira, ale nie mogłam jej zweryfikować dokładnie, bo ta druga, szalenie boska woń mi to skutecznie utrudniała.. Wiedziałam doskonale, że tylko człowiek może mieć tak niesamowity zapach i to w dodatku taki jeden, zmiennokształtny.
Momentalnie się zatrzymałam. Kompletnie nie wiedząc, co mam robić.
Iść za tą wonią i zabić kogoś kogo kocham, czy też może oprzeć się temu?
Chciałam tą druga opcję wprowadzić w życie, ale to było strasznie trudne. Ile razy próbowałam szukać nowej woni, ta wracała jak bumerang. Zupełnie tak, jakby ten KTOŚ mnie okrążał.
Przestraszyłam się.. A co, jesli Josh wydał rozkaz Bobby'iemu, żeby zrobił mi krzywdę? Miał przecież taką moc. To mnie przerażało. Czy mógł być aż tak bezczelny?
Powoli wyrywałam się z amoku, tak jakby Bobby się oddalał.
Od razu, gdy tylko nie wyczuwałam już zapachu mojego ukochanego, puściłam się pędem przed siebie i zwęszyłam trop, jak sie potem okazało, całkiem smacznej pumy.
W nocy, gdy siedziałam w swoim pokoju i słuchałam muzyki, co chwila w głowie pokazywały mi się obrazy. Kilka z nich przedstawiało moją śmierć, a inne śmierć Bobby'iego. W obu przypadkach walczyliśmy ze sobą. Nie byłam pewna czy są to myśli kogoś innego, czy też zupełnie i wyłącznie moje.
Z resztą kogo innego mogły być? Musiały być moje, przecież nikogo oprócz mnie i Bobby'iego tam nie było. A może jednak się myliłam?
Czy było możliwe, że ktoś specjalnie, tak to wyreżyserował, żeby doprowadzić mnie do szału?
Nie wiedziałam co o tym, myśleć.
Nagle ktoś zapukał do mojego pokoju.
- Tak? - Zapytałam się leniwie.
- Mogłabym z tobą o czymś porozmawiać? - Zza drzwi wyłoniła się głowa Comely.
- Jasne, wejdź.
Moja siostra usiadła na mojej kanapie i myślała. Słyszałam doskonale to, co próbuje mi przekazać, ale spokojnie czekałam, aż sama ułoży zdanie.
- Kimberly, wiesz... Ja tam byłam z tobą, na polowaniu. - Tyle to już wiedziałam.
- Wiem.
- No tak.
- Wiesz, to przecież nic takiego. - Próbowałam ją udobruchać. Comely pokręciła szybko głową, a w jej głowie pokazały się obrazy ukazujące mnie, stojącą bezradnie na środku polany. To było wtedy, gdy zwęszyłam trop Bobby'iego.
Chyba powoli zaczynałąm rozumieć, o co jej chodziło.
- Nie mów mi tego! - Wykrzyknęłam i wyrzuciłam z ręki trzymany wcześniej odtwarzacz MP3.
- Nie, poczekaj. Wytłumaczę ci. Źle tobie to pokazałam.
Po chwili w głowie mojej siostry zobaczyłam, jak biegnie ona przy granicy, wpada na trop innego wampira, za granicą. Przekracza ją z ciekawości. Po chwili dopadają ją wilki. Jak się okazuje nie ma wśród nich Bobby'iego. Z myśli jednego z wilków odczytała, że Bobby poszedł sprawdzić co ze mną, ponieważ wilki trafiły na ślad zupełnie nieznanego im wampira, który co i rusz przekracza ich granicę, zabijając ludzi na ich terytorium.
Otępiała patrzyłam w ścianę. Nawet nie zauważyłam, kiedy Comely skończyła o tym myśleć.
Teraz wszystko układało mi się w całość. Bobby przyszedł sprawdzić co ze mną, mimo, że w pobliżu grasował żądny krwi wampir. Wiedział też, że ja jestem głodna, ale musiał przyjść, zobaczyć, czy nic mi nie jest. Krążył, najprawdopodobniej podążając za tym drugim wampirem, który też mnie okrążał. A gdy w koncu odszedł, Bobby również zszedł mi z drogi. Ale co teraz się z nim działo?
-A jeżeli ten drugi wampir...?
- Nic mu nie jest. Minęłam się z nim, gdy wracałam spod granicy.
