Forum www.twilight2009.fora.pl Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
New Dawn by Annie
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.twilight2009.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Annie
Moderator
Moderator



Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Nie 12:54, 23 Sie 2009    Temat postu: New Dawn by Annie

No to teraz ja wrzucę moje drugie wypociny.
Dodałam jeszcze graficzkę odnosnie głównych bohaterów:


Na początek prolog, a później 1 rozdział, który mam nadzieję sie przyjmie Cool


Prolog
Kiedyś dawno, dawno temu, była sobie dość niezwykła para. Dziewczyna i wampir. Niesamowite połączenie, które w normalnym świecie nie miało prawa bytu.
Jednak to była rzeczywistość. Nie wszystko co bierzemy za fikcję, nie jest rzeczywistością.
Ta dwójka bardzo się kochała. Pod dwóch latach bycia ze sobą i ciężkiej próbie, w którą wmieszał się pewien "zwyczajny" chłopak, odbył się ich ślub.
Ten zwyczajny z pozoru chłopak również należał do nierealnego świata dla zwykłych ludzi. Pierwszą rzeczą, która go wykluczała było to, że potrafił zmieniać się w wilka. Podobnie jak jego kumple z rezerwatu La Push.
Jednak wracając do tej cudownej pary.
Nowożeńcy pojechali na wyspę, gdzie doszło do kilku nieprzewidzianych wypadków. Musieli szybciej stamtąd wrócić, a ludzka dziewczyna była już wtedy na skraju wyczerpania.
Do akcji wkroczyły wilki, które nie wiedziały co wyjdzie z tego niezwykłego stanu dziewczyny.
Miało dojść do bitwy, jednak wszystko zmienił poród i jeden moment.
Moment w którym Jacob Black spojrzał na Reneesme Cullen.
Od tej pory wilkołak nie odstępował małej na krok. A jak musiał, robił to z wielkim bólem.
Kim ona była? To hybryda. Połączenie wampira z człowiekiem.
Wkrótce po jej narodzinach, jej matka również została wampirzycą - inaczej by nie przeżyła.
Cała rodzina postarała się zaakceptować nawzajem i tak żyli do czasu, gdy nadeszli Volturi - zły klan wampirów z Europy. Jednak dzięki kilku osobom, udało się odwrócić bieg zdarzeń i wszystko wróciło do normy.
Z czasem, gdy dziewczynka dojrzała, Jacob zaczął się zachowywać jak przystało na chłopaka z krwi i kości. Byli dla siebie wszystkim. Nie zawsze to odpowiadało ojcu Rennesme, gdyż wiele razy przyłapał oboje na sprośnych myślach i czynach.
Jednak najgorzej zareagował wtedy, gdy jego córka oświadczyła, że wyprowadza się z domu. Jej matka również była w szoku, ale wiedziała, że nic jej nie grozi ze strony Jacoba.
Młodzi zamieszkali razem, a potem postanowili wziąć ślub.
Była to piękna uroczystość. Niektórzy Cullenowie twierdzili nawet, że piękniejsza niż zaślubiny rodziców Nessie.
Najbardziej jednak elektryzującą wiadomością, która postawiła na nogi wszystkich, była ciąża Reneesme.
Wszyscy byli tak zaskoczeni i zastanawiali się czy to w ogóle możliwe, co z tego wyjdzie, czy przeżyje itp. Ta sytuacja była jeszcze bardziej zaskakujaca niż ciąża ludzkiej dziewczyny.
Nie było to już tak przyspieszone jak w przypadku, gdy miała się urodzić Reneesme. Teraz ciąża trwała sześć miesięcy. Jacob był strzępkiem nerwów. Nie wiedział nawet, czy jego ukochana przeżyje, czy też nie.
Pomimo obaw ze wszystkich stron, na świat przyszła śliczna, zdrowa dziewczynka. Jej uroda zwaliła z nóg nawet jej babcię, która sądziła, że to Nessie była najpiękniejszym dzieckiem na świecie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Annie dnia Nie 14:15, 30 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Init
Administrator
Administrator



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Oc./Lbl.

PostWysłany: Nie 18:30, 23 Sie 2009    Temat postu:

O nieeee...Czemu muszę wyjeżdżać w takim momencie?! Crying or Very sad Grrrr....Zapowiada się świetnie, a ja dopiero w piątek dowiem się, co dalej..Ależ ten świat jest okrutny Crying or Very sad

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bella
Administrator
Administrator



Dołączył: 03 Mar 2009
Posty: 915
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ostrowiec

PostWysłany: Nie 19:49, 23 Sie 2009    Temat postu:

Wow...Rewelacja Smile W każdym bądź razie bardzo mi się podoba, i już nie mogę doczekać się pierwszego rozdziału Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annie
Moderator
Moderator



Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pon 0:35, 31 Sie 2009    Temat postu:

