Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Init
Administrator

Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Sob 20:01, 12 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Łiii... czyli będzie wiadomo, co z niej wyszło xD
Haha, widzę, że Edward jest tutaj trochę wrednawy...
U mnie też xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Annie
Moderator

Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Sob 20:19, 12 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
u mnie Edward to zło konieczne xD Ale to sie przekonasz później ;]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Init
Administrator

Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Nie 18:20, 13 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Rozbudzasz moją ciekawość Nieładnie:P
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Annie
Moderator

Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Nie 19:09, 13 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
ładnie, ładnie
Rozdział V:
- Nigdy nie spotkałem się z kimś takim.
Elezar był bardzo zdziwiony i zszokowany moją osobą.
- A wiec, czy wiesz, czemu Amanda nas zablokowała w stołówce i przed chwilą w domu? - Bella zapytała bardzo rzeczowo.
- Sądzę, że jej dar polega na pochłanianiu innych darów, gdy czuje zagrożenie lub gdy jest zdenerwowana.
- Pochłanianiu? - Wszyscy powtórzyli echem.
- Sądzisz? To nie wiesz na pewno?
- Tak, mnie też blokuje. Na razie nie jest jednak w stanie odwracać ich przeciwko innym. Tłumi je w sobie. Jest jeszcze zbyt młoda by to dobrze kontrolować. - Mężczyzna zamilkł. Po chwili jednak dodał intensywnie się we mnie wpatrując. - Nie wiem, czy wiecie, ale hodujecie tu żywą broń.
Poczułam przygnębienie. Było mi źle, że ten obcy wampir nazwał mnie rzeczą, albo co gorsza zwierzęciem hodowlanym.
Ukryłam twarz w dłoniach i skuliłam się jeszcze bardziej. Nagle poczułam czyjś dotyk na ramionach. Podniosłam głowę. To była Nessie.
Przytuliła mnie mocno i szepnęła:
- Nie martw się, kochanie. Ja tak nie myślę. Dla mnie jesteś moją kochaną córeczką. Bez względu na to, czy potrafisz nas zablokować, czy nie.
Po moich policzkach popłynęło kilka łez.
- Moge już iść? - Zapytałam się łamiącym głosem.
Atmosfera w salonie jakby zelżała. Nawet wiecznie nadąsany Edward był dziwnie zrelaksowany.
- Tak, kochanie. Chodź, odprowadzę cię. - Bella wzięła mnie pod ręce. Była jak prawdziwa matka.
- Bello, ty też traktujesz mnie jak rzecz?
- Czemu ci to przyszło do głowy?
- Nie wiem. Odnoszę wrażenie, że przynajmniej połowa waszej, to znaczy, naszej rodziny mnie tak traktuje. Jestem z was najgorsza, wiem. Ale to nie moja wina. - Rozpłakałam się siadając na swoje łóżko. Wampirzyca usiadła obok mnie.
- Ja cię tak z pewnością nie traktuję. Jesteś dla mnie jak córka. Tak jak Reneesme. A na to, co myśli Edward nie potrafię wpłynąć.
- Wiem, że on sądzi, że nie miałam prawa w ogóle się urodzić.
- Zapewniam cię, że aż tak źle nie jest. Naprawdę. A teraz kładź się już spać. Jesteś zmęczona całym dniem. jutro będzie lepiej. Przynieść ci coś? Głodna?
- Nie, dziękuję.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie pogodnie. Gdy zamknęłam oczy, wciąż głaskała mnie po ręce. A gdy przestała wciąż wiedziałam, że przy mnie siedzi.
Wiedziałam, że Bella zna mnie najbardziej. Zasługą tego było chyba to, że sama była jeszcze niedawno człowiekiem. Wiedziała jak się czuję w domu pełnym wampirów. Miałyśmy nawet podobne moce. Ona blokowała, a ja wchłaniałam dary. Nie chciałam nawet wiedzieć, co znaczyło " żywa broń ". Zasnęłam i śniłam o magicznej polanie. Pełnej białych kwiatów. Jednak mój sen szybko zmienił się w koszmar. Zobaczyłam na roślinach czerwone smugi krwi, wypływającej z szyi pewnego niebieskookiego blondyna. Jego morderczynią była pewna złotowłosa dziewczyna. Obudziłam się niemalże z krzykiem. Już świtało, więc stwierdziłam, że nie ma sensu się dalej kłaść. Usiadłam na łóżku i sięgnęłam po pierwszą z brzegu książkę, leżącą na półce. Zatopiłam się w czytaniu, lecz usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Tak?
Zza drzwi wychiliła się mała, czarna główka.
- Witaj, Amy.
- Cześć, Alice. Wejdź.
Dziewczyna wślizgnęła się prawie bezszelestnie do pokoju. W ręku trzymała małe pudełeczko.