- To dobrze. - Odetchnęłam z ulgą i wreszcie usiadłam. Nawet nie chciałam wiedzieć nic więcej. Comely wyszła, a w mojej głowie zagościły już zupełnie inne obrazy. Jakże niezwykle podobne do rzeczywistości, która miała miejsce, przy naszym pierwszym spotkaniu. Tylko, że tym razem, to nie przed niedźwiedziem broniłam Bobby'iego, tylko przed innym wampirem, a tym wampirem był Adam...
Koniec części XIV
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Init
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Pią 20:51, 04 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Jejjuuu...Nie wytrzymam do końca xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Annie
Moderator
Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Pią 21:11, 04 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Tzn nie chcesz czytać dalej? ;>>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Init
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Sob 20:43, 05 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Jak możesz zadawać mi takie pytania?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Annie
Moderator
Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Sob 21:43, 05 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
No tak to odebrałam <pociesza>
A tak na osłodę:
Rozdział 15: Porwanie
Siedziałam i myślałam. Nie miałam odwagi ruszać się z domu. Tak bardzo się bałam. To było chyba najstraszniejsze uczucie, jakie kiedykolwiek czułam.
Słyszałam jak wszyscy w domu mnie obgadują. Widziałam to w ich myślach.
Mój straszny stan. Dziewczyny, która się boi.
Zamknęłam się w sobie, to wiedziałam na pewno, ale nie byłam pewna, czy chcę powrócić do normalności.
Długo myślałam nad tym co było, nad tym co jest, gdy nagle zadzwonił telefon. Odebrał jak zwykle uprzejmy Joseph. Słyszałam jakieś szepty i lekkie podenerwowanie. Ktoś rzucił słuchawką.
Potem cisza... Nasłuchiwałam tak przez chwilę, gdy nagle poczułam znajomą woń. Siedziałam lekko otępiała, bo nie wiedziałam, co robić. Rozległ się dzwonek do drzwi. Na dole odbywała się jakaś rozmowa, prawdopodobnie raczej spokojna, chociaż z tego co słyszałam w ich myślach, nie mieli zbyt uprzejmych zamiarów w stosunku do naszego gościa. Po chwili jeszcze trochę wrzasków i kroki na schodach. Gdy skrzypnęły drzwi od mojego pokoju, zobaczyłam Bobby'iego.
Patrzyłam się na niego jakby właśnie przeszedł przez pole kaktusów, wykąpał się z aligatorami oraz miał bliskie spotkanie trzeciego stopnia z Yeti.
- Cześć.
- eee...Jak.. ty tu... Jak?... Jak ty tu wszedłeś? - Nie mogłam sklecić zdania. Słyszałam też doskonale, że inne wampiry nas podsłuchują. Tymbardziej była to krępująca rozmowa.
- A normalnie. Po prostu zadzwoniłem, otworzono mi drzwi, przedstawiłem GRZECZNIE, co zamierzam uczynić i wszedłem. Specjalnie dla ciebie. - Dałabym sobie głowę uciąć, że Bobby doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jest podsłuchiwany, bo akcentował każde słowo w taki sposób, by zrobić na złość innym.
- Ale przecież naruszyłeś pakt.
- Hej, chyba nie zaatakujesz mnie z tego powodu?
- Nie, no coś ty.
- Tęskniłem. Musiałem cię zobaczyć.
- Musiałeś sprawdzić, czy wciąż tu jestem?
- Czemu się pytasz?
- Inny wampir, dla którego pachniesz tak samo smakowicie jak dla mnie? Czy ty nie rozumiesz?
- Rozumiem, że jakiś z Białych jest na tych ziemiach i musimy go stąd wykurzyć. Gdy byłaś na polowaniu zabił chyba z 5 osób. Dlatego poszedłem sprawdzić co z tobą. Podobno zawsze wampiry piją dużo krwi przed walką. I się nie pomyliłem. Już na ciebie czyhał, gdy zacząłem się z nim bawić. Wodziłem go moim zapachem i próbowałem go odciągnąć. Ale ten uparcie zacieśniał krąg wokół ciebie, więc zmieniłem front i zamiast kusić, zacząłem polowanie. Na wampira. - Tu Bobby się uśmiechnął. Potem podszedł do mnie i objął mnie ręką. - Kocham cię, dlatego nawet narażając własne życie, bym cię bronił.