Ach.. Ciesze sie, że wam sie podoba.
A więc.
1 rozdział
Od zawsze żyłam w przekonaniu, że jestem zwykła. Jadłam normalnie. Podobnie jak mój ojciec. Mama też starała się z nami jeść, ale człowiecze posiłki nie dawały jej tyle siły, co krew. Wiedzialam doskonale kim są moi przodkowie, kim są moi rodzice, babcia, dziadek, wujkowie, ciocie i czym jesteśmy wśród ludzi.
Rosłam normalnie, więc mogłam chodzić do szkoły. Nie wiadomo było, czy będę się starzeć, tak jak ludzie, czy tylko do uzyskania pełnej dojrzałości. Byłam w końcu mieszanką wszystkiego, więc wszystko było możliwe.
Miałam dokładnie piętnaście lat, gdy rodzina Cullenów w komplecie znów zawitała do Forks. Podobno się tu bardzo zmieniło. Jednak ja nic nie pamiętam. Po tym, gdy moi rodzice się pobrali, wyjechali do małego miasteczka Picacho w stanie Arizona. Tam się urodziłam. Reszta rodziny rozjechała się po świecie, głównie na Alaskę i do Skandynawi. Tylko moi rodzice wybrali południe.
Nie znałam Forks. Było to dla mnie zupełnie nowe miejsce i doświadczenie.
Przytłaczała mnie wszechobecna ciemność, deszcz i zimno. Jako jedyna z Cullenów odczuwałam chłód. Tyle czasu spędziłam żyjąc w pustynnym klimacie, że ciężko było mi się przestawić.
- Nareszcie w domu! - Pisnęła uradowana moja mama.
Patrzyłam na pobliski las. Nagle coś mi mignęło przed oczami.
- Widziałaś to? - Zapytałam zszokowana.
- O! To pewnie wujek Emmett albo ciocia Alice. Pewnie też nie mogą się już doczekać. Czyż to niesamowite? Jacob, a ty co taki przybity?
- Nic. Zastanawiam się, czy reszta sfory jeszcze tu jest, czy w czasie, gdy wyjechaliśmy przestali się zmieniać i założyli własne rodziny. - Tata był wyraźnie przybity. Z opowieści rodzinnych wiedziałam, że wilki były naturalnym wrogiem wampirów, ale dzięki mojej babci doszły do porozumienia.
Właściwie nie znałam mojej rodziny dość dobrze. Tylko tyle co ze zdjęcia. Nigdy nie miałam okazji poznać cioci Rosalie i wujka Emmetta oraz wujka Jaspera. Wszystko to było dość pokręcone, bo wyglądałam bardziej jak ich młodsza siostrzyczka niż jak dziecko z drugiego pokolenia. Dziadka Edwarda i babcię Bellę spotykałam dość często. Na wszystkie święta i uroczystości starali się do nas przyjeżdżać. Choć nie zawsze to było takie proste, bo pustynia to słoneczne miejsce, a wszyscy w mojej rodzinie oprócz mnie i taty mieli dziwną cechę. Iskrzyli się na słońcu, co było dość widoczne i nieco dziwne dla zwykłego śmiertelnika.
Byli jeszcze Alice, Esme i Carlisle, którzy również przyjeżdżali dość często. Carlisle głównie odwiedzał nas wtedy, gdy byłam chora. Przecież nie mogłam chodzić do normalnego lekarza, bo z pewnością wysłałby mnie na dodatkowe badania.
Niemożliwie szybka praca serca, twarda i bardzo ciepła skóra, świetny słuch, wzrok bez zarzutu, szybkość i siła. Wszystkie cechy które wiązały mnie z tym dziwnym, magicznym światem, były według mnie przekleństwem. No i pozostawała jeszcze jedna słabość. Gdy czułam gdzieś świeżą krew dostawałam kręćka. Niby jej nie potrzebowałam do normalnego funkcjonowania, ale dzięki niej byłam silniejsza i szybsza. Doktor twierdził również, że dzięki krwi szybciej się regeneruję. Zamiast antybiotyków - krew. Cudowna kuracja dla każdego żądnego krwi wampira.
- Kochanie, chodź już. Dojechaliśmy. - Z zamyślenia wyrwała mnie moja mama.
- Mamo?
- Tak?
- Mam pytanie. Jak powinnam ich tytułować? Po imieniu? Czy praciociu, pradziadku? - Te pytania naprawdę mnie gnębiły. Przecież to nie było normalne.
Na szczęście z pomocą przyszedł mi Edward.
- Dzień dobry, kochana rodzinko! - Przywitał się, po czym zwrócił się do mnie - Najlepiej mów wszystkim po imieniu, mała. W końcu nie każdy niespełna 20-latek chciałby być dziadkiem, czy praciocią.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Oprócz mnie. Nie wiem czemu, ale jakoś mnie to nie śmieszyło.
Edward słysząc moje myśli umilkł, odchrząknął i zaprosił nas do środka. Tata mocował się z naszymi walizkami. Mi przydzielono stary pokój Edwarda. Obecnie on i Bella mieszkali w małym domku za rzeką. Natomiast Rosalie i Emmett zamieszkali w starym domu ojca Belli.
No to czeka mnie zapewne zwiedzanie - pomyślałam, a Edward spojrzał się na mnie, jak na niesfornego dzieciaka.
To prawda, nigdy nie byłam grzeczna. Nie wiem nawet, czy mój dziadek mnie zaakceptował. Właściwie to od początku był przeciwny Jacobowi i nie podobało mu się to, że Nessie tak szybko została matką, ale przecież on dokładnie w tym samym czasie zrobił dzieciaka Belli! Nie wiedziałam o co mu tak właściwie chodzi.
- O! Już jesteście! Jejku, czy to możliwe, że jeszcze urosłaś, Nessie? - Z niezwykłą serdecznością podbiegła do nas Alice. Tą małą dziewczynę o urodzie chochlika i kruczoczarnych włosach polubiłam od razu, podczas naszego pierwszego spotkania. Miałam wtedy chyba z pięć czy sześć lat. Zawsze była do wszystkich przychylnie nastawiona i nigdy nie robiła o nic wyrzutów. Co innego jej mąż - Jasper. Z opowieści mamy wiele razy słyszałam, że Jasper lubił się wściekać na wszystkich podobnie zresztą do Edwarda.
Wszyscy na razie zachwycali się Nessie, a ja stałam w kąciku przy drzwiach. Nigdy nie byłam pewna, czy mnie zaakceptowali, czy cały czas, do momentu mojego urodzenia mieli nadzieję, że może jednak Jacob zostawi Reneesme i będą mogli mnie zabić, zniszczyć. A tu się nie udało. Z tego co wiem, tylko trzy osoby tak nie myślały. Bella, Esme i Alice jako jedyne podzielały zdanie Nessie, że ma ona prawo do własnego życia i własnych dzieci. Dzieci! Gdy moja matka powiedziała to przy Edwardzie, ten podobno wpadł w taki atak furii, że omal nie zdemolował pół ich ówczesnego domu. Dlatego tą nienawiść do mnie czułam od niego tak silnie, że nieraz chciało mi się płakać.
Jacob skończył już wnosić walizki i przysiadł na fotelu obok mnie.
- Co jest, księżniczko?
- Nic. Czuję się tu obco. - Odpowiedziałam szczerze. Prawdopodobnie nie uszło to uwadze reszcie osób siedzących w salonie, ale puścili tę uwagę mimo uszu.
Widząc, że nikogo nie obchodzę, wyszłam na dwór i przysiadłam na ganku. Tata tylko zerknął przez drzwi, gdzie poszłam, a gdy zauważył, że grzecznie siedzę, przyłączył się do rozmowy z wampirami.
Gdy miałam już pewność, że nikt mnie nie obserwuje, rozpłakałam się. Byłam tu obcym człowiekiem. Właśnie. To było to. Najmniej tu pasowałam. Bliżej mi było do człowieka niż wampira, czy wilkołaka. Poza tym nie byłam tak uzdolniona jak reszta mojej rodziny. Większość z nich miała jakiś dar, nawet moja mama. Ja za to byłam hybrydą. Kiepskim połączeniem, które nie miało prawa bytu.
Poczułam się bardzo przygnębiona. Spojrzałam na niebo i zobaczyłam chmury.
- To nie Picacho, księżniczko. Tu czyste niebo to rzadkość. - Powiedziałam do siebie i znów zaczęłam szlochać. Płakałam nad swoim losem i nad tym, że będę codziennie z wytęsknieniem wyczekiwała słońca, czystego nieba oraz gwiazd.