- Wiesz, chciałam cię przeprosić za wczoraj. I za wszystkich. Że cię zostawiliśmy na parkingu z Jacobem. Proszę. - Wręczyła mi pudełeczko.
- Nie trzeba było, naprawdę. Ja się nie gniewam. - Otworzyłam pudełeczko i dech mi zaparło. W środku znajdował się piękny naszyjnik z diamentową gwiazdką. - Jest śliczny. - Wyszeptałam z zachwytu.
- Cieszę się, że ci sie spodobał. W każdym razie, po lekcjach zabieram cię moim porsche na zakupy do Seattle. Co ty na to?
- Dobrze.
Cieszyłam się, że wreszcie ktoś się mną zainteresował tak po prostu, a nie dlatego, że coś zrobiłam.
Dzień minął mi bardzo miło i przyjemnie. W szkole już wczesnym rankiem znalazłam Andy'ego. Przez cały czas rozmawialiśmy, nie zwracając uwagi na nikogo innego. Wyjątkiem był lunch, gdy dosiedli się do nas Kimberly, Candy, Jason oraz Chris. Cała paczka w komplecie. Śmialiśmy się cały czas, a gdy zerkałam na moją rodzinę, widziałam, że już się na mnie nie złoszczą. Musieli zaakceptować to, że się wyizolowałam i nie miałam ochoty siedzieć wśród posągów.
Po szkole pojechałam na zakupy i Alice wymusiła na mnie wykupienie praktycznie całego sklepu. Lubiłam się stroić, ale uważałam, że to była lekka przesada.
Tak mijały mi godziny, dnie, tygodnie.
Moja znajomość z Andy'm powoli zmieniała się z przyjaźni w coś więcej. Był dla mnie oparciem w każdej sytuacji. Zgadywał bezbłędnie, kiedy mam zły humor, kiedy źle się czuję, bo Edward na przykład źle na mnie spojrzał. Potrafił robić za brata, przyjaciela, a nawet chłopaka.
Widziałam, że czasami przeszkadzało to Edwardowi i Jacobowi, którzy nagle znów grali w tej samej drużynie. Nie lubili patrzeć, gdy Andy mnie przytulał, albo dotykał. Chłopak zresztą szybko się zorientował.
- Twój brat i kuzyn są strasznie o ciebie zaborczy. - Zagadał pewnego dnia podczas lunchu.
- Tak. Zauważyłam.
- Nie lubią, gdy cię przytulam. Dlaczego? Przecież nie robię nic złego.
- Wiem, Andy, ale oni już tacy są. Muszą się do tego przyzwyczaić. - Powiedziałam nieco głośniej, żeby podkreślic moje słowa. I tak je słyszeli, ale mogłam to mocniej zaakcentować.
- Jeśli chcesz, nie będę się do ciebie zbliżał. - Odsunął się ode mnie teatralnie. Szybko jednak złapałam go za nadgarstki i przyciągnęłam do siebie.
- Tylko spróbuj, a będę jak jakiś wampir...- Zamarłam na chwilę. Zrozumiałam, że chyba sie zagalopowałam z moją otwartością. Chłopak jednak się nie przejął moimi słowami i zabrał się do jedzenia swojego posiłku. Podczas, gdy on jadł, ja odwróciłam się nieznacznie w stronę stolika mojej rodziny. Edward właśnie rozwalił puszkę z napojem i omal nie urwał kawałka stołu. Jacob miał zaciśnięte pięści, a reszta Cullenów wyglądała jakby ktoś ich poraził prądem. Szybko jednak zreflektowali się, że wyglądają dość dziwnie, więc na powrót przybrali swoje "ludzkie" pozy. Odwróciłam się z powrotem do stolika.
- Idziemy? - Andy już skończył
- Tak. Tak... - Wstałam i ruszyłam w kierunku drzwi. Chłopak wyprzedził mnie i otworzył je przede mną. Spojrzałam jeszcze raz w kierunku stolika mojej rodziny, jednak nikogo tam nie było. Musieli wyjść drugimi drzwiami.
Znów za długo było dobrze. Jak ja nie cierpiałam moich wpadek. Z powrotem się zacznie gadanie, że nie powinni mnie spuszczać z oka. Proponowałabym im zamknięcie mnie w piwnicy. Przynajmniej mieli by spokój.
Poczułam czyjś zimny oddech na plecach i ciche warknięcie. Szybko się odwróciłam.
- Co jest? - Andy był jak zwykle czujny.
- Nic.. Tak mi się coś wydawało. - Musiałam kłamać. Przecież nie mogłam mu powiedzieć, że właśnie widziałam Jaspera, jak szybko ucieka. Zwykły śmiertelnik przecież by go nie dostrzegł.
Wiedziałam, że to było ostrzeżenie. Ten najstraszniejszy z naszej rodziny został wysłany przez Edwarda, który usłyszał moje myśli.
Ach, no tak. Nie byłam przecież wystarczająco wściekła, by uruchomić moją blokadę.
Reszta dnia minęła mi w ciszy. W swojej szafce znalazłam karteczkę od Edwarda " Baw się dobrze, wracając sama do domu. Miłego spaceru. Dziadzio wamp." Rzeczywiście, poczucie humoru sie go tak trzymało jak mnie szczęście i brak wpadek.
Tak jak myślałam, na parkingu nie zastałam nikogo. Nawet Jacoba.
Westchnęłam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Init
Administrator

Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Wto 14:21, 15 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
O..I to się nazywa umiejetność..A co będzie, jak się już mała nauczy i rozhula xD
"Dziadzio wamp"
Hahaha, padłam xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Annie
Moderator

Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Wto 17:01, 15 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Rozdział VI:
Szykował się ciekawy spacerek. Do willi Cullenów było parę kilometrów. Ale co to dla mnie. Jęknęłam.
- Wystawili cię? Jakie chamy. - Andy był jak zwykle przy mnie. - To pewnie przeze mnie.
Chłopak spuścił głowę.
- Nie, to nie przez ciebie. Po prostu, zrobiłam coś, czego nie powinnam.
- Co takiego?
- W domu, rano.. Nieważne.
Chłopak zamyślił się na chwilę.
- No dobrze, w takim razie, chyba będziesz skazana na moje towarzystwo. Chyba, że masz zamiar iść na piechotę. Z tego co wiem, to miałabyś kawałeczek. - Puścił do mnie oczko.
- No chyba tak.. Może do wieczora dojdę.
- Okey, nie będę się z tobą kłócił.
Myślałam, że odpuści, tymczasem złapał mnie wpół i zabrał do swojego samochodu. Nawet nie wiedziałam, że ktoś oprócz Cullenów ktoś ma w tym mieście sportowe samochody. Przede mną stał piękny Aston Martin Vanquish.
- Wow - Zdołałam wydusić.
- Fajny, nie? Też mi się podoba. To było moje dziecięce marzenie. - Otworzył przede mną drzwiczki.
- Masz już prawko?
- Tak. Jestem nawet starszy od ciebie o rok.
- Jak? - tego jeszcze nie wiedziałam. Usiadłam wygodnie na miękkim fotelu i poczekałam, aż on zrobi to samo. Byłam ciekawa, dlaczego Andy mi jeszcze o tym nie powiedział.
- Dokładnie,to jestem starszy o 10 miesięcy. Nie zdałem w 4 klasie.
- Ale numer.
Tego się nie spodziewałam. Ruszyliśmy. Silnik wydawał ciche pomrukiwanie.
- Co ty na to, żebyśmy jeszcze gdzieś pojechali?
- I tak nie śpieszy mi się jeszcze do domu. - Wyznałam szczerze.
Zjechaliśmy w leśną ścieżkę. Wcale mi to nie przeszkadzało. Nie miałam się w końcu czego bać. Jeśli chciałby zrobić coś dziwnego i tak bym go powaliła na łopatki, gdyż byłam silniejsza.
Zgasił silnik, obszedł samochód i otworzył drzwiczki po mojej stronie. Następnie pomógł mi wysiąść i od razu mnie mocno przytulił.
Musieliśmy przejść jeszcze kawałek, po czym chłopak odezwał się:
- To tutaj. Moje magiczne miejsce.
Byliśmy na malowniczej polanie w kształcie elipsy. Była tam tak pięknie, że aż zapiszczałam z radości.
- Ale tu ślicznie.
- Wiem. Odkryłem to miejsce zaraz po przybyciu tutaj. Zawsze przyjeżdżam tu, żeby móc pomyśleć.
Wtuliłam się w pierś chłopaka. Było mi tu tak przyjemnie i błogo. Wiedziałam, że tu było moje miejsce na ziemi.
Andy usiadł na ziemi, ciągnąc mnie za sobą. Zaczęliśmy się śmiać. Wszystkie troski odeszły na bok. Byliśmy tylko my. Ja i on.
Leżeliśmy chwilę na trawie, gdy nagle chłopak przysunął się bliżej. Podświadomie wiedziałam, co chce uczynić.
- Amando Black, czy mogę panią pocałować? - Chłopak znów zaszczycił mnie tym swoim czarującym uśmiechem.