Gdybym była człowiekiem, moje oczy pewnie byłyby pełne łez. Jednak niestety człowiekiem nie byłam, więc nawet popłakać nie mogłam! Jaki ten świat niesprawiedliwy.
- Bobby, dziękuję. - Złapałam go za rękę i mocno do siebie przycisnęłam. Moje obawy co do tego, czy jestem gotowa na miłość, ulotniły się w mgnieniu oka. Bobby był mi pisany i to była właśnie moja wielka miłość.
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy. Wtuleni w siebie, nie zważając na nic.
- Może pójdziemy nad rzekę? - Zaproponowałam. - Tu się zaczyna robić gorąco. -Powiedziałam to specjalnie głośniej, żeby moja rodzina dała mi spokój.
Poszliśmy, a tam już się nie hamowałam. Pocałowałam Bobby'iego jak najmocniej umiałam, a on to odwzajemnił. Długo tak leżeliśmy w siebie wtuleni, gdyż przecież dla nas i tak czas sie nie liczył. Chciałabym, aby ten dzień trwał wiecznie.
Ale kusiło mnie jedno pytanie:
- Bobby, jak ci się udało wejść do mojego domu, bez żadnych oporów ze strony moich braci?
- Wiesz, no.. Co prawda trochę mnie nie chcieli wpuścić, ale jedna z tych twoich sióstr.. Nie wiem jak się nazywa, w każdym razie spojrzała mi w oczy i powiedziała, że mają mnie przepuscić do Kimberly, bo mam ważną sprawę.
- To była Comely.
Bobby się uśmiechnął. Boże, jaki on miał czarujący uśmiech. Na chwilę odpłynęłam w jego pięknych oczach, gdy nagle on odwrócił wzrok.
Napiął wszystkie mięśnie i powoli się rozejrzał. Podążyłam wzrokiem tak jak on i zamarłam. Bobby zaczął drżeć na całym ciele.
Oboje mieliśmy na tyle dobry wzrok, że uchwyciliśmy parę fioletowoniebieskich oczu i błysk zębów. Obok dojrzałam młodą dziewczynę. Była człowiekiem.
Bobby patrzył jak otępiały.
- Jeśli on jej coś zrobi, dopadnę go i rozszarpię na kawałeczki!
- Bobby, kto to?
- Moja siostra...
Spojrzałam na Bobby'iego ze strachem w oczach.
Postać wyszła zza drzew, ciągnąc za rękę, zapłakaną młodą Indiankę.
- Zostaw ją! - Krzyknęłam.
Wampir uśmiechnął się jadowicie do mnie.
Bobby nie wiedział co robić. Ja doskonale wiedziałam, co planuje Adam.
- Zgoda! - Krzyknęłam bez chwili zastanowienia.
Bobby chyba zrozumiał o co chodziło złemu wampirowi. Jednak spojrzał na mnie niedowierzającym wzrokiem.
Ruszyłam do przodu, nie oglądając się na Bobby'iego. Co prawda przekazał mi w myślach, że możemy walczyć, ale ja nawet nie chciałam.
- Puść ją.
- Dobrze. - Powiedział i puścił dziewczynę, która od razu pędem rzuciła się w stronę brata. Ten osłaniał ją swoim ciałem, dalej bacznie przyglądając się, co będzie dalej.
Adam złapał mnie za rękę i bezwładnie ruszyłam za nim. Doskonale wiedziałam, że nie kierowałam się sama. Ktoś mi w tym pomagał. Ktoś sterował moją wolą. Po chwili tuż obok nas pojawił się Karol.
Koniec części XV
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Init
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Pon 9:35, 07 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
A to cholera! Takim podstępem Na pal go!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Annie
Moderator
Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Pon 18:18, 07 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Init. Ze specjalną dedykacją urodzinową.
Już jeden z ostatnich rozdziałów!
Rozdział 16: Jaskinia
Prowadzili mnie tak dość długo. Musiałam się poddać temu i tak nie miałam szans przeciwko dwóm wampirom o tak niesamowitych umiejętnościach.
Właściwie, to chciałam umrzeć. Chciałam, żeby mnie rozszarpali na kawałeczki, ale oczywiście tego nie uczynili, gdyż świat nie jest tak piękny.