Rozdział II
Siedziałam na schodach oparta o barierkę. Bawiłam się włosami, gdy nagle usłyszałam, że głosy w salonie ucichły. Poczułam na sobie czyjś wzrok. Nie musiałam się odwracać. Wiedziałam, że to Nessie się zastanawia, co ja tu robię. Była doskonałą przyjaciółką, koleżanką, siostrą, ale jako matka często się gubiła. Ona była wychowywana w atmosferze wielkiej rodziny, pełnej miłości, gdzie ludzie nie robią nic innego, tylko się nią opiekują. Ja natomiast byłam wychowywana przez dwójkę nastolatków, parę, która chciałaby się wiecznie bawić. Fizycznie rzecz biorąc, mój ojciec był tylko półtorej roku starszy ode mnie! Gdzie miałam znaleźć wzorce? Kochałam ich, ale nie zmieniało to faktu, że byłam jak młodsza siostra, a nie córka. Czułam się najbardziej zagubionym dzieckiem na ziemi. Mama zrezygnowała, bo usłyszałam, jak się oddala. Pewnie poszła skonsultować się ze swoim ojcem, żeby wiedzieć, o czym rozmyślam. Niczego bardziej nie pragnęłam, jak tego, żeby Edward nie potrafił czytać mi w głowie. To było moje marzenie, ale nie do wykonania. Przecież tylko Bella była taka niesamowita, że nie działały na nią bodźce umysłowe. Westchnęłam.
- O czym myślisz? - usłyszałam za sobą.
Przestraszyłam się. Nie znałam tego głosu. Odwróciłam się szybko i dostrzegłam mężczyznę, który posturą przypominał bardziej niedźwiedzia niż człowieka.
- Ach, gdzie moje maniery. Przecież mnie nie znasz. Tylko tyle, co na zdjęciu. - Zachichotał cicho.
- Emmett? - zapytałam nieśmiało.
- Dokładnie, mała. W sumie, to wciąż jesteś mała. Jak to jest być najmłodszą spośród nas?
- Nie wiem. Normalnie. - Byłam zagubiona, ale rozluźniłam się dzięki temu, że wreszcie ktoś łaskawie okazał mi swoje zainteresowanie.
- Pamiętam cię, jak byłaś taka malusieńka... - Znów się zaśmiał i pokazał swoimi wielkimi dłońmi, jak drobna byłam.
Znów westchnęłam. Nie rozmawiałam z ludźmi zbyt często, tylko tyle, co na ulicy, w szkole, trochę w domu. Nie byłam towarzyska. Zupełne przeciwieństwo mojej matki.
- Wy to chyba macie w genach. - Znów uśmiech i znaczące spojrzenie na mnie.
- Ale co dokładnie?
- To, że ty, Nessie i Bella jesteście śliczne, to, że jesteście swoimi zupełnymi przeciwieństwami i to, że jesteście twarde jak skały...
- Ja, śliczna? I wcale nie jestem twarda. - Odwróciłam się z powrotem do swojej starej pozycji. Emmett znalazł się tuż obok mnie. Miałam wrażenie, że zaraz zgniecie mnie na kwaśne jabłko, jeśli tylko przesunie się o centymetr.
- Ależ ty się mylisz. Bella, gdy była człowiekiem, też była śliczna, ale i równie nieśmiała, co ty. Miała charakterek, nie powiem, ale często zamykała się w swojej skorupie. Natomiast Nessie. Wszędzie jej było pełno. Tu, tam. Była wszędzie. Towarzyska, śmiała i otwarta na wszystko. A ty, Amando, jesteś niczym Bella. Moim skromnym zdaniem, to jest dziedziczne. Nessie odziedziczyła szaleństwo po Renee, a ty spokój po Belli. - Zamilkł.
- Dziękuję - powiedziałam po chwili. Wbiłam wzrok w ciemny las, znajdujący się przede mną.
- Ale nadal nie wiem, o czym myślisz.
- Nie chcesz wiedzieć.
- Ależ chcę. Mam się zapytać Edwarda?
- Idź, jak musisz.
- Nie lubisz go, prawda?
- Szczerze, to raczej sądzę, że to on nie przepada za mną. Chyba mnie nie akceptuje.
- Nie przesadzaj. On też nie potrafi się odnaleźć w tej sytuacji. Bo powiedz, jak ty byś się czuła, gdybyś była nim. W czasie niecałych trzydziestu lat zakochał się wreszcie po dość długiej abstynencji, potem ożenił się, urodziła mu się córka, po drodze jego żona omal nie zeszła z tego świata, później w jego córeczkę wpoił się jakiś wilkołak i gdy już stała się dorosła, wyprowadziła się z domu. I nagle został dziadkiem, znów drżąc o życie, nie żony, ale córki.
- Nie zmienia to faktu, że mnie nie lubi.
- Jakbym słyszał Bellę.
- Przestań.
- Dlaczego? Nie wiesz, że lubię wkurzać wszystkich dookoła? - Zachichotał.
- Zauważyłam - szepnęłam.
Zapadła cisza.
- Chodź, przebiegniemy się. To się trochę rozładujesz.