- Wyrażam łaskawie zgodę... - Nawet nie czekał, żebym dokończyła. Wpił się w moje usta i całował mnie z taką pasją i z takim zaangażowaniem, że aż się dziwnie poczułam. Pieścił językiem moje wargi. Czułam jak płoną mi policzki. Podczas pocałunku jego ręce co i rusz wędrowały od moich ramion aż po uda.
Gdy w końcu się od siebie oderwaliśmy, oboje ciężko dyszeliśmy.
- To było całkiem smakowite. - Skwitował.
- Tak, bardzo przyjemne. - Uśmiechnęłam się do niego.
Oboje siedzieliśmy jeszcze długo w milczeniu, wciąż w siebie wtuleni. Zaczęło już zmierzchać, więc zarządziłam powrót.
Jechaliśmy szybko. Poprosiłam Andy'ego, żeby wysadził mnie tuż przed zjazdem na drogę do Cullenów. Chłopak trochę protestował, ale gdy po raz setny zapewniłam, że to tylko mały kawałeczek, wreszcie zgodził się, żebym poszła pod sam dom na piechotę.
- Do jutra w szkole. - Już chciałam wysiąść, gdy postanowiłam zrobić coś jeszcze. Tym razem, to ja go pocałowałam.
- Ach, jak tak ma wyglądać każdy dzień, to ja chcę żyć wiecznie.
- Każdy by chciał. - Powiedziałam i lekko posmutniałam. Wiedziałam, że w wykonaniu mojej rodziny jest to możliwe. Jednak Andy'ego to niestety nie dotyczyło.
- Do zobaczenia jutro, piękna! - Chłopak pomachał mi i odjechał.
Ruszyłam w kierunku domu. Wiedziałam, że czeka mnie ciężka rozmowa i trudne starcie.
Ponieważ dom był pozornie uśpiony, weszłam do środka po cichutku, na paluszkach.
- Stój. - Usłyszałam zimny głos, gdy już chciałam wchodzić po schodach na górę. Światło się zapaliło, a na kanapie siedział Edward z Jacobem. Nessie i Bella stały przy oknie.
- Amy, usiądź, proszę. - Zwróciła się do mnie mama.
Usiadłam. Czekał mnie kolejny wykład. Edward uśmiechnął się krzywo.
Cholera! Znowu czytał mi w myślach.
Po chwili jednak na jego twarzy zamiast złośliwego uśmiechu pojawił się grymas. Zrozumiałam, że właśnie go zablokowałam.
- Może to i lepiej. - Westchnęła Bella. - Przynajmniej wszyscy będziemy wiedzieli, co myślisz, Amando.
- A więc, mogłabyś nam powiedzieć, co to miało znaczyć? - Jacob zaczął rzeczowo.
- Wymsknęło mi się.
- To może następnym razem, wymsknie ci się, że jesteś córką wilkołaka i pół-wampirzycy!
- Edward, spokój! - Bella musiała interweniować, gdyż wampira już nosiło.
- Przepraszam was. Jednakże sądzę, że karteczka była trochę nie na miejscu. Przez was byłam prawie zmuszona wracać na piechotę.
- Jak to, prawie? - Edward był w niemałym szoku.
- Kolega mnie odwiózł.
- To coś długo jechałaś z tym kolegą. - Jacob zaczął się śmiać, jednak gdy tylko Reneesme na niego spojrzała, od razu przestał.
- Byłam z nim gdzieś jeszcze. Mówię wam, bo i tak byście się dowiedzieli, ale też dlatego, że jesteście moją rodziną. I albo zaakceptujecie to, że już jestem dużą dziewczynką, albo po prostu zakażcie mi wszystkiego. - Definitywnie skończyłam. Ruszyłam w kierunku schodów i tym razem nikt mnie nie zatrzymał.
Rzuciłam się na łóżko i myślałam o dzisiejszym dniu. Był tak nieoczekiwany i tak nieprzewidywalny, że kręciło mi się w głowie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Init
Administrator

Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Śro 10:50, 16 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Hahaha.."Kiedy dziewczyna kochać zaczyna..." xD
Cholera, gdyby faceci rzeczywiście tak ładnie pytali o zgodę na pocałunek...A nie rzucali na nas jak wygłodniałe zwierzęta ;x
Marzenia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Annie
Moderator

Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Śro 16:29, 16 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
hehe ;] Wiesz, ten jest inny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Init
Administrator

Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Czw 9:57, 17 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Szczęściara z niej xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Annie
Moderator

Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Pią 18:54, 18 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
No i w tym rozdziale sprawy się zdeczka komplikują )
Rozdział VII
part Amandy
Są rzeczy, o których zwykły śmiertelnik teoretycznie rzecz biorąc, nie może mieć pojęcia. Zdarzają się jednak ludzie, którzy wiedzą o Nas.
Nie, oni wiedzą o Nich. O moim istnieniu nikt nie wie.
Wilkołaka i wampira łatwo sobie wyobrazić. Dhampira również. Ale hybrydę, taką jak ja?
Nie, to już wykracza poza wszelkie teorie.
Siedziałam w swym pokoju na podłodze. Cały weekend tak przesiedziałam. W ciszy. Bella i Esme pukały do mnie co godzinę i pytały się, czy chcę coś zjeść. Nie byłam głodna. A do łazienki na szczęście miałam blisko, więc przemykałam szybko, by na nikogo nie wpaść.
Nie potrafiłam ogarnąć swoich myśli. Uciekały mi z szybkością błyskawicy. Nie mogłam się na niczym skupić. Czułam sie jak poturbowana szmaciana lalka. Ale właściwie dlaczego? Być może powodem mojego rozkojarzenia był Andy? Ten pocałunek? Może wyjawienie prawdy wampirom. Czy to coś zmieniło?
Zastanawiałam się, czy jutro w szkole będzie znów normalnie. Czy Edward i Jasper dalej będą dawać mi ostrzeżenia? Najważniejsze pytanie brzmiało jednak zupełnie inaczej.
Czy chciałam, by Andy się do mnie zbliżył? Czułam, że moje ciało pragnie tej bliskości. Ale nie byłam pewna, czy nie przekraczam granic, do których nawet nie powinnam się zbliżać.
Pytań za dużo, a odpowiedzi wcale.
Dziś postanowiłam wyjść. Musiałam pobiegać. Wyrzucić z siebie krzyk na wolnym powietrzu. Ubrałam się szybko i wyskoczyłam przez okno. Pierwsze piętro w końcu nie było czymś niezwykłym. Od zamortyzowania upadku, zabolały mnie nogi.
To chyba jednak nie był dobry pomysł. Cóż, przeceniłam swoje mozliwości. Po chwili otrzepania się z piachu,w który wpadłam, ruszyłam do przodu. Pobiegłam prosto w las, który okalał posiadłość Cullenów.
Biegłam ludzkim tempem, mogłabym przyspieszyć, ale przypomniałam sobie, że dawno nic nie jadłam i lepiej było nie nadwyrężać organizmu.
Myślałam, że nie znam kierunku, w którym biegnę. Jakże się myliłam! Dopiero, gdy dobiegłam do owego punktu skojarzyłam fakty. Biała łąka. Ta łąka.
Rozejrzałam się nerwowo. Nie było go. A ja byłam głodna. To był błąd. Ogromny błąd, którego nigdy nie powinnam popełnić. Nigdy, przenigdy.
Usłyszałam samochód.
Cholera. To się nie zdarzy. Amando, opanuj się! Błagałam samą siebie w myślach. Jednak część mnie, powoli zaczynała przeważać. Czułam krew. Tętnice, żyły, pulsująca czerwona i słodka maź.
Nie!
Wysiadł, ruszył tu. Niósł coś. Ciekawe co?
Schowałam się za drzewem. Nie chciałam go wystraszyć. Ta zła część, chciała, ale ja nie. Musiałam nad tym zapanować. Na polowaniu byłam tylko 3 razy. Głównie dlatego, że potrzebowałam krwi tylko i wyłącznie do regeneracji.
Ach, nogi. Byłam obolała, ale nie zraniona. Może jednak się myliłam.
Jedna była lekko posiniaczona na kostce, a na drugiej zauważyłam krew. Miałam rozcięte udo.
- Cholera. - pisnęłam cichutko.
Nie mogłam się jednak skupić za bardzo na moich ranach, gdyż wyczułam go bliżej, niż bym się spodziewała. Wszedł na polanę.
Odetchnęłam głęboko. Nie był to Andy. Miałam przed oczami młodego mężczyznę o oliwkowej skórze. Jego krew pachniała cudownie. Słyszałam swój własny charkot. Chłopak odwrócił się. Patrzył się wprost na mnie. Czyżby mnie dostrzegł? To niemożliwe. Stałam za grubym drzewem, ukryta szczelnie krzakami.
Przestałam oddychać, on również wstrzymał oddech. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Zupełnie jakbym stała odsłonięta na łące, a nie ukryta za krzakami.