Gdy się oddalaliśmy, słyszałam krzyki Jacoba, słyszałam jak wrzeszczy w myślach, bym została. Słyszałam i czułam całą sobą, że biegnie i chce nas tropić, ale nie mógł. Zmienialiśmy tak często kierunek, że po pewnym czasie sama się pogubiłam. W głębi siebie i też częściowo z myśli Karola, który niestety nie umiał zagłuszać ich tak perfekcyjnie jak to robił Adam, słyszałam, że udajemy się na pewne miejsce. Gdzieś w zamierzchłej podświadomości znałam to miejsce. Jakby na to nie patrzeć, miałam stanąć oko w oko z własnym ojcem i go zbudzić. Rozważałam kilka wariantów, jakby się wyrwać, ale gdy tylko któryś zauważał cokolwiek, od razu dostawałam ostrzeżenie tego typu:
- Bądź grzeczna, a nic się NIKOMU nie stanie.
Jakoś im nie wierzyłam. Ciekawe czemu?
Zastanawiałam się, dlaczego jeszcze nie użyłam swojej mocy, zresztą oni też się nad tym zastanawiali. Wszystkie nasze dary się nawzajem blokowały, co w ogóle uniemożliwiło mi wykonanie czegokolwiek. To było frustrujące.
Wreszcie dobiegliśmy na miejsce.
Byliśmy na krańcu Kanady. Prawdopodobnie na Wyspie Królowej Elżbiety. Przynajmniej tyle wnioskowałam z drogi na północ, jaką przebyliśmy.
Doszliśmy do wielkiej jaskini, przed którą pozapalano świece i kadzidła. Zupełnie jak w kościele. Ale to było jedyne zabawne porównanie, bo reszta wystroju i nastroju, panującego w środku, była o wiele cięższa. Przybył tu praktycznie cały dwór, który przeżył masakrę w Awignion i kilka nowych wampirów.
Adam przybliżył się do mnie i złapał mnie w talii.
- Dzisiaj! - Rozpoczął przemowę. - Dopełni się nasz los! Ludzie zostaną naszymi niewolnikami, a wampiry będą rządzić tą nędzną planetą. Dzięki niej - Musnął moje włosy swymi wargami.
- Doskonale wiecie, kim ona jest.- Teraz wtrącił Karol. - To wielka księżniczka Kimberly. Następczyni tronu. Jedyna córka ostatniego króla wampirów. Jakież to przykre, że jej własny ojciec nie wskazał jej, jako swojej następczyni, tylko mego brata, Adama. Jednak dzięki nam, księżniczka może powrócić na tron.
- Jakbym tego chciała. - Odniosłam wrażenie, że kilka z nowo przybyłych wampirów było rozbawionych moim zachowaniem i tym w jaki przeuroczy sposób, niszczyłam gospodarzom tą poważną i uroczystą przemowę.
Akurat się nikt ciebie o zdanie nie pyta - mruknęła w myślach Haubrey.
- Tak więc, dzisiaj, moi drodzy, rozpoczynamy nowe życie. - Wiedziałam doskonale, co Adam zamierza uczynić. Gdzieś z daleka, ale to z bardzo daleka, słyszałam myśli wilków. Pewnie Bobby szykował armię na wojnę z wampirami, gdy ci już mnie zabiją.
Mój prześladowca, przysunął moją twarz do swojej i spojrzał mi prosto w oczy.
Wiesz doskonale, że mogłaś tu przyjść dobrowolnie, ale wolałaś strzelać fochy. Tak, czy inaczej. Kocham cię i teraz możemy być wreszcie razem.
- Jakoś niekoniecznie podoba mi się ta wizja. - Kolejny niepohamowany wybuch śmiechu u niektórych nowych. Czy ja byłam, aż taka śmieszna? Nie, chyba nie.
- Mogłabyś tak wreszcie do cholery, przestać mi przerywać!?
- Okey, okey. - Sarkazm i postać komediowa, to chyba jednak mój żywioł.
Myśli Bobby'iego słyszałam coraz wyraźniej. Musiałam tylko trochę jeszcze to poprzeciągać, by zdążył się tu znaleźć przed pocałunkiem. Z jednej strony będzie to dla niego bolesne, wiem. Ale z drugiej strony to uratuje mu życie. Biłam się z myślami. To wszystko było takie chore.
