Forum www.twilight2009.fora.pl Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Więzy krwi by Annie
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.twilight2009.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Annie
Moderator
Moderator



Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Czw 14:03, 27 Sie 2009    Temat postu:

Rozdział VI Delegacja
Całą noc surfowałam po internecie i czytałam plotki o gwiazdach. Fajnie by było, gdybym moim jedynym problemem było to czy wstrzyknąć sobie botoks w policzek czy w czoło, a może jeszcze więcej silikonu wsadzić sobie w biust.
Zatopiłam się w myślach.
Nagle doszedł mnie skowyt. I z pewnością, nie był to zwierzęcy skowyt.
-ONI-szepnęłam w przerażeniu. Pobiegłam do swojej ogromnej garderoby i wygrzebałam jakąś zwiewną czarną sukienkę. Idealnie pasowała do moich włosów, które były w kolorze ciemnego blondu.
-Kimberly! - Do mojego pokoju wpadła Lisa.-Oni tu idą prawda?
-Tak-odpowiedziałam zdawkowo.-Lepiej sie przygotujcie. Chociaż z tego co słyszę, nie mają złych zamiarów. Boją się, że możemy być nieuprzejmi.
-Czyżby Biali nauczyli manier i pokory swoje wojsko. A to nowość-powiedział wchodząc do pokoju Jake.
-Oni są bardziej cywilizowani od zwykłych czerwonych.-odpowiedziałam, wsłuchując się w ich myśli.-Chodźmy już. Zaraz przybędą.

Wszyscy staliśmy na polanie, gdzie za chwilę mieliśmy się z NIMI spotkać.
Pierwsza wyszła piękna Haubrey w powłóczystej, krwistoczerwonej sukni.
-To dlatego przybyli w obawie-szepnęła mi do ucha Cornely. Nie od dziś Haubrey się mnie bała. Ciekawe czemu.... Zaśmiałam się cicho. Gdy tylko Haubrey to zauważyła jej twarz zmieniła się nie do poznania. Z pewnej siebie wampirzycy, zmieniła się w niemal dziecko, bojące się o to, że ktoś zaraz zabierze mu wszystko co ma.
Tuż za Białą, szło 10 Czerwonych. Szli troszkę jak zwierzęta, Bez butów, większość w podartych ubraniach. Był to dość zabawny obrazek w porónaniu z Haubrey.
-Witajcie.-rzuciłam na powitanie. Moja rodzina wolała siedzieć cicho. Nagle na respekt im sie wzięło? Kolejny uśmiech pod nosem.
-Witajcie również-tak jak myślałam, przemiawiać będzie tylko i wyłącznie Haubrey.
-Co was do nas sprowadza?-zapytałam się uprzejmie. Korzenie nakazywały mi zachować grzeczność. Bez względu na to, jak bardzo nie lubiłam Haubrey.
-Wasza wysokość, mój brat Adam wysłał nas w celu zaproszenia ciebie na uroczysty bal.-Haubrey powiedziała to bardzo uroczyście.Ale po chwili dodała w myślach Radziłabym ci wziąć więcej ciuchów. Wiesz, co on planuje, prawda?
-Obawiam się, że nie skorzystam.
-To przecież dyshonor dla nas, gdybyś odrzuciła nasze zaproszenie. Cała arystokracja będzie zawiedziona.
-Wybacz, ale mam naprawdę inne zajęcia. I nie mam zamiaru wracać do dawnych zwyczajów.
-Czyżbyś zapomniała wszystkiego-Tu Haubrey przywołała do swoich myśli wszystkie sceny z "wystawnych" uczt w Awignion.
-Przestań!
-Gdzie twoje maniery księżniczko?
-A gdzie twoje?-zapytałam sie wyraźnie podirytowana. Haubrey cofnęła się, gdy tylko obnarzyłam lekko zęby.
Tom odruchowo złapał mnie za ramię i w myślach obiecał mi, że nie pozwoli Haubrey przekroczyć granicy. Mój brat posiadał bowiem dar tworzenia tarczy, takiego jakby pola siłowego. Zazdrościłam mu tego.
-Wasza wysokość, czyżby boli cię to, że powodzi nam się lepiej niż tobie tutaj samotnie?
-Jeżeli przybyłaś tu, żeby ze mną przegrać to proszę bardzo stawaj na środek.-rzuciłam jej wyzwanie. Haubrey była mocna tylko w gębie. I prysł jej strach.
-Wybacz za śmiałość. Obawiam się, że wizytacja skończona. Zostało mi jednak ostatnie pytanie. Przybędziesz, czy nie?
-Powiedz swojemu bratu, żeby na nic nie liczył.
I w tym momencie Haubrey ruszyła do tyłu wraz ze swoją świtą, a ja bezradnie padłam na trawę. Pierwszy raz w czasie mojego całego wampirzego życia, zrobiło mi się słabo.
Koniec części VI


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bells
Moderator
Moderator



Dołączył: 04 Mar 2009
Posty: 210
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Forks

PostWysłany: Czw 16:19, 27 Sie 2009    Temat postu:

Zbierałam się do przeczytania twojego opowiadania od jakiegoś czasu i w końcu się za nie zabrałam.
Muszę przyznać, że piszesz bardzo ładnie, ciekawie, nie zauważyłam zbyt wielu błędów. Tekst naprawdę bardzo wciąga.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annie
Moderator
Moderator



Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pią 9:27, 28 Sie 2009    Temat postu:

Dziekuję bardzo ;]