Chłopak ewidentnie zastanawiał się, kim jestem i co tu robię. Pociągnął nosem i się skrzywił. Usłyszałam trzask gałęzi tuż za plecami. Odwróciłam się szybko, nie zważając na chłopaka na polanie. Przede mną stał wilk. Ale nie jakiś zwykły, normalny wilczek, którego Rosalie preferuje na śniadania.
Była to ewidentnie istota myśląca. W dodatku był ode mnie z pięć razy większy. Wielkością dorównywał pewnie koniowi.
Wilk.
Przemknęło mi przez myśl, oczywiste rozwiązanie tej zagadki. Jacob był przecież wilkołakiem. Widziałam go nie raz w postaci tego zwierzęcia. Ten, stojący przede mną i mierzący mnie wzrokiem był rozmiarów mojego ojca.
Zwierzę pociągnęło nosem i głośno prychnęło. Z boku usłyszałam drugi trzask.
Miałam przed sobą nie jednego, a dwa wilki. Pięknie, po prostu cudnie.
Przysunęłam się bliżej drzewa, kurczowo łapiąc się kory. Stałam oko w oko z dwoma wilkołakami. Czego ode mnie chcieli? Przecież nie mogłabym ich skrzywdzić, bo niby w jaki sposób? Przysunęli się bliżej.
Obaj znów pociągnęli nosami i ponownie się skrzywili. Usłyszałam warknięcie.
Przekrzywiłam głowę. Bałam się.
Wilki gwałtownie podniosły łby. Zza nich dojrzałam znajomą rdzawą postać.
- Tata - szepnęłam.
Dałabym sobie rękę obciąć, że w momencie gdy to powiedziałam, wilki wydały odgłos zdziwienia i lekkiego szoku. Pytanie tylko, czy to był odgłos, a może to były myśli.
Jacob głośno warknął, jakby nakazywał tym dwóm się odsunąć. Najwidoczniej tak właśnie było, gdyż odskoczyli ode mnie. Ojciec podszedł do mnie.
Byłam przerażona. Czy oni zamierzają walczyć? Nic się nie działo. Wyglądało to tak, jakby rozmawiali w myślach.
W pewnym momencie napastnicy gwałtownie się odwrócili i ruszyli w kierunku polany.
part Jacoba
- Wyskoczyła z okna? - Moje nerwy były już na wyczerpaniu. Wiedziałem doskonale, że przeprowadzka z powrotem do Forks to nie jest dobry pomysł. Każdy kolejny dzień. Każda sprzeczka pomiędzy moją córką, a Edwardem doprowadzała mnie do szału. Fakt, Amanda święta nie była, ale to chyba do mnie należało wychowanie jej, a nie do mego teścia.
- Nie mogliśmy jej zatrzymać. Nie mogłam ryzykować. Czuć tu jej krew.
- Nessie! Pozwoliłaś by twoja ranna córka włóczyła się sama po lesie?
Dziewczyna zamilkła. Zauważyłem w jej oczach łzy.
- Kochanie, przepraszam, ale nie powinnaś jej tak narażać. Czemu od razu do mnie nie zadzwoniłaś? Wróciłbym szybciej z Port Angeles!
- Bo byłam zajęta.
Zgłupiałem.
- Czym?
- Zacieraniem śladów. Jasper jak wyczuł jej krew zaczął prawie chodzić po ścianach. Ledwo z Emmett'em udało nam się go usidlić.
Spojrzałem na wijącego się na kanapie Jaspera. Miał zatkany nos klamerką. Emmett również siedział niespokojnie, ale raczej z nerwów niż z głodu.
- Rosalie i ja musiałyśmy posprzątać na dworze...
- Dobrze, okey. Rozumiem, jasne? - Przytuliłem Nessie do mojej gołej klaty.
- Znajdź ją, Jacob. Błagam. - Dziewczyna zaczęła szlochać. Dotknęła mojego policzka i pokazała Amandę wyskakującą przez okno. Sprawiła mi mimowolnie ból, ale nie dbałem o to.
Moja córka zaginęła.
Po chwili ruszyłem za nią. Czułem jej zapach. Wyróżniał się na tle tego wampirzego odoru.
Gdzie ona pobiegła i po co?
Zdjąłem szorty i przeobraziłem się w wilka. To było niesamowicie miłe uczucie znów mieć tę siłę w łapach. Puściłem się pędem w kierunku, gdzie czułem jej woń.
Oprócz Amandy wyczułem też cos innego. Coś, od czego zdecydowanie się odzwyczaiłem od czasu naszego wyjazdu z Forks.
Zapach innego wilka. Było ich dwóch. Jednoznacznie oznaczało to, że Amanda ma kłopoty. Przyspieszyłem.
Zobaczyłem ją. Stała wręcz przytulona do drzewa. Trzęsła się jak liść ze strachu.
Tuż przed nią widniały dwie ogromne sylwetki. Warknąłem, by zaznaczyć swoją obecność. Wilki odwróciły głowę. A Amy pisnęła cichutko
- Tata.
Jacob?
Niemożliwe. Wyjechaliście.
Byłem w niemałym szoku. Oto przede mną stali moi przyjaciele. Dla bezpieczeństwa podszedłem do mojej córki. Była roztrzęsiona.
Co wy tu robicie?
Spotkaliśmy ją. Czemu jej bronisz? Śmierdzi wampirami na kilometr. Ty zresztą też.
Nie macie prawa jej tknąć
To nie jest człowiek. Nie jest też wampirem. Jacob powiesz nam wreszcie, kim ona jest?!
To moja córka.
Co? - Obaj wrzasnęli w myślach.
Jacob, żartujesz sobie z nas, prawda?
Przykro mi Embry, ale to prawda.
Skoro zadajesz się z wampirzymi dziećmi, spoko. Choć Embry, ruszamy.
Paul!
Nie tłumacz się Jacob. Twoje życie. Ale skoro wróciliście. Pilnujcie lepiej paktu.
Odeszli, a Amanda spojrzała się na mnie z tyloma pytaniami w oczach, że aż sam poczułem bezradność. Postanowiłem zabrać ją do szpitala, tam Carlisle mógłby ją w spokoju opatrzyć, bez niepotrzebnych "interwencji" Jaspera.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Init
Administrator

Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Sob 19:06, 19 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Wow...No to szykuje się pogmatwanie
Ale Jake zachował się jak prawdziwy tatuś - broni potomstwa, nawet jeśli śmierdzi wampirem xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Annie
Moderator

Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Sob 20:37, 19 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
No i znów komplikuję. Ach jak ja to lubię
Rozdział VIII
Byłam w szpitalu. Na zamkniętym oddziale. Krew z mojej nogi nie przestawała lecieć. Byłam słaba.
Carlisle co chwila przychodził sprawdzić, czy kroplówka już zeszła.
Leżałam skulona. Zamknęłam oczy.Wciąż nie rozumiałam co się stało.
Jacob odstawił mnie do szpitala, a następnie pobiegł po Nessie. Mieli tu być za pół godziny. Głowa mi pękała z bólu.
- I jak, Amando? Lepiej się czujesz? - Doktor podszedł do mojego łóżka, a ja uniosłam lekko powieki.
- Nie - wyszeptałam i wskazałam na nogę.
- Ojej. Niedobrze. Że też akurat teraz zabrakło w szpitalu krwi!
Był zdenerwowany. Jak nigdy dotąd.
Zamknęłam z powrotem powieki. Nie czułam już nic. Ból odszedł. Cała odchodziłam.
Przypomniałam sobie twarz Andy'ego. Widziałam jak płacze. Szlochał. Zresztą nie tylko on. Spoglądałam jakby z boku po kolei na wszystkich członków rodziny. Nessie i Jacob zalani łzami. Bella, Esme, Alice, Rosalie i Emmett oraz Carlisle zdruzgatani z minami męczenników. Jasper i Edward jako kamienne posągi z twarzami pokerzystów.
Dopiero po chwili zrozumiałam, cóż to za ponure miejsce. Znajdowaliśmy się na prywatnym cmentarzu. Stali przy czyimś pomniku. Podeszłam bliżej. Przeszłam niczym duch pomiędzy nimi.
Byłam duchem.
Podeszłam do grobu. Był już zakopany. Jacyś pracownicy właśnie stawiali kamienną płytę.
"Amanda Rachel Black
ur. dnia 10.10.2010 roku
zm. dnia 18.09. 2026 roku.
Nasza ukochana, na zawsze w naszej pamięci"
Byłam w szoku. Umarłam? Już? Teraz?
Chciałam żyć!
Z czarnej otchłani wyrwał mnie krzyk. Nie wiem jak długo byłam w ciemności.
A właściwie krzyki. Słyszałam lament Nessie i Belli, czułam wściekłość Edwarda i bezradność Alice.
Zrozumiałam, że jeszcze żyję. To Alice widziała moją przyszłość.
Ktoś silnymi rękoma mnie reanimował. Czułam ucisk w klatce piersiowej.
- Zrób coś! - Ktoś krzyczał. Prawdopodobnie Bella lub Reneesme.
Nagle wszyscy się uciszyli. Do pokoju ktoś wpadł ciężko dysząc.
- Mam! - Oznajmił znajomy, niski głos.
- Podajcie jej to, szybko.
Ciche warknięcie.
- Jak się nie powstrzymacie, to wynocha!
Wiele kroków. Wiatr od ich ruchu.
I coś jeszcze. Coś mną szarpnęło. Nie, to była reakcja mojego ciała na ten zapach.
Poczułam ten boski smak na ustach. Jeszcze ciepła.
Odzyskałam moje ciało. Znów nim panowałam. Łapczywie łykałam krew, którą Carlisle mi podawał.
Potrzebowałam jej jak tlenu.
Czułam jak wlewa mi się do żołądka. Wszystkie funkcje życiowe przyspieszyły. Krew rozlała mi się po całym ciele. Ukłuło mnie w nodze. Wiedziałam oczywiście, że to dobrze świadczy.
Rany się goiły, a ja wracałam do życia.
Moje głośne westchnięcie przerwało nieznośną ciszę. Otworzyłam lekko oczy. Wiedziałam doskonale, że moję tęczówki są idealnie czarne. W przeciwieństwie do Cullenów, u mnie oznaczało to nasycenie.
Podniosłam się lekko na łokciach.
- Mandy! - Nessie wprost rzuciła się mi na szyję. - Kochanie. Połóż się i odpoczywaj.
- Nic mi nie jest mamo.
- Tak się martwiliśmy.
- Jest ok. Naprawdę czuję się świetnie.
Reszta rodziny wróciła do nas. Dopiero teraz zauważyłam, że przez cały czas była przy mnie Nessie, Jacob, Bella i Carlisle. Czyżby reszta musiała wyjść przez krew?
To było prawdopodobne.
- Możemy już wrócić do domu? Ten szpital mnie przytłacza - zapytałam się cicho, bo nie miałam ochoty siedzieć tu ani minuty dłużej.