Koniec części XVI
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Init
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Wto 19:38, 08 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Aj..To napięcie mnie wykończy xD
Dziękuuuuuuuuję...;*
Ale szkoda, że mamy się ku końcowi ;(
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Annie
Moderator
Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Wto 19:48, 08 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Teraz przed wami najsmutniejszy z rodziałów. Mozecie mnie zakatrupic za to, jak potoczą sie tu wydarzenia. Przykro mi tak, wyszło.. ; ] Zresztą przeczytajcie same, by się przekonać co sie stanie.
Rozdział 17: Kulminacja
Tak jak przypuszczałam, w jaskini znajdowały się wszystkie grupy wampirów. Wolni, Biali oraz nawet Czerwoni. Czyli teraz obowiązywało równouprawnienie. Ciekawe na jak długo.
Na razie wszyscy przyglądali się tej scence ze stoickim spokojem. Tylko kilka Białych nas popędząło w myślach, jednak ja miałam zamiar to wszystko tak długo przeciągać, aż będę miała pewność, że Bobby będzie bezpieczny. Musiał tylko znaleźć się w jaskini...
Adam cały czas trzymał mnie w objęciach, jednak bacznie analizował, to co widział w swoich wizjach. Wiedział, że musi podejmować decyzje szybko, inaczej jego plan wezmą diabli.
Przybliżył się do mnie.
- Kocham cię. - Wyszeptał i złożył pocałunek na mych wargach. Całował delikatnie, aczkolwiek zdecydowanie.
Ja już wiedziałam, jego plan się nie udał, bo właśnie w tym momencie do kręgu na którym staliśmy wpadł Bobby.
Czas się zatrzymał. Tylko trzy postacie w środku kręgu poruszały się i "żyły".
- Wow. - Bobby jęknął. Po pierwsze był zdruzgotany widokiem moim i Adama, a po drugie chyba nigdy nie spotkał się z czymś takim. Wszystko wokół zaczęło wirować. Szybko wyrwałam się z objęć zdezorientowanego Adama i przylgnęłam całym ciałem do Bobby'iego. Trzymałam go mocno i nie chciałam za żadne skarby puścić.
Nastąpiła światłość i znikąd pojawiły się cztery kamienne pomniki, które powoli zaczynały ożywać.
Dwa z nich były bardziej przygarbione i miały w sobie coś z wilka, a od dwóch pozostałych bił taki chłód, że aż mnie przeszedł dreszcz.
Jedna z postaci drgnęła i od razu skierowała swój wzrok na mnie.
- Obudziłaś nas? Dlaczego?
Wiedziałam podświadomie, że to mój ojciec, ale nie miałam pewności.
- Powiedz mi, jesteś moim ojcem? - powiedziałam prosto z mostu.
Mężczyzna wyraźnie się zmieszał.
- Tak. Jako jedyna mogłaś przyczynić się do obudzenia naszej czwórki właśnie dzięki mnie.
- Cóż się stało, że to uczyniłaś, księżniczko? - Zdziwił mnie oficjalny ton najstarszego z mężczyzn, który zapewne miał bardziej wilczą naturę.
Długo się zastanawiałam, co powiedzieć. Co ciekawe, nie słyszałam mysli Pradawnych, co mnie jeszcze bardziej dekoncetrowało.
- Nie miałam tego w planach. To samozwańczy król wampirów, Adam, mnie tu ściągnął wbrew mojej woli.
Pradawni popatrzyli po sobie. Nawet nie wiedziałam, co myślą!
- W takim razie, w jakim celu, ty Adamie, sprowadziłeś tu księżniczkę?
- Hmm, moim celem jest zdetronizowanie wilkołaków, które wciąż na nas napadają.
- To nieprawda! - Obruszył się Bobby, który wciąż stał przy moim boku.
Wszyscy Pradawni dopiero teraz zwrócili uwagę na przedstawiciela drugiej rasy. Dwóch z nich było raczej za Bobby'im, natomiast dwójka pozostałych raczej wyrażała podobne poglądy, co Adam.
Ja stałam pomiedzy nimi. Byłam wampirem związanym z wilkiem. Dziwna relacja.
- A więc, wysłuchamy was po kolei. Zaczniemy od zmiennokształtnego.
Bobby upewnił się w myślach, czy o niego chodzi, więc skinęłam głową.