z ilosci mnóstwa wolnego czasu wrzucę wam kolejny rodział xD

Rozdział VII: Cóż zrobić mam?
Leżałam tak chwilkę, a moja rodzina wolała się do mnie nie zbliżać. Stali przy rzece i intensywnie się we mnie wpatrywali.
- Jakbyś nas potrzebowała, to idziemy sprawdzić, czy nikt nie przekroczył granicy. W końcu zaczęło kręcić się tu mnóstwo wampirów. - powiedziała głośno Lindsay.
Pokiwałam głową, na znak, że rozumiem, iż chcą mnie zostawić w spokoju. I znów kolejna fala bólu. Tak bardzo nic mnie nigdy dotąd nie bolało. Moje dawno nie bijące serce jakby "ożyło". Szkoda tylko, że była to przenośnia. Tak bardzo chciałam się wypłakać komuś w ramię. Ale niby z kim mogłam szczerze pogadać? Nie miałam takiej osoby. To było przygnębiające.
Postanowiłam złamać do końca wszystkie zasady. I tak nikt nie mógł mi nic zrobić. Nikt. Nawet Adam i jego stuknięta rodzinka królewska.
Wstałam i ruszyłam przed siebie. Moje nogi same mnie poniosły do umownej granicy. Stałam tam jak wryta i myślałam. To musiał być zabawny widok. Smukła dziewczyna, wyglądająca jak posąg.
Poczułam znajomą woń.
-Bobby?
Cisza
Usłyszałam czyjeś myśli, ale bardzo ciche.
Przepraszam za wszystko...
-Ja też..-Wstrzymałam oddech, bo poczułam jak przemiła woń się do mnie przybliża. Ciekawe, rodzinie królewskiej wilkołaki nigdy nie śmierdziały, ale mojej "nowej" rodzinie zawsze.
Stanął obok mnie w swej ludzkiej postaci, więc ułatwił mi czytanie w swoich myślach. Myślał intensywnie, co powiedzieć. Jak układać zdania. I w końcu ni z gruchy,. ni z pietruchy wystrzelił z tekstem:
-Kocham cię i jest to silniejsze ode mnie. Nie obchodzi mnie nic! Rozumiesz? Mam gdzieś to, że jesteś jedną z zimnych, mam gdzieś, że jesteśmy odwiecznymi wrogami. Kocham cię.
Zaskoczył mnie tym wybuchem. To było faktycznie silniejsze od niego.
-Hmm, tak właściwie, to nie za bardzo wiem, co powiedzieć. Całym sobą kusisz mnie, do zakosztowania twojej krwi.-zaczerpnęłam powietrza. To było złamanie kolejnej zasady. Jego cudowny zapach, aż mnie odurzył.- Masz taką cudowną woń.
Bobby nawet nie drgnął.
-Nie obchodzi mnie to. I tak cię kocham.- Nie musiał tego mówić po raz kolejny, ale tylko potwierdził swoje myśli.
Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Czy ja też go kochałam? Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć.
-Nie musisz mi odpowiadać. Ja wiem swoje i ty wiesz swoje.
Odgarnął mi włosy z szyi na bok. To było przyjemne, gdy mnie tak dotykał. Miał tak bardzo ciepłą skórę.
-Inne wampiry pachną o wiele gorzej od ciebie. Jesteś inna.
Nic nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że nie jestem taka jak wszyscy.
-Trzymasz się z dala od ludzi, nawet od swojej rodziny. Pachniesz też o wiele lepiej od reszty. I masz takie piękne oczy. Wyróżniasz się.
-To zbyt skomplikowane jak na ciebie.
-A czemu nie chcesz mi wszystkiego wytłumaczyć?
- Bo to dla mnie naprawdę ciężka sprawa.
- Mamy mnóstwo czasu.
- Ty kiedyś wyrośniesz.
- Niekoniecznie. Dopóki będę się zmieniał w wilka nie postarzę się ani o minutę. Podobnie do ciebie.
- Tylko, że w tobie bije serce.- Moje oczy się zaszkliły. Po raz pierwszy, od 154 lat płakałam, a raczej to było coś co wyglądało jak płacz.
Bobby przybliżył się do mnie i mnie przytulił. Lekko się wzdrygnął, gdy poczuł moją lodową skórę.
- Faktycznie jesteś zimna.- uśmiechnęliśmy się razem. Gdy już przyzwyczaiłam się do jego zapachu, przestałam myśleć o moim wielkim pragnieniu.
- Wiesz co. Ja chyba ciebie też.- powiedziałam to zupełnie z kontekstu, ale Bobby odwrócił mnie do siebie i spojrzał mi głęboko w oczy. Było to nieme pytanie.
Powstrzymasz się, na pewno.-powtarzałam sobie bez ustanku. Po chwili przybliżyłam się do jego twarzy. On do mnie też. To był lekki, ale jakże słodki pocałunek. Chciałam więcej, ale pamiętałam o tym, żeby się powstrzymać.
-Chyba nie było tak źle. Jeszcze żyję.- zaczął żartować Bobby, co mnie lekko zirytowało.
-Lepiej uważaj.- Uśmiechnęłam się i odsłoniłam lekko rząd śnieżnobiałych, ostrych jak brzytwa zębów.
Podobał mi się taki sposób konwersacji. Nie wymagał skupieniu, tylko płynięcia... Jakbyśmy byli zwykłą parą nastolatków, szukających swojego miejsca na świecie.
- Musisz się bardziej kontrolować.- I tak zaczęło sie tak słodkie, normalne przekomarzanie.

Gdy wróciłam do domu, byłam pewna obsolutnie trzech rzeczy. Kochałam Bobby'ego, bałam sie, że go skrzywdzę i już niedługo za kilka chwil szczęścia mogłam przypłacić życiem swoim i swojej rodziny.
Koniec części VII


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Init
Administrator
Administrator



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Oc./Lbl.

PostWysłany: Pią 20:30, 28 Sie 2009    Temat postu:

Wracam, a tu takie rzeczy! Shocked Ajjj...Czekam na dalsze rozdziały... Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annie
Moderator
Moderator



Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pią 20:55, 28 Sie 2009    Temat postu:

Mówisz, masz Very Happy

Rozdział VIII: Przeszłość.
Zastanawiałam się tylko, kiedy te kilka strasznych wiadomości dotrze do Adama. Zarówno on, jak i jego brat posiadali dar widzenia zamiarów. Tylko, że Adam widział to, co miało nastąpić dwadzieścia cztery godziny wcześniej, a Karol widział to, co dzieje się w teraźniejszości i dotyczy danej osoby, na której się skupił. Jednak Karol posiadał jeszcze drugą cechę. Był wstanie wpływać na uczynki innych, kierować nimi.. Były to bardzo niebezpieczne dary, których szczerze nie cierpiałam.
Całe rodzeństwo zawsze się zastanawiało, jak to możliwe, że udało mi się uciec z Awignion, gdy byłam cały czas obserwowana. Nigdy nie zdradziłam nikomu tej tajemnicy i chyba dobrze, bo nie wiem, czy byłoby to słuszne.
Pomogła mi wtedy w tym moja własna matka i nie mówię tu o Lisie.
Dakota, bo tak miała na imię moja mama, przyjechała do Awignion w wieku osiemnastu lat. Została wypędzona z Verony we Włoszech z powodu ciąży. Dobrze znałam tę historię, gdyż za każdym razem, gdy matka opowiadała mi o ojcu, bardzo się bałam, by nie wybuchła i ze złości nie rzuciła się na mnie.. Było to jeszcze przed moją przemianą.
W każdym razie, moja matka zawitała do Awignion, ale nigdzie nie mogła znaleźć schronienia. Zmęczenie i ciąża bardzo ją wyczerpały. Była bardzo słaba, więc położyła się w jednym z zaułków. To wtedy znalazł ją Georg, mój stworzyciel. Była bardzo blada i mizerna. Zabrał ją więc na zamek. Wszystkie wampiry znajdujące się na zamku, myślały, że to przekąska. Świeża krew i to w dodatku z jeszcze świeższą w środku. Jednak Georg, który był władcą, nie pozwolił dotknąć Dakoty nawet przez swoja służkę. Zajmował się nami. Gdy tylko moja matka się przebudziła, była bardzo wystraszona. Pomimo zapewnień Georga, że nic jej nie grozi na zamku, bardzo bała się "nowych przyjaciół". Bardzo szybko pojęła, z kim ma do czynienia. Georg zakochał się w Dakocie, a ona w nim. Mijały dni, tygodnie. Piękna miłość człowieka i wampira, który dla tej jednej był w stanie zrezygnować z picia ludzkiej krwi. Nie trwało to wiecznie. Pewnego dnia Dakota dostała silnej gorączki, czuła, że jej ukochane dziecko, które przez cały ten czas nosiła przy sercu, chce się wydostać na świat. W mig zrozumiała kilka faktów. A co, jeśli Georg czeka właśnie na jej dziecko; co, jeśli jej jedyne szczęście ma zostać wkrótce ofiarą tych okropnych bestii? Co, jeśli ona sama zostanie zgładzona? Dakota miała mętlik w głowie. Pomimo tego, że niektóre wampiry przywykły już do jej obecności na zamku, nie pozwalała się nikomu dotknąć. Wtedy nadszedł ten czas. Jedna ze służek, która była tylko półwampirem, od razu pojęła, o co chodzi Dakocie. Natychmiast wezwała swego pana i wszystko mu dokładnie wytłumaczyła. Georg był w szoku, wiedział, że to kiedyś nastąpi. Nie był jednak dobrze przygotowany. Mimo to zdecydował się, że to on odbierze poród. Nie mógłby się pogodzić z tym, jeśli ktoś inny zabiłby jego ukochaną. Wiedział, że może mu się udać.
I udało się mu. Był bardzo zaskoczony moją urodą tuż po narodzeniu. Nie byłam jak zwykły człowiek. Według całego królestwa byłam za piękna na człowieka. Widziano we mnie objawienie i bóstwo.
Moja mama jednak nie była taka szczęśliwa po porodzie. Zdążyła się mną nacieszyć zaledwie przez parę godzin, gdyż potem do jej organizmu wdarło się zakażenie. Georg sprowadził, kogo tylko mógł. Mnie dla bezpieczeństwa oddał pod opiekę owej półwampirzej służki, która nie miałaby nawet serca zabić nawet dorosłej osoby, a co dopiero dziecka.
Pomimo tego, że miałam zaledwie parę godzin, niecały dzień, doskonale utkwił mi w pamięci ten krzyk, wydobywający się z zamku, podczas gdy ja byłam niesiona do chaty służki.
To Dakota krzyczała. Krzyczała z bólu. Nic nie mogło jej pomóc, więc Georg zadecydował o przemianie. Jej serce przestało bić. Czułam to, jako maleńkie dziecko....
Na zamek powróciłam dopiero po roku. Moja matka nie była już dla mnie niebezpieczna. Widziałam, jak płakała, gdy mnie zobaczyła. Jeżeli tylko można to nazwać płaczem. Miałam nową rodzinę. Georg i Dakota pobrali się, a ja stałam się ich dzieckiem. Jedynym żywym dzieckiem w całym zamku. To musiała być atrakcja.
Żyłam tam normalnie, jak normalne dziecko. Miałam normalne stroje, normalne jedzenie. Specjalnie dla mnie gotowano, co już w ogóle było ewenementem. Praktycznie cały świat kręcił się wokół mnie. Moi rodzice byli zachwyceni. Georg nikogo tak nie traktował jak mnie. Byłam księżniczką.*
Mając piętnaście lat wybrałam się poza miasto wraz z jedną z wampirzyc, Madelaine, która darzyła mnie dużą sympatią. Miała tyle lat co ja, gdy została przemieniona. Bardzo mi zazdrościła tego, że mogłam normalnie żyć.
Nagle z przeciwka zauważyłyśmy pędzącą karetę. Kareta ta wpadła w poślizg i sunęła wprost na nas. Madelaine niewiele myśląc rzuciła sią na mnie, by uratować przed zmiażdżeniem. Gdy było już po wszystkim, ostrożnie wyjrzałam zza żelaznego uścisku towarzyszki. Czułam krew. Od zawsze byłam przyzwyczajana do tego zapachu, gdyż średnio raz na tydzień cały zamek wypełniał ten aromat. Ostrożnie spojrzałam na Madelaine. Dziewczyna wyraźnie ze sobą walczyła.
- Odejdź, jeśli musisz - zaproponowałam jej.
- Księżniczko, nie mogę. Obiecałam Panu. Obiecuję cię nie skrzywdzić.
- A jeżeli zrobisz krzywdę tym ludziom, znajdującym się w karecie? Jeśli żyją, nie możemy ich narażać na jeszcze większe niebezpieczeństwo.
- Odejdę na cztery metry, a ty ich opatrz, jak tylko będziesz umiała. Proszę. Gdy skończysz, zawołaj mnie..
- Dobrze.
- A i.. błagam o wybaczenie. - Tym zbiła mnie kompletnie z zamyślenia.
- Czemu?
- Bo śmiałam ci rozkazać. Wybacz mi..
- Dobrze, wybaczam. Idź już. Dam sobie radę.
I wtedy poznałam to rodzeństwo.. Powoli wyciągnęłam spod drzwiczek najstarszego i najprzystojniejszego z nich. Potem jakoś udało mi się wyciągnąć dziewczynę, która była bardzo chuda i mała. Na końcu wygrzebałam spod kół niewysokiego, lekko pulchnego chłopaczka. Szybko ich opatrzyłam. Wtedy ocknął się najstarszy z nich.
- Gdzie… gdzie... jestem?
- Na drodze. Mieliście wypadek - wolno wyjaśniłam.
- Kim jesteś?
- Nikim ważnym, ale na imię mam Kimberly. Wraz z przyjaciółką zabiorę was na pobliski zamek, dobrze?
- Jeśli to konieczne.. Auu, boli.. - Jego piękna twarz wykrzywiła się w bólu.
- Co cię boli? Pokaż, znam się trochę na tym.
- Noga, nie mogę nią ruszać. - Wzięłam kij i usztywniłam mu bolącą kończynę.
Gdy już upewniłam się, że żadne z rodzeństwa nie krwawi, zawołałam Madelaine.
- Dobrze się spisałaś. Zabierzmy ich stąd.
I tak oto cudowne rodzeństwo trafiło na zamek. Jak się potem okazało, najstarszy z nich nazywał się Adam, dziewczyna Haubrey, a pulchny chłopak - Karol.
Mijały tygodnie, miesiące. Szybko zorientowałam się, że Adam, który był ode mnie starszy, coś do mnie czuje. Byłam tym zaskoczona, ale w tym świecie było za dużo nieprawdopodobności, bym się bardziej tym faktem przejęła.