- Nie mam ochoty.
- Ej, mała... - Spojrzał na mnie surowym wzrokiem, lecz już po chwili roześmiał się donośnie. Dojrzałam kątem oka, że reszta rodziny zaczęła się nam przyglądać.
- Nie, to nie. To, chociaż wejdź do środka, bo jest zimno. To znaczy ja nic nie czuję, ale Jacob mówił, że odczuwasz temperaturę jak zwykły człowiek.
- To prawda. - Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęły mi się trząść ręce, a zęby stukały o siebie.
Weszłam do środka, pełnego światła. Znów zajęłam swoje miejsce w kącie.
- Nie, nie, nie. Idziesz na kanapę. - Od razu podbiegła do mnie Alice i siłą zaprowadziła na śnieżnobiałą sofę, pomimo moich wyraźnych protestów.
- A teraz grzecznie czekaj, aż przyniosę ci kakao!
Siedziałam skulona na środku kanapy. Było tak cicho, że słychać było, jak wali mi serce. Zarąbiście - pomyślałam. Jednak teraz obyło się bez wzroku Edwarda. Nagle ze schodów zeszła powoli dziewczyna, której nie miałam okazji wcześniej poznać. Zapewne musiała to być Rosalie. Z opisów znałam tylko jedną blondynkę o tak nieskazitelnej urodzie supermodelki.
- O! Czyż to nie Amanda? - Podeszła do mnie i serdecznie mnie uściskała.
Albo ktoś jej zrobił pranie mózgu i teraz nagle wszystkich polubiła albo po prostu udawała.
- Co u ciebie?
- Aaa, hmmm, dobrze - odpowiedziałam z bladym uśmiechem. I znów się wszyscy rozgadali.
Przysłuchiwałam się jak rozmawiali o podróży, którą wszyscy przebyli, o tym jak to teraz będzie, wrócić znów do szkoły, tej samej szkoły, którą już kończyli. Dla mnie było to nowe. Chodziłam do szkoły, ale do normalnego środowiska i prawie wszędzie nie otaczały mnie wampiry oraz jeden wilkołak.
- Bella, spójrz, masz swoją kopię. - Emmett spojrzał na Bellę, a potem na mnie znacząco. - Też jest taka nieśmiała i bezbronna, jak ty kiedyś.
- Emmett, przywalić ci? - Bella była rozbawiona.
- Zrób to! Zrób to! - kibicowała jej Rosalie. - Przydałoby mu się trochę orzeźwienia od tych jego głupich żartów.
Bella skoczyła do kuchni, po czym wróciła z wielkim kubłem wody. Odruchowo odsunęłam się na drugi koniec sofy. Esme patrzyła z niedowierzaniem, a Edward odchrząknął.
- Kochanie, Esme będzie chyba niezadowolona, jeśli zaplamisz jej ukochaną sofę. - Spojrzał jej w oczy. Po czym skinął głową. - Nie, no spoczko.
Jasper!
Dopiero teraz dojrzałam stojącego w rogu, po drugiej stronie pokoju, blondyna. Było w nim coś dziwnego, tajemniczego i... strasznego. Szczerze mówiąc, to bałam się jego. Edward uśmiechnął się kpiarsko. On mnie naprawdę wkurzał! To miała być moja rodzina? Zachowywał się, jak jakiś pomylony człowiek, który w ogóle nie traktował mnie poważnie. Jasper i Edward wywlekli śmiejącego się Emmetta, a reszta towarzystwa ruszyła za nimi. Było mi go szkoda. Chyba, jako jedyny z rodziny poświęcił mi więcej niż pół sekundy, żeby mnie poznać. Obeszłam powoli cały dom, wciąż słysząc chichoty i krzyki na podwórku.
Byłam zupełnie inną osobą niż oni. Nie cieszyły mnie tak proste i mało zabawne żarty.
Wreszcie doszłam do swojego pokoju. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że urządzą go w ten sposób, w jaki chciałam. Tym razem Alice się spisała.
Całe pomieszczenie było w odcieniach błękitu i czerni. Piękne czarne łóżko zajęło jedną ścianę, a błękitna wykładzina idealnie z tym współgrała. Do tego dostałam własny komputer! Tak! Takie zwykłe, codziennie przyjemności mnie cieszyły. Momenty, w których mogłam poczuć, że jestem normalną, ukochaną córeczką rodziców.
Rozpakowałam swoją walizkę, wzięłam piżamę i ruszyłam do łazienki, która zapewne nigdy nie była używana od czasu wyjazdu moich rodziców. Spotkała mnie jednak niespodzianka, bowiem wszystko było czyste i w powietrzu unosił się śliczny zapach.
Po kilku minutach byłam już z powrotem w swoim pokoju. Czyściutka i bardzo zmęczona. Rzuciłam się na łóżko i opatuliłam puchową kołdrą.
- Może nie będzie tak strasznie - szepnęłam do siebie i zatopiłam się we śnie.