- Uważam, że wampiry, a w szczególności ta cała "Rodzina królewska" trochę za bardzo się rządzi. To oczywiste, że jesteśmy ich naturalnymi wrogami, ale możemy żyć w pokoju. Najlepszym przykładem jest związek mój i księżniczki. - Wzruszyło mnie to, że mnie zatytułował.
- Hmmm... - Jeden z Pradawnych-wilków zastanawiał się nad czymś.
- A co na to wampiry?
- Chcę zaznaczyć, że my się nie rządzimy. Po prostu silniejsi powinni mieć władzę. - Powiedział hardo Adam.
- Nie liczysz się z nikim. - Głośno pomyślałam.
- A ty, to niby taka święta jesteś? Zadajesz się z inną rasą! To prawie jak mezalians!
- Nie wypominaj mi rzeczy, o których nie masz pojęcia! Ja nie zmusiłabym nikogo do robienia czegokolwiek wbrew jego woli. W przeciwieństwie do ciebie. Masz chore plany wobec wszystkich.
- Wobec ciebie nie. Kocham cię.
- Nie rozumiesz, że ona nie jestem wampirzycą dla ciebie? - Bobby też był z lekka zdenerwowany takimi oświadczeniami.
- Zamknij się, psie!
- Nie rozkazuj mi.
Bobby'iego przeszedł dreszcz. Próbowałam go uspokoić, jednak coraz bardziej drżał i na nic zdawało się moje błaganie, by dał sobie spokój. W ułamku sekundy zmienił się w wilka. Odskoczyłam szybko, ale miałam świadomość, że przecież nic mi nie zrobi.
- No dalej, Burku. Ale się ciebie boję.- Rozjuszał go Adam.
Bobby napiął mięśnie i głośno warknął. Stanął pomiędzy mną, a Adamem. Jednak to nic nie dało. Adam w jednym ułamku sekundy znalazł się przy mnie i złapał mnie za ręce. Wykręcił mi je tak, że aż zawyłam z bólu. Zdziwiło mnie to, że Pradawni tylko patrzyli i nie interweniowali.
Bobby, gdy tylko zorientował się, że Adam zadaje mi ból, rzucił się na niego, niewiele myśląc. Ten tylko na to czekał. Uwolnił moje ręce i wpadł w swój szał bojowy.
Kilka ciosów i zobaczyłam, jak Bobby osuwa się na swych łapach. Zmienił się z powrotem w człowieka. Nie miałam nawet czasu by zainterweniować, czy pomóc jakoś swemu ukochanemu w walce. Od razu rzuciłam się do Bobby'iego. Leżał już prawie bez czucia. Na ramieniu miał ślad wampirzych zębów. Nie mogłam wyssać jadu, który u normalnego człowieka spowodowałby przemianę. Jednak u wilka działał jak trucizna. Nie mogłam tego zrobić, gdyż zabiłabym go sama. Nie powstrzymałabym się... W dodatku już sam zapach jego krwi mnie nęcił. Trzymałam się ostatnimi szczątkami silnej woli.
Spojrzałam na Adama, który również nie wyszedł z tej konfrontacji bez szwanku. Mnóstwo jego wyszarpanej skóry leżało wokół na podłodze. Po chwili zerknęłam na Pradawnych. Byli w wielkim szoku, patrząc na to, do kogo podbiegłam. Jeden z nich podszedł do mnie i tylko patrzył.
- Nie jesteś moim ojcem. Gdybyś nim faktycznie był, zrobiłbyś coś... - Oddałam się fali smutku. Bobby trzymał się jeszcze ostatkami sił. Przytulił mnie mocno i powiedział:
- Kocham cię. Pamiętaj o tym, gdy już mnie nie będzie... - Ostatnie słowa zawiązły mu w gardle.
Gdybym była człowiekiem, moje oczy pewnie by były już zalane łzami.
Nie mogłam płakać. Czemu ten świat był taki niesprawiedliwy?
Bobby odpłynął w niebyt. Na zawsze....
A ja z wściekłością wstałam i ruszyłam w kierunku wciąż jeszcze obolałego Adama...
Koniec części XVII
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Init
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Śro 11:09, 09 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Nieee...;( ;( ;(
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Annie
Moderator
Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Śro 17:12, 09 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Teraz cie przetrzymam trochę, co ty na to? W końcu to ostatni rozdział, wiec nie mogę go tak szybko wstawic.
trzeba pobudowac napiecie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
|
|