Pewnego dnia wybraliśmy się całą czwórką na wycieczkę do pobliskiego lasu. Miałam wtedy siedemnaście lat... Siedzieliśmy wtedy na łące przy ognisku, gdy zza drzew dało się słyszeć furkot i trzask. Na polanę wypadła wataha wilków. Nie mieliśmy z nimi żadnych szans. Zresztą, co mogłoby zrobić dzieci...? Wszyscy byli zmasakrowani oprócz mnie. Przede mną wilki czuły respekt, ale niestety niedługo, bo w końcu jeden z nich rzucił się na mnie, łamiąc kręgosłup. Nigdy wcześniej nie czułam takiego bólu. Gdy leżałam tak na polanie, zdołałam tylko wyszeptać imię matki. Potem czułam już tylko zimno, jakby mnie ktoś przytulał do marmuru, a potem rozpętało się piekło...
Trwało to ponad dwa dni. Czułam, jak każde moje naczynie krwionośne rozsadza się od środka. Myślałam, że jestem spalana, że to mój pogrzeb. Ale przecież miałam świadomość! Chcieli pogrzebać mnie żywcem! Chciałam się wyswobodzić, ale nie mogłam krzyczeć. Nie mogłam...
Ogień stopniowo gasł. Czułam, że moje serce jeszcze bije, wiec pomyślałam, że może ktoś się zorientował, że żyję i ugasił stos. Ale to było tylko moje pobożne życzenie. Poczułam, jakby ktoś mi wyrwał całą klatkę piersiową i cały ból ustał już na zawsze.
Pamiętam, że stała nade mną Dakota i to ona gładziła mnie po ręce. Tuż obok niej stał Georg, który patrzył wzorkiem pełnym współczucia i fascynacji. Powoli wstałam. Moi rodzice odsunęli się, ale tylko odrobinkę. Spojrzałam w lustro i oniemiałam.. Byłam... byłam… piękna. Idealna i doskonała. Byłam co prawda wychowywana wśród wampirów, ale nie do końca wiedziałam o ich istnieniu. Nigdy wcześniej nie widziałam takiego wampira jak ja. Chyba nikt nie widział. Szybko podjęto więc decyzję, że będę wabikiem na ludzi. Miałam być żywą przynętą.
Minęło kilka dni od mojej przemiany, nie byłam już spragniona i wtedy spotkałam Adama.
- Myślałam, że tylko mnie udało się uratować.
- Nie. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz - żartował Adam. - Zresztą moje rodzeństwo też jest teraz... takie.
I tak mijał czas, Adam był osobistym zastępcą Georga, a ja przyprowadzałam ludzi z coraz to nowych miast. Uwielbiałam się bawić ludźmi, a szczególnie prostymi chłopcami z pobliskich wiosek, którzy poszliby za mną nawet w ogień.

Sielanka niestety nie trwała długo. Pewnego dnia przyjechał poseł z Rumuni. Prosił o audiencję. Jednak gdy tylko zrozumiałam, że potrafię czytać innym w myślach, kazałam Georgowi go wyrzucić. Od tego rozpętała się wojna między dwoma największymi rodami wampirów w Europie. Byliśmy my i tak zwany ród Czerwonych, który wywodził się właśnie ze wschodu. Było wiele bitew, mniej lub więcej ważnych. Jednak najważniejszą była ta, w której zginął Georg. Tuż przed śmiercią powiedział, że jeżeli cokolwiek się stanie, Adam ma zostać nowym władcą. I tak też niestety się stało... Po tym wydarzeniu definitywnie wygraliśmy, a Czerwonii zostali naszymi niewolnikami.
Czułam się źle. Władzę miało praktycznie całe rodzeństwo, a ja byłam tylko wabikiem. Postanowiłam z tym skończyć. Kiedyś, dawno dawno temu na nasz dwór przybył pewien wampir z Ameryki, który mówił, że da się być wampirem, jednocześnie nie będąc zabójcą ludzi.
To był Joseph. To dzięki niemu nabrałam wiary, że mogę się zmienić. I w ten sposób, pomimo ciągłego obserwowania, udało mi się uciec pewnej nocy do Ameryki. Moja matka pomogła mi w tym, używając swojego daru, jakim było tworzenie tarczy, która unieruchamiała inne dary na jakiś czas.
Tak trafiłam do rodziny Josepha, który nie był ani trochę zaskoczony moim przybyciem.
Koniec części VIII


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Annie dnia Pią 20:57, 28 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Init
Administrator
Administrator



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Oc./Lbl.

PostWysłany: Sob 21:19, 29 Sie 2009    Temat postu:

O cholera..No to niezłą ma "dziewczyna" przeszłość...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annie
Moderator
Moderator



Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Sob 21:44, 29 Sie 2009    Temat postu:

Bardzo fajna, prawda? Ale najlepsze dopiero przed nami.. Najfajniejszy jest konuiec.. Ale do nuiego jeszcze z 10 rozdziałami musisz sie przemęczyć Very Happy