i jak?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bella
Administrator
Administrator



Dołączył: 03 Mar 2009
Posty: 915
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ostrowiec

PostWysłany: Pon 12:44, 31 Sie 2009    Temat postu:

Nie wszystko przeczytałam, ale to co zdążyłam to bardzo mi się podoba Smile I Ty z takim talentem chcesz być aktorką? Powinnaś pisac Razz
Obiecuję, że niedługo doczytam resztę Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Init
Administrator
Administrator



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Oc./Lbl.

PostWysłany: Pon 20:44, 31 Sie 2009    Temat postu:

No, no, no...Tego się nie spodziewałam...Biedactwo...I hybryda do sześcianu ;x

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annie
Moderator
Moderator



Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pon 21:11, 31 Sie 2009    Temat postu:

No biedna jest xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Init
Administrator
Administrator



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Oc./Lbl.

PostWysłany: Sob 20:44, 05 Wrz 2009    Temat postu:

Dodasz coś niedługo, prawda? ;(

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annie
Moderator
Moderator



Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Sob 21:28, 05 Wrz 2009    Temat postu:

Tak, postaram sie niedługo dodać, tylko, że wtedy nie zbetowane ;]

Edit:
Okey, mogą być błędy

Rozdział III

Rano obudził mnie budzik, jednak pomimo to wstałam wypoczęta. Powoli rozpoczęłam się przeciągać. Wsunęłam nogi w moje kapcie i ruszyłam do szafy.
Wybrałam coś klasycznego. Zwykła tunika i rurki. Nic specjalnego. W starej szkole, nawet jeśli bym zarzuciła na siebie worek jutowy i tak rówieśnicy uznali by mnie za śliczną i uroczą. Pomimo tego, że byli do mnie przyzwyczajeni. Nie mogłam się więc tymbardziej w tej nowej, obcej szkole od razu zacząć rzucać w oczy.
Ruszyłam powoli na dół. Śniadanie dla mnie i dla taty było już gotowe. Reszta wampirów, pewnie poszła na dodatkowe polowanie, tak na "wszelki wypadek".
- Cześć, córeczko.
- Cześć, tato.
- Dziś czeka nas ciekawy dzień. - Jacob usiadł do stołu, który zapewne dopiero teraz był używany po raz pierwszy w celach gastronomicznych.
- To wszystko jest dla mnie strasznie dziwne. Czemu właściwie wyjechaliśmy? Źle nam było w Picacho?
- Kochanie, zrozum. Sąsiedzi zaczęli coś podejrzewać. Wiecznie nie starzejąca się para z dzieckiem, które rośnie normalnie. To nie było dla nas bezpieczne.
- Mogliśmy się przeprowadzić na inną pustynię. Z dala od zimna, chłodu i deszczu. - Spojrzałam mimowolnie za okno, gdzie widać było tylko ścianę wody.
- Nie martw się. Będzie fajnie. Poza tym, pamiętaj, że jestem twoim kumplem.
Uśmiechnęłam się. Rodzice zawsze byli dla mnie przyjaciółmi, więc właściwie to żadna zmiana. No może, pomijając mówienie do nich po imieniu. Czułam się z tym dziwnie. Byłam najmłodsza w realnym życiu i w udawaniu. Miałam do czynienia z osobami, które posiadały bogaty bagaż doświadczeń. A ja? A ja byłam tylko ich nieudanym potomkiem. Dzieckiem, które nie miało prawa istnieć.
Po śniadaniu wróciłam z powrotem na górę po śliczną, nową torbę. Jeśli chodzilo o gadżety, to miałam ich mnóstwo. Rodzice dbali o to, żebym miała wszystko, co było mi potrzebne do funkcjonowania w środowisku ludzi. Czasem jednak odnosiłam wrażenie, że mnie przekupywali. Chcieli przyćmić swoje poczucie winy, że nie są najlepszymi rodzicami, drogimi gadżetami, które miały pokazać, jak bardzo mnie kochają.
Zbiegłam po schodach i ruszyłam do wyjścia. Wszyscy już tam stali. I oczywiście ostentacyjnie na mnie czekali.
- Przepraszam, nie jestem taka szybka jak wy. - Powiedziałam i szybko wyszłam. Prosto w strugę deszczu.. - Cholera. - Mruknęłam.
Już wiedziałam, że pierwszy dzień w szkole zapowiada się fatalnie.
Reszta rodziny ruszyła do samochodów w moim tempie. Akurat nikt nie pomyślał o tym, że warto by było zostawić je w garażu, zamiast wystawiać na dwór w taką ulewę.
Carlisla już nie było. Zapewne miał poranny dyżur w szpitalu. Esme wyglądała na tyle dorosło, że również nie potrzebowała chodzić do szkoły.
- Jake, Nessie i Amanda pojadą swoim samochodem. Ja pojadę z Bellą, Alice i Jasperem, a Rosalie z Emmettem. Pasuje wszystkim? - Jak zwykle dowodził Edward. Czy on naprawdę lubił tak wszystkim rozkazywać? I czemu nikt nigdy mu się nie zbuntował?
Nie miałam jednak teraz ochoty na bunt. Co by to dało? I tak by zrobili po swojemu. Banda wampirów kontra hybryda. Moje szanse równały się jakiemuś równemu zeru.
Wsiadłam do naszego granatowego Chevroleta. Kochałam ten samochód. Był szybki, a jednocześnie bardzo bezpieczny.
Podróż minęła nam w ciszy. Wiecznie rozgadana Nessie była zamyślona jak nigdy. Widocznie odbyła już rozmowę z piorącym mózgi Edwardem, który nastawił matkę na własne dziecko.