Ruszyliśmy do domu. W między czasie, udało mi się zbliżyć do Alice, która jechała z nami samochodem.
- Alice, mogłabyś mi coś powiedzieć?
- Wiem, o co chcesz zapytać, ale nie wiem, czy taka odpowiedź cię zadowoli.
- Proszę powiedz mi po prostu.
- Nie powinnam, ale... Gdyby Emmett nie podjął decyzji o szukaniu krwi dla ciebie, ta wizja, którą według Edwarda widziałaś, najprawdopodobniej by się spełniła.
- Oh.
- Ale dzięki temu, jesteś z nami. Nic się nie wydarzy.
- Alice, zastanawiam się jeszcze nad jednym. Dlaczego w twojej wizji pojawił się Andy?
Dziewczyna zamilkła. W całym samochodzie zapanowała nieznośna cisza. Alice błądziła wzrokiem po swoich dłoniach.
- Pewnie prędzej czy później dowiedziałby się o twojej śmierci.
- Powiedzielibyście mu?
- Nie ja, nie wiem tak naprawdę kto.
Dalej jechaliśmy już w ciszy.
Czułam się na tyle dobrze, że od razu wbiegłam do domu. Nie miałam nawet pojęcia, jak długo mnie nie było. Dzień? Może więcej.
Na szczęście okazało się, że to tylko dwa dni. Wbiegłam do pokoju i chwyciłam za telefon.
158 nieodebranych połączeń. Pięćdziesiąt od Candy, osiem od Chrisa, a sto od Andy'ego.
Sporo. Napisałam uspokającego sms'a do przyjaciół.
Mojego chłopaka wolałam zostawić sobie na później. Musiałam się z nim spotkać. Koniecznie.
Na razie jednak potrzebowałam pomyśleć o tym wszystkim.
Byłam na skraju śmierci. Gdyby nie Emmett, pewnie mnie z nimi już nie było. Czy naprawdę nikt inny nie był skory do takiego poświęcenia? Mogłam zrozumieć, że Jacob, Nessie i Bella nie chcieli mnie zostawić, ale reszta? Ich przecież nie obchodziłam.
Zamknęłam drzwi, jednak nie minęła minuta, gdy się otworzyły z powrotem i pojawił się w nich nieceremonialnie Edward.
- Cześć mała.
- Cześć.
Cisza. Czyzby formułował jakieś zdanie?
- Wiem o czym myślałaś. To nie było tak. Byliśmy w zbyt wielkim szoku, by coś zrobić. Tylko Emmett wpadł na ten pomysł.
- Ok, nie mam żalu przecież...
- Hmm. No cóż. To trochę stresujące, że raz cię słyszę, a kiedy indziej nie.
- Myślisz, że dla mnie to wszystko nie jest dziwne?
- Tak, masz rację. - Odchrząknął. - W każdym razie, chciałem cię przeprosić i obiecuję, a przynajmniej postaram się nie zwracać ci uwagi odnośnie tego śmiertelnika...
- Andy'ego.
- Tak, właśnie. Wiem, co oznacza miłość, więc nie będę sie wtrącał. Tylko proszę. Amando, błagam...
Spojrzał się na mnie dziwnym, łagodnym wzrokiem.
Jak to powiedzieć? - myślał. Byłam zaskoczona, że usłyszałam jego myśli.
- Edward, ja, ja...
- Poczekaj. Błagam nie zrób żadnego głupstwa, dobrze?
- Tak, ale posłuchaj. Usłyszałam cię.
- W myślach?
Pokiwałam głową. Mężczyzna wytrzeszczył oczy, bąknął coś w stylu "no to na razie i pamiętaj moje słowa" i wyszedł.
Sama miałam oczy jak spodki, więc tym bardziej wydało mi się to dziwne, zabawne i niezrozumiałe.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Init
Administrator

Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Nie 16:54, 20 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
O Boże...Mało mi serce nie stanęło, jak zaczęłam czytać...
Dziadziowi powolutku pęka lód na sercu;)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Annie
Moderator

Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Nie 19:16, 20 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
No tak, powoli, baaardzo powoli Na razie nie mam kontynuacji. Trzeba będzie poczekać trochę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Init
Administrator

Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Pon 10:44, 21 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Poczekam, bo znam ten ból xD
Ból tworzenia xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
|
|