Rozdział IX: Siła woli
Długo tak rozmyślałam nad moją przeszłością. Wiedziałam, że niedługo będzie mi pisane spotkać się z całym klanem Białych. Bałam się tego, chociaż tak naprawdę oni powinni bać się mnie. Nie mogłam jednak temu zaradzić. Sama wywołałam burzę. Sama sprawiłam, że wilki znów się przebudziły i sama doprowadziłam do wielu dwuznacznych sytuacji. Nie miałam jak temu zaradzić. Wszyscy domownicy schodzili mi z drogi jak tylko mogli. Zdawali sobie sprawę, że gdy mnie rozzłoszczą, to nie będą mieli ze mną łatwo.
Trapiła mnie jeszcze jedna myśl. Co, jeśli tamci przybędą tym razem całym orszakiem? Co, jeśli będą chcieli mnie zabrać siłą? I wreszcie; co, jeśli będą chcieli zgładzić Bobby'iego? Tych pytań było za dużo. Nawet jak na moją głowę, nawet jak na moje wampirze życie.
Ludzie to mają łatwo. Gdy dokonują wyborów, najczęściej nie liczą się z takimi konsekwencjami - pomyślała Comely, gdy odgadła, jakimi rozważaniami jestem pochłonięta.
Spojrzałam jej prosto w oczy i nawet nie musiała wytężać swojego daru, żeby odgadnąć, co mam na myśli. Moje oczy wołały same przez siebie, żeby wszyscy dali mi spokój, ale żeby jednocześnie ktoś się mną zaopiekował. Czego ja tak właściwie oczekiwałam? Tego, że wszyscy się będą nade mną użalać, a ja będę się nimi bawiła?
Trzeba dorosnąć, księżniczko! - powiedziałam sobie w myślach.
Postanowiłam, że zniknę. Musiałam wtedy zrezygnować z daru czytania w myślach, ale cóż. Przynajmniej wreszcie zapanuje cisza w mojej głowie. Przemknęłam niepostrzeżenie do swego pokoju, podejrzewam, że nikt by tego nie zauważył, nawet jakbym była widzialna. Gdy znalazłam się już na miejscu, zdjęłam niewidzialność i zupełnie bezmyślnie rozpoczęłam się pakować. Sama nawet nie wiedziałam, po co to robię. Podeszłam do szafy, w której znajdowała się 'ona'. 'Ona’, czyli jedna z niewielu pamiątek z Awignion. Była to piękna suknia balowa. Z czasów, gdy jeszcze wydawano bale, a nie dyskoteki.
Teraz pojęłam, co moja podświadomość kazała mi uczynić. Jednak zdołałam się zorientować, że to wcale nie podświadomość. Ktoś mną kierował. I byłam niemalże więcej niż pewna, że doskonale znam tego kogoś.
-Wyjdź z ukrycia, wiem, że tu jesteś.
Usłyszałam głośne westchnięcie. Po tym westchnięciu właśnie rozpoznałam, kto to był.
- Przepraszam. Wiesz, że musiałem.
- Nie! - wrzasnęłam. - Nie będziecie mną kierować! Nie przybędę i tyle.
- Czemu zaprzeczasz sama sobie? Zapewne zdajesz sobie sprawę, że to jedyne dla ciebie racjonalne wyjście. Jesteś brakującym ogniwem naszej rodziny. Adam nie ma całkowitej mocy bez ciebie.
- Tym bardziej się nie pojawię już nigdy więcej w Awignion. A porywając mnie lub działając na moją wolę, możecie narazić się Pradawnym...
- Nie wspominaj o nich. Dobrze wiesz, że możesz zrobić największe głupstwo w swoim całym życiu.
- Być może, ale jeżeli tylko mnie tkniecie, nie zawaham się ani chwili.
Nastąpiła cisza. Karol myślał nad tym, co powiedzieć, jednak wszystkie myśli wylatywały mu z głowy z prędkością torped, bylebym tylko się nim zbyt długo nie przysłuchiwała.
- Adam nie będzie zadowolony. Sprzeciwiasz się prawu, a to karalne.
- No pięknie, to teraz będziesz mnie jeszcze straszył prawem, które ustalił mój ojciec? No ślicznie...
- Król wampirów ma prawo wybrać sobie małżonkę...
- Córka króla ma prawo sobie wybrać, jak spędzi resztę swego życia i kto będzie jej mężem!
Karol spochmurniał. Nie miał argumentów. Byłam ważniejsza rangą niż on i jego siostra razem wzięci. Po to właśnie byłam potrzebna Adamowi. A ja nie zamierzałam zrobić tej przyjemności i dać mu całej władzy. W ostateczności przecież mogłam obudzić Pradawnych, którzy byliby po mojej stronie z powodu więzów krwi.
- Widzę, że nic nie wskóram. Chyba będę się zbierał. – Przysunął się do otwartego na oścież okna.
- Poczekaj. - Odwrócił się do mnie. Miał nadzieję, że zmieniłam zdanie. - Dlaczego Adam was wysyła, a sam nie potrafi przyjechać?
Zastanawiał się długo. Nie chciał mówić głośno, więc skinęłam, że nie musi.
On cię zbyt bardzo kocha, by móc przyjechać tu osobiście. Boi, że nie opanowałby się.
Byłam zaskoczona tą wypowiedzią.
- Możesz już iść.
Karol wyszedł, a ja poczułam, że naprawdę nie wiem, co mam robić.
W takim stanie zastała mnie Lisa, która miała dziwne przeczucia. Jej dar podpowiadał jej, żeby jak najszybciej się ze mną spotkać.
- Kochanie, co się stało. Tom mówił, że czuł tu innego wampira. Kto to był?
- Karol.
- Ten z Awignion? - Skinęłam głową. - Czego chciał?
- Chciał mnie zabrać do Awignion.
- Ale po co?
- Po to, po co przyszła tydzień temu Haubrey. Próbują na mnie wywrzeć nacisk.
- Tak nie wolno przecież! Jesteś wolnym człowiekiem, a właściwie wampirem, ale wolnym!
- Wiem..
- Poza tym, o ile mi wiadomo, jesteś od niego ważniejsza w tej całej hierarchii. - No tak. Lisa nigdy nie lubiła zbytnio zapoznawać się ze światkiem wampirzych przywódców.
- Tak, masz rację. Najgorsze jest to, że nie mam pojęcia, co począć. To wszystko jest dla mnie zbyt trudne.
- Rób zawsze tylko to, co ci nakazuje serce.
Lisa przytuliła mnie mocno i długo tak siedziałyśmy. Jak matka i dorastająca córka, mająca więcej problemów niż przeciętny dorosły.
Koniec części IX


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Init
Administrator
Administrator



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Oc./Lbl.

PostWysłany: Sob 21:52, 29 Sie 2009    Temat postu:

Nie mam nic przeciwko takiemu męczeniu się xD Ajj<3

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annie
Moderator
Moderator



Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Sob 23:01, 29 Sie 2009    Temat postu:

Im szybciej, tym lepiej? No cóż..