Gdy dojechaliśmy zostałam łaskawie poinformowana, że lekcje zaczynam w budynku B zaraz obok sekretariatu. Reszta rozeszła się w swoich kierunkach. Rosalie, Emmett i Jasper jak zwykle udawali najstarszych z nas. Dostali więc przedostatnią klasę.
Gdyby nie ja, prawdopodobnie zaczęliby jeszcze wcześniejszą. Ale jak zwykle byłam przeszkodą i koniecznie musiałam być w tej samej szkole co oni. Bella, Edward, Alice i Reneesme oraz Jacob byli w klasie drugiej. Mi pozostał najmłodszy rocznik, zgodny z moim wiekiem.
Powoli ruszyłam do wskazanego mi budynku. Od dziś miałam być znów samodzielna. Niestety było to trudne, gdyż co chwila spotykałam kogoś z rodziny.
Udało mi się jednak nawiązać kilka kontaktów z rówieśnikami.
Pierwsza była niejaka Kimberly Evans, szkolna gwiazdka i największa plotkara, która wymyśliła, że w sumie lepiej jest się ze mną przyjaźnić, niż mi zaszkodzić.
Druga była Candy Brown, córka miejscowego pastora. Niezwykle przyjazna. Usiadła nawet ze mną na biologi i pomogła mi przy bardzo trudnym zadaniu.
Trzeci był Jason Kloom. Po dłuższej rozmowie z nim w czasie wf'u, dowiedziałam się, że również wychował się na pustyni. Z powodów rodzinnych musiał przeprowadzić się do matki, mieszkającej w Forks. I tak utknął w tej dziurze.
Ostatni był Christopher Newton. Miły chłopaczek, który od momentu poznania, prawie nie odstępował mnie na krok. Najbardziej ta informacja rozbawiła Bellę, która była pewna, że zna dokładnie jego rodziców.
- No tak, wszystko by się zgadzało. - Zaczęła przy lunchu w szkolnej stołówce. Zajęliśmy naszą dziewiątką prawie cały stolik, oprócz jednego wolnego miejsca. - Jessica wreszcie dopięła swego i Mike został jej mężem. Czyż to nie zabawne?
Przytaknęłam grzecznie, lecz bardziej byłam zajęta obserwowaniem uczniów oraz ich reakcji na nasz widok. Niektórzy byli zaintrygowani, niektórzy nieco przestraszeni na widok rosłego Emmetta. Inni nie chcieli się gapić, jednak co chwila czułam na sobie czyjś wzrok.
- Nie rozglądaj się tak. - Nagle szepnął mało przyjaznym tonem Edward.
- Dlaczego? Chyba mam prawo zobaczyć z kim chodzę do szkoły? - Byłam z siebie dumna, że udało mi się choć trochę postawić przeciwko niemu.
Dziewczyny patrzyły na mnie zdezorientowane. Czułam jak Jasper próbuje dobić się do moich emocji i mnie uspokoić. Nie potrafił jednak nic zdziałać.
- Edward? - Spojrzał wymownie na brata.
- Nic...
- Alice?
- Pustka. Amando, co ty zrobiłaś? - Dziewczyna była wyraźnie poddenerwowana.
- Kto? Że ja? Przecież ja nic nie robiłam!
- Chwileczkę. Dajcie jej spokój na chwilę. - Nessie wreszcie zainterweniowała. - Mandy, podaj mi rękę, proszę.
Po chwili na twarzy mojej matki przeszła niepewność. Była tak zdezorientowana jak małe dziecko.
- Bella! Czy to ty? - Edward robił się coraz bardziej nerwowy, a ja kompletnie nie wiedziałam o co chodzi. Co ja niby takiego zrobiłam?
- Ed, jak mogłam to być ja? Przecież na moją tarczę moce Nessie, Jaspera i Alice działają.
- Uspokujcie się. Jak tak dalej pójdzie, to cała stołówka zacznie się na nas gapić. - Alice patrzyła się w przestrzeń. Postanowiłam działać. Wzięłam swoją tacę i ruszyłam w stronę wolnego stolika. Usiadłam i zaczęłam mieszać widelcem w coś, co nosiło wdzięczną nazwę Raviolli. Wzięło im się na włoską kuchnię, nie ma co.
Wiedziałam, że moja rodzina świdruje mnie teraz wzrokiem, jednak nie miałam tyle sił i odwagi by na nich popatrzeć. Wystarczy, że robiła to reszta uczniów. Podejrzewałam, że ludzie zastanawiali się, kim jesteśmy. Dlaczego ta, mała dziewczyna, o złotych włosach i brzoskwiniowej skórze, zadaje się z potężnie zbudowanymi, bladymi jak ściana osiłkami. No, poza wyjątkiem Jacoba. On akurat miał skórę ciemniejszą od mojej. Ale był mięśniakiem oraz istotą nierealną i to bardziej wiązało go z Cullenami niż ze mną.
Po chwili usłyszałam jak ktoś odsuwa krzesło i się do mnie przysiada. Nie obchodził mnie ten ktoś.
- Cześć. Ty jesteś Amanda, prawda?
Milczałam, ale pokiwałam głową.
- Kiepski dzień w szkole, co?
- Można tak powiedzieć. - Odważyłam się spojrzeć na mojego rozmówcę. Miałam przed sobą uroczego blondyna o szafirowych oczach. Był niezwykle przystojny, a jednocześnie swoją postawą okazywał nieśmiałość i zagubienie.
- Oj, ale ze mnie kretyn. Jestem Andy McKay. Rodowity Kanadyjczyk.
- Amanda Black, rodowita Amerykanka. - Roześmiałam się. Tym razem nie sztucznie, jak to miałam wiele razy okazję w domu, tylko tak normalnie. Jak człowiek, który jest rozbawiony.
Poczułam przeszywający wzrok Edwarda na sobie. Spojrzałam w ich stronę. Wyglądali na bezsilnych, zszokowanych i złych. Wszyscy, oprócz Jacoba, który po prostu nie mógł uwierzyć, że się zbuntowałam. A ja czułam satysfakcję. Radość z tego, że jestem samodzielna i niezależna.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Annie dnia Sob 22:06, 05 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Init
Administrator
Administrator



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Oc./Lbl.

PostWysłany: Pon 9:32, 07 Wrz 2009    Temat postu:

Yeah, Rebeliantka Rolling Eyes Cool Nieźle, nieźle...Zwiała przed talentami reszty rodzinki:D Też bym się ucieszyła na jej miescu..Za duża inkwizycja xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annie
Moderator
Moderator



Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pon 18:12, 07 Wrz 2009    Temat postu:

Hehe xD Czyli sie podoba? I pisać dalej?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Init
Administrator
Administrator



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Oc./Lbl.

PostWysłany: Wto 19:34, 08 Wrz 2009    Temat postu:

Jasne, że tak! Nie widzisz tych tłumów wiwatujących pod Twoim oknem? xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annie
Moderator
Moderator



Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Wto 19:45, 08 Wrz 2009    Temat postu:

Wybacz, nie widze xd
Na razie mam tylko 6 rozdziałów i mam dwie wersje co dalej, ale nie mam kiedy tego pisać.. Brak czasu..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Init
Administrator
Administrator



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Oc./Lbl.

PostWysłany: Śro 11:11, 09 Wrz 2009    Temat postu:

Haha, u mnie oba są w trakcie pisania, i nie wiem nawet za bardzo, jak się skończą Razz Spontan rządzi xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annie
Moderator
Moderator



Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Sob 19:46, 12 Wrz 2009    Temat postu:

Więc, zapraszam do kolejnego rozdziału. Niezbetowany, bo nie było czasu, ale zapraszam do czytania Very Happy