Rozdział 10: Dwa podejścia
Myślałam, że już nic nie będzie mnie w stanie wyprowadzić z równowagi, a jednak myliłam się. Gdy wszystkie moje problemy na chwile się pozornie uspokoiły i uciszyły. Musiałam powrócić do codzienności, no i oczywiście usprawiedliwić się przed dyrektorką Kent, dlaczego nie było mnie przez kilka dni w szkole.
Gdy tylko weszłam do szkoły, zrobiło mi sie niedobrze. Wszędzie wisiały dekoracje na nadchodzący bal. Podążyłam błagalnym wzrokiem za Lindsay, która właśnie dołączyła do swoich przyjaciółek. Odgadła, że się na nią patrzę, więc się odwróciła i rzuciła mi współczujące spojrzenie.
Byłam strasznie samotna w tej szkole. Tak właściwie, to wszędzie byłam samotna. Nagle dobiegł mnie czyjś głos w myślach, na tyle się wyróżniający, że natychmiast się odwróciłam.
-Oh, hej Bobby - powiedziałam, zanim jeszcze do mnie dobiegł.
-Siemka. Co ty taka skulona pod ścianą stoisz?
-A tak jakoś. Gdzie twoi koledzy? Oni też..?
-Jeśli chodzi ci o "wilkołakostwo", to tak. Josh, ten najwyższy z nas, który chodzi do ostatniej klasy liceum jest naszym przywódcą.-pochylił się mi do ucha.-Szczerze mu tego zazdroszczę
-Łał, aż tak ci źle, jako podmiot wilkołakowego społeczeństwa?
-Nie, ale gdybym był najważniejszym z nas, kazałbym innym, by cię w końcu zaakceptowali.
- A nie akceptują mnie?
- Raczej trudno o to, by wilkołaki ze spokojem zniosły chorą miłość jednego wybryku natury do pięknej wampirzycy.
Zamilkliśmy oboje, bo zazdwonił dzwonek na lekcje.
Powoli udaliśmy się do klasy.
Niedługo bal..lalala - zanucił w myślach Bobby.
-Ugryź się w pięty- burknęłam do niego
-To jest teoretycznie możliwe, ale jesteś pewna, że chcesz poczuć moją krew?
- Idiota...- przyspieszyłam kroku i wpadłam do klasy jak burza.. Usiadłam jak zwykle na swoim miejscu, a Bobby wszedł do klasy tanecznym krokiem, jak gdyby nigdy nic.
-Nie od dawna wiadomo, że psy nie mają mózgów
Bobby udał, że mnie nie usłyszał i nagle zaczął się bardziej interesować lekcją. Nie prościej było po prostu wyłapywać w myślach nauczyciela, czego od nas oczekuje na następną lekcję? Niestety stary pan Henzel miał spore problemy z elokwencją.
Głośno westchnęłam.
-Nie oddychaj tak głośno, bo jeszcze inne komary się zreflektują, że masz zamiar rzucić się na jakiegoś bezbronnego Indianinka.
Każde jego słowo powoli wyprowadzało mnie z równowagi.
-Zamkniesz się wreszcie?- syknęłam do niego.
Bobby odsunął się delikatnie ode mnie. Widział, że coś jest nie tak.
Odetchnęłam jeszcze raz, a zapach który przed chwilą wyłapałam zanikł.
- Przepraszam, Bobby, to nie tak...
- Ok, Kim, skoro tak bardzo ci przeszkadzam, to już się do ciebie nie odezwę..
- Wy tam dwoje z tyłu! Wstajecie do odpowiedzi, bo cały czas utrudniacie mi prowadzenie lekcji.- Zawołał pan Barner.- A więc, Kimberly, powiedz nam co jest miarą bezwładnosci ciała.
- Masa- wyłapałam w myślach któregoś z uczniów, który jakby wiedział, że może mi w ten sposób pomóc.
- Yhh, dobrze, możesz usiąść. Teraz Bobby. Co to jest spadek swobodny ciała?
- ehhmmm...no ten tego...
- Siadaj, pała. A teraz robimy zadania.
- Pięknie dziękuję Zimnej Piękności.
- Nie ma za co, trzeba sie uczyć, a nie żyć samą miłością.
Zadzwonił dzwonek.
Bobby pobiegł na wf, a ja ruszyłam w kierunku sali od angielskiego. W jednej chwili dopadło mnie całe moje rodzeństwo i lekko zdeziorentowaną zaczęli wyciągać mnie na zewnątrz budynku.
Też ją wyczułaś?
Pokiwałam znacząco głową na pytanie Cormely.
- Co ona może tu robić?- Zapytał się Jake- Tutaj antywegetarianie się nie zatrzymują przecież.
- Ja ją znam. Znam ten zapach, ale nie słyszę jej myśli.
- Znasz ją??- Wszyscy krzyknęli chórem.
- Tak...Tak mi się przynajmniej zdaje.
- To Biała?- zapytał się Tom, od razu aktywując swoje pole siłowe wokół naszej piątki.
- Tom, spokojnie, Kimberly mówi, że ją zna, a skoro ją zna, to oznacza, że nie zagraża nam.- Pogłaskała Toma po ramieniu Lindsay.
- Nie ufałbym Białym, obojętnie kim oni by byli.
Nagle odpłynęłam, moje oczy praktycznie wyszły z orbit. Moja przyjaciółka Madelaine trzymała w rękach Bobby'iego Silvera, niczego nie świadomego. Idiota pomyślał, że to jakaś moja znajoma.
Gdy tylko Cormely spojrzała w moje oczy i zobaczyła o czym myśle, wydała cicho, ale stanowczo rozkaz.
- Zatrzymajcie ją.
Byłam gotowa do skoku. Mało obchodziły mnie inne dzieciaki na parkingu. Madelaine na pewno była pod wpływem Karola. Wiedziałam, to całą sobą..
Wampirzyca przez chwile jeszcze się we mnie wpatrywała oczami bez wyrazu, a potem wraz z Bobby'm pognała w stronę dobrze znanej mi polany. Chłopak dopiero teraz zrozumiał, że to wcale nie jest moja przyjaciółka. Zaczął sie jej wyrywać. Bałam się, że albo ona go pierwsza zaatakuje, albo on się zmieni i ją powali na ziemię.
- Nie możemy teraz opuścić szkoły. Powstałoby wtedy zbyt dużo niedomówień.-oznajmiła Lindsay
- Ale Bobby...- Jęknęłam.
- Dorwiemy ją.
- A co jeśli będzie już za późno? Co jeśli on się zmieni? Wyda siebie i swoją watahę. Wyda wszystkich...- zaczęłam histeryzować. Naprawdę nie wiedziałam, co mam robić.
- Tom i ja pojedziemy teraz ich szukać, a Cormely i Jake za dwie lekcje. Ty musisz zostać, żeby nas usprawiedliwić.
- Ale tylko mnie Madelaine może słuchać!
- Ale nawet ty, nie potrafisz blokować innych darów, żeby ją uwolnić spod tego amoku, pod którym, według ciebie, ona jest.
- Ale Lindsay..
- Zaufaj mi. Na pewno cię nie zawiodę.
Lindsay i Tom poszli w ludzkim, ale dość szybkim tempie na parking do samochodu.
Usłyszałam jak z piskiem opon ruszają swoim niebieskim Mercedesem. Wzbierało mi sie na histerię. Jak Maddie mogła to zrobić? I co ona w końcu chciała z nim zrobić? Tyle myśli cisnęło mi się do głowy.
Gdy tylko Cormely i Jake odjechali do głowy wpadł mi pewien nieco szalony plan. Dobrze znałam akcje Gevosów, więc wiedziałam w jaki sposób terroryzują inne wampiry. Zresztą sama byłam autorką tego planu, po tym gdy dokonałam egzekucji na Rudolfie, zabójcy mojego ojca. Jak zmusić nieposłusznego wampira do współpracy? Zabrać mu to, co dla niego najcenniejsze.
To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu. Wybiegłam ze szkoły tuż po następnej lekcji. Wsiadłam w swoje sportowe Audi i ruszyłam prosto na lotnisko. Na szczęście zawsze nosiłam przy sobie dużo więcej gotówki niż zwykle potrzebowałam.
Uważałam, że jest to po prostu niezbędne w razie nagłych wypadków, takich jak ten. Jechałam bardzo szybko, nawet nie zwracałam uwagi na to, czy ktoś mnie już wyczuł, czy Lisa już miała wizję, że to co mam zamiar zrobić zniszczy cały nasz świat. Miałam to gdzieś.
Lot samolotem był stosunkowo krótki. No i nie miałam większych problemów, żeby przestawić sie na czas europejski. Nie miałam samochodu, a nie za bardzo miałam ochote na jazdę zatłoczonym autokarem z Paryża do Awignion. Ruszyłam na miasto, w poszukiwaniu czegoś dla siebie. Przecież nie mogłam zostawiać śladów. Postanowiłam skorzystać z daru niewidzialności. W ten sposób zdobyłam śliczne Maseratti w kolorze złota. Strasznie mi sie spodobało.
Koniec części X


enjoy Cool


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Init
Administrator
Administrator



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Oc./Lbl.