Rozdział IV
Zadzwonił dzwonek na lekcje, więc szybko poderwałam się z miejsca. Moi nowi znajomi od razu mnie spostrzegli i się do mnie przyłączyli.
Ruszyliśmy całą grupą w kierunku wyjścia, odprowadzani surowymi spojrzeniami mojej rodziny.
Podejrzewałam, że potem dostanę za tą całą sytuację niezły wykład, ale nie obchodziło mnie to za bardzo.
Okazało się, że Andy ma teraz ze mną lekcje. Była to prawdopodobnie chemia, ale byłam bardziej zajęta wpatrywaniem się w oczy Andy'ego niż sprawdzaniem planu zajęć.
- Więc mówisz, że jesteś najmłodszą siostrą z rodzeństwa Cullenów?
- Tak właściwie, to jestem ich kuzynką. - To kłamstewko sama wymyśliłam. Przecież ja, i Jacob mieliśmy inne nazwiska. Nessie dla niepoznaki powróciła do nazwiska Cullen, co nieco zezłościło tate.
- Różnią się.
- To fakt.
- Chodzi mi o to, że wyróżniają się wśród zwykłych ludzi. Są tacy...bladzi. A ty, ta rudowłosa dziewczyna i ten chłopak o oliwkowej karnacji, nie. Jak w ogóle możecie być spokrewnieni?
Przestraszyłam się. Czyżby Andy coś podejrzewał? Czy był tak mądry?
- Wiesz, to bardzo trudny temat. - Poczułam ból. Czułam, jakby ktoś się nade mną znęcał psychicznie. Czyżby to któreś z mojej pseudo- rodziny? Z tego, co wiedziałam, to nikt nie posiadał takiego daru. Chyba, że Jasper bawił się moimi emocjami i wywołał fałszywy ból. Gdy tylko się rozwścieczyłam, ustąpił. Zagadkowe.
- Jeśli nie chcesz, nie musisz mówić. - Jego uśmiech był przepiękny. - A teraz zapraszam cię do klasy chemicznej. - Otworzył uprzejmie przede mną drzwi i puścił mnie przodem.
Podobało mi się w nim praktycznie wszystko. Nie był jakimś wielkim przystojniakiem, ale do zwykłych równiez nie należał. I miał niesamowite maniery. Usiedliśmy w ostatniej, wolnej ławce.
- Fajna ta szkoła. Gdy mieszkałam w Picacho musiałam dojeżdżać do najbliższej szkoły w Eloy.
- Nie znam się na geografi Arizony, ale zgaduję, że to był spory kawałeczek. - Miałam rację, Andy był mądry.
- Tak...Właściwie to i tak tata odwoził mnie do szkoły, podczas gdy on jechał do pracy...- Ojej, zganiłam się w myślach. O mało co, wyznałam mu, że Jacob to mój ojciec. Niedobrze.
Na szczęście w tym momencie do sali wszedł nauczyciel i nie musiałam kończyć.
Po skończonych lekcjach, chłopak nie odstępował mnie w drodze do samochodu ani na krok, wciąż o wszystko wypytując.
- Co z twoimi rodzicami? Też tu przyjechali?
- Książkę piszesz? - Uśmiechnęłam się, ale po chwili dodałam. - No cóż. Moi rodzice...oni...oni... wyjechali do Afryki. Prowadzą badania naukowe.
- Dlatego zamieszkałaś z Cullenami.
- Dokładnie. Powiedz coś teraz o sobie. - Mijaliśmy kolejne budynki, kierując się w stronę parkingu.
- No cóż. Moi rodzice zginęli, rozszarpani przez jakieś dzikie zwierzę. Nie znaleziono żadnych zwłok w okolicy, w której zniknęli, tylko sporo krwi. - Moja reakcja na te słowa była bardzo gwałtowna. Omal nie zakrztusiłam się własną śliną. Mój towarzysz natomiast kontynuował niezauważając niczego. - Uwielbiali przygody, mieli swój własny świat. Zwiedzili całą Kanadę i Alaskę. Twierdzili, że świat jest pełen tajemnic i rzeczy, o których przeciętni ludzie nie mają pojęcia. Mówili, że znają rozwiązania wielu zagadek, jednak nigdy nie chcieli się ze mną nimi podzielić. Po ich zaginięciu przeszukałem wszystkie książki jakie mieliśmy w domu. Szukałem wskazówek, jak ich znaleźć. Nic nie rozumiałem ze skomplikowanych opisów i rysunków. Gdy w końcu dokończono wszelkie śledztwa, wykonano potrzebne badania i zakończono poszukiwania, zostałem odesłany tutaj, do bogatej babci, jedynej rodziny jaką miałem. - Andy spuścił głowę. Czułam, że walczył sam ze sobą, czy okazać słabość, czy też nie. Zdecydował się być twardy.
Jego opowieść mnie poruszyła. Było mi smutno. Dotknęłam lekko jego ramienia. Chciałam go podnieść na duchu tym gestem. I udało mi się.
- To by było na tyle. - Andy odzyskał radość w oczach i znów się uśmiechał. Cieszyłam się, że postanowił się przede mną otworzyć.
Jednak miałam również dziwne przeczucie, że Andy to zagrożenie. Opisy, rysunki, tajemnicza śmierć. To wszystko prawdopodobnie sprowadzało się do mojej rodziny. Byłam ciekawa, czy moja znajomość z nim coś zmieni. Nie, raczej nie. Dopóki będę trzymała buzię na kłódkę, wszystko mogło iść całkiem nieźle.
Doszliśmy na parking uśmiechnięci, jednak moje rozbawienie znikło, gdy tylko dostrzegłam, że na parkingu nie ma mojej rodziny. Jacob stał oparty o nasz samochód. Wyraźnie zakłopotany i lekko wściekły.
Pożegnałam się z Andy'm i podeszłam do ojca.
- Co jest?
- Nic, Amy. Jak zwykle Edzio ma jakieś problemy psychiczne.
Zaśmiałam się. Jacob jak nikt, potrafił mnie zrozumieć.
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy z parkingu.
- Jednakże, nie podobało mi się, że odeszłaś od naszego stolika.
- Zrozum, nie mogę znieść, jak ktoś mną manipuluje!
- Kochanie, rozumiem, ale nie jesteś zwykła, nasza rodzina też nie jest zwykła i trzeba sie przystosować.
- Tato, nie będę słuchała rad jakiegoś stetryczałego wampira!
Zamilkliśmy. Całą drogę do domu przebyliśmy w ciszy. Wiedziałam, że tata mnie popiera, ale nie mógł mówić tego oficjalnie. W końcu Edward traktował go jak syna i teoretycznie rzecz biorąc, powinien jemu się podporządkować.
Tak jak przewidywałam, gdy tylko weszliśmy do domu, Edward posłał mi spojrzenie, jakby chciał mnie zabić.
Poszłam do kuchni się napić i nawet nie zwróciłam na niego większej uwagi. To go zapewne jeszcze bardziej wkurzyło. Następnie przeszłam spokojnym krokiem do salonu po szkolną torbę i już miałam ją chwycić, gdy zniknęła mi sprzed oczu.
- Nie tak szybko. - Jasper trzymał ją w dłoni.
- Amando, usiądź. - Alice wyciągnęła do mnie przyjaźnie rękę. Usiadłam, choć wcale nie miałam na to ochoty.
- Musimy wyjaśnić parę rzeczy, które miały miejsce dziś w szkole. - Bella usiadła obok mnie. Spostrzegłam, że w pokoju nie ma Emmett'a, Esme i Jacoba. Ludzi, którzy nie robiliby mi wyrzutów. Dziwiłam się, że Nessie jeszcze nie zabrała głosu. Siedziała skulona w kącie i tylko się mi przyglądała. Wyglądała teraz na młodszą ode mnie. Była jak małe, skrzywdzone dziecko.
- A więc, Amando, powiedz jak to zrobiłaś? Interwencje Belli wykluczyliśmy, gdyż ona Jaspera nie potrafi zablokować. - Rosalie przysunęła się bliżej.
- Ale co ja zrobiłam? - Byłam naprawdę zaskoczona tym, o czym oni mówili.
- Nie udawaj głupiej. - Burknął do mnie Edward.
Popatrzyłam się na niego wilkiem.
- Edwardzie, spokojnie. - Bella go uspokoiła.
- Nie, to niemożliwe. - Alice upadła. Jasper szybko pomógł jej wstać i usiedli razem na sofie. - Nie, to..jest...niesamowite. - Dziewczyna wciąż była w wielkiem szoku.
- Co się stało? - Bella pytała się zarówno Alice jak i Edwarda.
- Alice przestała widzieć przyszłość Amandy. Widziała tylko urywek, gdy dziewczyna znika. - Mówił tak, jakby mnie tu nie było. - Zupełnie jakbyś rozpłynęła się w powietrzu. - Dopiero teraz łaskawie się do mnie zwrócił.
- Cholera.
- Co jest Jasper?
- Nie czuję jej. A ty Edwardzie?
- Amando, znowu to robisz!
- Nawet nie mam pojęcia o czym mówicie. - Poczułam zawroty głowy od tej niewiedzy.
W tym samym momencie do pokoju wszedł Carlisle wraz z nieznanym mi wampirem.
- No, dzieci. Nasza zagadka niedługo się wyjaśni.
- Elezar! - westchnął Edward
Mężczyzna przybliżył się do mnie i na jego twarzy odmalował się szok.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.twilight2009.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1