PostWysłany: Nie 20:29, 30 Sie 2009    Temat postu:

Drink z palemką, szampan i kawior dla tej Pani Cool Reszty nie trzeba Cool A w ogóle to Wow xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annie
Moderator
Moderator



Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pon 0:12, 31 Sie 2009    Temat postu:

hehe ;] *popija drinka* No to tak ładnie reagujesz na moje opowiadanko, to w ramach osłody :
Rozdział 11: Awignion
Jechałam bardzo szybko. Niemalże wyczuwałam, że był tędy uprowadzony wilkołak. W dodatku mój wilkołak. Jak w ogóle Adam dowiedział się o Bobby'm o raz o tym, że był wilkołakiem. Był bardzo mądrym wampirem. Przewidział i bez swego daru, że gdy zabierze mi to, co mam najcenniejsze, szybko podejmę walkę o to "coś". Poza tym, Adam szczerze nienawidził wilkołaków. To przez nich, nasza czwórka stała się wampirami. To one zaatakowały nas wtedy na polanie... I mnie oszczędziły, by potem wydać mnie na pastwę największego wilka z watahy. Tak się zastanawiałam podczas podróży, czy Adam chciał się po prostu zemścić na jakimś wilkołaku, za wszystkie męki. Czy on po prostu był tak szaleńczo we mnie zakochany, czy jak? Nie potrafiłam tego zrozumieć.
Dojeżdżałam już do bram Awignion. Od razu zrozumiałam, że prawdopodobnie całe miasto czeka na moje przybycie. Trochę mnie to krępowało. Przybrałam normalny wyraz twarzy. Przy bramie stał jeden wartownik. Nie myślał o niczym konkretnym. Prawdopodobnie miał taki rozkaz, żebym tak czysto przypadkowo się o czymś nie dowiedziała.
Przejechałam bez większego trudu i dotarłam na główny dziedziniec. Było pochmurnie, tak jakby niebo chciało płakać nad losem Bobb'iego, a nie mogło. Naprzeciw wyszła mi Dakota. Wyglądała na bardzo zastraszoną.
-Kimberly..
-Witaj. Wiesz, po co tu jestem, prawda?
Cicho mruknęła.
-Chodź przyszykuję cię do spotkania.-Zrozumiałam od razu, że Dakota nie może mówić głośno, na jakie spotkanie ma mnie przyszykować. Mogłam być tylko pewna, że w ostateczności zablokuje inne dary, bym mogła uciec.
-No to chodźmy.
W mojej dawnej komnacie wisiała wielka i strasznie długa suknia balowa. Podobna do tej, która wisiała u mnie w szafie, w Stanach. Była piękna, ale nie potrafiłam się nią cieszyć w obliczu takiej sytuacji.
Mów tylko to co oni chcą usłyszeć. Gdy będziesz czuła nacisk, daj mi znak, a ja natychmiast zablokuję tamtych, byś mogła uciec. Kiwnęłam głową, na znak, że zrozumiałam. Gdyby ktoś nas obserwował, co na pewno miało miejsce, mógł pomyśleć, że po prostu kiwnęłam z zachwytu nad suknią.
Szybko się ubrałam, zrobiłam odpowiednią fryzurę i makijaż i ruszyłam na zamek. Nie spieszyłam się.. Szłam raczej wolno. Spieszyło mi się, ale nie chciałam tego dać po sobie poznać.
Doszłam. Jednym ruchem pchnęłam ciężkie, metalowe drzwi od głównej sali balowej.
Miałam rację. Wszystkie wampiry, które znałam i też kilka nowych, zapewne stworzonych po moim wyjeździe czekały.
Wszyscy zgromadzeni skupili się po bokach sali, a Adam wraz z rodzeństwem siedział na tronie w samym środku.
-Witamy w Awignion - Przemówił pierwszy.
-Witaj również.-Musiałam zachować spokój i skupić się na myślach innych.
Nastąpiła niezręczna cisza. Najwidoczniej Adam pragnął komunikować się ze mną za pomocą myśli.
Wiedziałem, że przyjedziesz. Dziwi mnie tylko, że dałaś się nabrać. Sama wymyśliłaś przecież tego typu polowania. Niezawodny wabik.-pomyślał Adam i uśmiechnął się pod nosem.
Mimowolnie odsłoniłam lekko zęby.
-Czemu nie dzielisz się swymi myślami z innymi? To, że masz jakieś chore plany wobec mnie, to już wiedzą wszyscy.. Nie potrzebujesz się już skrywać.-Teraz to ja wykrzywiłam usta w ironicznym uśmiechu.
-Skoro tak wolisz...
-Tak, tak właśnie wolę.
-Dobrze. Wiemy wszyscy doskonale o tym, że wilkołaki w Stanach znów się odrodziły....
-Z łaski swojej.. Mógłbyś uściślić? Bo ja wiem doskonale, że nie mówisz prawdy. Wilkołaki, a wilkołaki to sporo różnica.
-Jaka jeśli można wiedzieć?-rzuciła kpiąco Haubrey.
-Taka, że te wilkołaki, które są w Stanach i te, które zaatakowały nas ponad 100 lat temu są jakby dwoma różnymi gatunkami.
Wszyscy zaczęli słuchać mnie w skupieniu. Gdy rozglądałam się po sali, spostrzegłam, że brakuje tu Madelaine.
-A więc. Amerykańskie wilki zmieniają się pod wpływem genów.. A wilkołaki te, które pojawiły się tutaj zostały stworzone przez naszą rasę.. To my i Pradawni ekpserymentowaliśmy z naturą. I te wilkołaki przedłużają swój gatunek za pomocą ataku. Zupełnie podobnie do nas. A wilki z legend Indian przedłużają gatunek za pomocą genów.
- Księżniczko, coś mi się nie zgadza. W takim razie, dlaczego ten wilkołak, za którym tu przyjechałaś się zakochał w tobie. Nie masz przecież szans na przedłużenie jego gatunku. To jest bez sensu.- odezwał się Karol. W sumie miał rację, bo wcześniej się nad tym nie zastanawiałam.
- Niech zgadnę, nie myślałaś nad tym?
Warknęłam.
Adam uniósł ręce w obronnym geście.
- Spokojnie. Tylko spokojnie.
Popatrzyłam na niego z politowaniem. Był ostatnią osobą, której rad bym posłuchała.
- Wiem, że nie jest ci łatwo. Ale powinnaś zastanowić się, czy w ten sposób nie narażasz naszego gatunku na jakieś niezdrowe układy. Jako jedna z Białych powinnaś wybierać co jest dobre, a co złe..
- Już wybrałam i z pewnością ty nie jesteś częścią tej dobrej strony.
Pokręcił głową.
Tobie nie mogę zrobić nic, ale temu wilkołakowi...
Zamarłam. Moje mięśnie się napięły, a w oczach pojawił się hart ducha.
- Zakończmy to raz, a dobrze.
- Masz zamiar walczyć?- jęknęła Haubrey- Z nami wszystkimi?
- Nie.. Ona chce walczyć tylko ze mną. Czyż nie o to ci chodzi. Żeby odebrać tron, który wcześniej mi podarował Georg?
Wyprostowałam się. Więc, to po to ściągnął na zamek wszystkie mieszkające w okolicy wampiry. Potrzebował świadków!
Syknęłam i odsłoniłam zęby.
- To więc po to jest ta cała szopka!- wrzeszczałam. - Chcesz w świetle świadków ośmieszyć mnie, oskarżyć o zdradę i pomoc rasie wrogów, a potem wymierzyć sprawiedliwość.. Tylko jest jedno małe, ale.... Bezemnie, nie będziesz mógł już nic uczynić, słonko.
Zaskoczyłam go, tak szybkim rozumowaniem. Zresztą on bardzo się pilnował, żeby teraz o tym nie myśleć.
- To nie tak...
- A jak? Innego wytłumaczenia nie mam. W niczyich myślach nie widzę innego bardziej sensownego wytłumaczenia.
- Gdybym chciał to zrobić, wymyśliłbym byle pretekst. Ale zabić cię nie mogę. Niedobrowolnie ciebie tu przetrzymywac też nie..
- Więc po co to wszystko.?- Moje rysy złagodniały. Chciałam zmusić go do mówienia, moim dawnym zwyczajem.
- Panie...- nagle wtrąciła się Madelaine, która przybyła przed chwilką.
- Nie przerywaj! - Uderzył ją z całej siły w twarz, a ta od uderzenia przeleciała kilka metrów i upadła w przeciwległy kąt sali.
Bardzo mi się to nie spodobało, więc posłałam Adamowi mrożące krew w żyłach spojrzenie.
Moja frustracja i gniew wzbierały we mnie niczym bomba zegarowa.
- Jeśli spadł mu choć z głowy jeden włos, jeśli bedzie w jakikolwiek sposób naruszony, zabiję cię..- Przestałam grać i zagroziłam Adamowi.
- Poczekaj. Chcę to wyjaśnić....
W tym momencie usłyszałam głośny ryk.. Ten sam ryk z polany. To był Bobby.
- Co mu zrobiłeś?- rzuciłam się na mojego rozmówcę. Nie mogłam zebrać w sobie odpowiedniej siły, żeby powalić go na ziemię. Przytrzymał mnie za ręce.- W tej chwili gadaj!
- Nic mu nie zrobiłem.! - Adam był jeszcze bardziej przerażony niż inne wampiry znajdujące się w sali.
- Musimy uciekać!- Zakomenderował Karol
- Dlaczego?- opierała się Haubrey.
Adam wciąż ściskał moje ręce, nie pozwalając mi się uwolnić.
- Puść mnie! To rozkaz!
- Nie słucham twoich rozkazów. -Adam protestował
- Owszem słuchasz!
Musiał puścić.
Wszystkie wampiry znajdujące się w sali zaczęły wybiegać i uciekać. Zrozumiałam dlaczego nastąpił taki popłoch. Bobby swoim krzykiem musiał wezwać do zamku europejskie wilkołaki, które były dużo gorsze.. A dziś była pełnia..
Podbiegłam jednym susem do Madelaine, która leżała skulona w kącie. Przytuliłam ją mocno do siebie.
- Już dobrze...
Oni go torturowali. Przepraszam. Nie chciałam cię tu zwabić. Ani jego, ani twoim kosztem. Wybacz mi proszę.-Maddie szlochała w myślach.
- Wybaczam, a teraz szybko.. Musimy znaleźć Bobby'iego i uciekać. Jedziesz ze mną do Stanów!
Dziewczyna wpatrywała się we mnie swoimi wielkimi, błękitno-fioletowymi oczami. Była przerażona.
Do sali wpadł wielki wilk. Rozejrzał się i od razu spostrzegł mnie. Jednak nim cokolwiek zdążył zrobić z tyłu złapały mnie czyjeś silne ręce. To Lewis, osobisty ochroniarz Adama pociagnął mnie w tył. Wykręcił mi ręce, tak, że nie miałam możliwości oporu.
Jęknęłam z bólu. Lewis był dużo silniejszy ode mnie. Powlókł mnie tak, do drzwi, w czasie kiedy inni "ochroniarze" odciągali Bobby'iego.. Wilk jednak zgrabnie pokonywał jeden za drugim. W krótce spostrzegłam, jak Madelaine mu pomaga. Jednak nikt nie mógł zatrzymać mojego porywacza. Nikt...
Nagle zatrzymaliśmy się. Lewis jęknął i warknął, a po chwili poczułam, że nic mnie już nie trzyma. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam jak przez główna szybę wbiega wataha wilkołaków. Największy z nich właśnie przed chwilą dokonał egzekucji na moim porywaczu. Bałam się. Te wilki różniły się bardzo od Bobby'iego, który w tej chwili, gdy inni zajęli się pozostałymi w zamku wampirami, zmienił się w człowieka i podszedł do mnie. Zupełnie irracjonalnie przebiegł mi uśmieszek po twarzy, gdy Bobby starał sie jak najszybciej ubrać w dresy, które zawsze nosił przy sobie na rzemyku.
- Nic ci nie jest? - Spytaliśmy niemal równocześnie. -Nie- Równie synchroniczna była odpowiedź.
Teraz spojrzałam z powrotem na wielkiego basiora. Patrzył na mnie oczami pełnymi nienawiści, ale również współczucia.
Na moich oczach wilkołak oddał mi hołd. A wraz z nim pozostałe wilki, które już skończyły "sprzątać" po balu. Myślałam, że padnę ze zdziwienia. Na szczęście pomocnym ramieniem okazał sie Bobby...
Koniec części XI


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bella
Administrator
Administrator



Dołączył: 03 Mar 2009
Posty: 915
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ostrowiec

PostWysłany: Pon 12:39, 31 Sie 2009    Temat postu:

Przeczytałam resztę części i jedyne na co mogę się zdać to: łał Very Happy
Rewelacja. Fajnie byłoby coś takiego kupić w księgarni xD Pamietaj, że jak to wydasz to będę pierwsza która kupi egzemplarz Very Happy Ale chcę ze specjalna dedykacją xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annie
Moderator
Moderator



Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pon 18:21, 31 Sie 2009    Temat postu:

Jasneee :d Tylko, ze nikt by tego nie wydał. Zbyt beznadziejne i zbyt podobne do realiów zmierzchu xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bella
Administrator
Administrator



Dołączył: 03 Mar 2009
Posty: 915
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ostrowiec

PostWysłany: Pon 20:37, 31 Sie 2009    Temat postu:

Skąd wiesz? ;> Próbowałaś? Razz
Kto nie ryzykuje ten nie wygrywa Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Init
Administrator
Administrator



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Oc./Lbl.

PostWysłany: Pon 20:59, 31 Sie 2009    Temat postu:

Jee!!! Wilkołaki!!! Yes, yes, yes!!! Świetne Cool Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.twilight2009.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1