Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Init
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Pon 22:13, 26 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
6.
Wróciłam do domu w szampańskim humorze. Spotkanie z Ethanem dziwnie dodało mi skrzydeł i wręcz dziwiłam się, że nie unoszę się lekko nad ziemią. Nie mogłam wyrzucić go ze swoich myśli i nie speszyłam się za bardzo, gdy Grace co jakiś czas zerkała w moją stroną. Marszczyła brwi, widząc w moich wspomnieniach nieznajomego chłopaka i wyczuwała, że nie jest mi obojętny, ale poprosiłam ją niewerbalnie, by zostawiła to dla siebie. Zgodziła się, kiwając głową, ale była widocznie podenerwowana.
William też zrobił się dziwnie spięty. Gdy udawałam, że odpoczywam, wpatrywał się we mnie z jakimś nieopisanym uczuciem w oczach. Wolałam nie myśleć, że to ból czy cierpienie, bo było mi to zaskakująco obojętne.
Czy każda wampirzyca po ostatecznej przemianie zaczyna w ten sposób traktować partnera? Skupiając uwagę na dziecku, które było teraz dla mnie całym światem oddaliłam się znacznie od Iana. Może i żywiłam do niego jakiś rodzaj miłości, ale było to niczym w porównaniu do tego, co przeżyliśmy, gdy byłam jeszcze człowiekiem.
Drżałam za każdym razem, gdy mnie dotykał, nawet, gdy robił to przypadkowo. Unikałam wszelkiej bliskości i jakiegokolwiek okazywania sobie czułości, a jeśli już musiałam, to okupowałam to ogromnymi wyrzutami sumienia.
Dlaczego? A no, dlatego, że widząc szczęście pozostałych par nie mogłam zrozumieć, dlaczego ja i William już tacy nie jesteśmy. A raczej, dlaczego ja taka nie jestem? Jeszcze do niedawna kochałam go szaleńczą miłością, byłam gotowa zrobić wszystko, by z nim być. A teraz? Stał mi się kompletnie obojętny i jedyne, co mnie z nim łączyło to osoba Odetty.
Czy to możliwe, by jedno spotkanie z innym mężczyzną sprawiło, że całe nasze uczucie gwałtownie się wypaliło?
Chociaż starłam się o tym nie myśleć, wiedziałam, że Ian przeczuwa, co jest grane. Gdzieś zginęła jego radość i entuzjazm. Nie mogłam darować sobie, że to moja wina.
Westchnęłam ciężko i spojrzałam w oczy Grace. Na jej pięknej twarzy malowało się współczucie.
Nieprzyjemną ciszę rozdarł dzwonek i dźwięk wibracji telefonu. Niechętnie podniosłam klapkę, ale zobaczywszy numer Niki natychmiast odebrałam.
- Camelio? – Głos dziewczyny zdradzał kompletną rozpacz.- Błagam cię, poproś Jill, żeby cię tu sprowadziła…- jęknęła i zaniosła się szlochem.
- Co się dzieje?- Krzyknęłam, a reszta zaalarmowana moim nagłym poderwaniem się z krzesła, skupiła na mnie wzrok.
- Proszę…- wyszeptała. Z trzaskiem wyłączyłam telefon i zaledwie piętnaście minut później biegłam już śnieżnobiałym szpitalnym korytarzem, tym samym, którym jeszcze kilka dni temu spacerowałam.
Zastałam Nikę opartą czołem o ścianę, zapłakaną i przerażoną. Nie musiałam o nic pytać, a ona nie musiała już nic więcej mówić. Była tylko jedna osoba, która znaczyła dla niej wszystko i której nie mogła już w żaden sposób pomóc.
Przytuliłam ją do siebie jak najmocniej, nieświadoma, że i po moich policzkach spływają łzy.
Straciłam zupełnie poczucie czasu, nie wiem czy stałyśmy tam pięć minut, czy pięć godzin. Przerwał nam dopiero odgłos otwieranych drzwi.
Ethan z poszarzałą od smutku twarzą spojrzał na nas pustym wzrokiem.
- Nie możemy już nic więcej zrobić.- Szepnął, a ból z jego głosu tym bardziej się spotęgował. Nika jęknęła w moje ramię.- Chce cię wiedzieć.- Zwrócił się do niej wypranym z emocji tonem i szybko oddalił się ku gabinetowi.
Zostałam sama. Wiedziałam, że Nika powinna pożegnać się z Danielem na osobności, że należy im się to za te wszystkie lata cierpień, ale nagle poczułam jak bardzo bym chciała, by i mnie ktoś przytulił. Nagłym ruchem zaczęłam ścierać łzy, ale tylko bardziej je rozmazałam i musiałam wyglądać jak tysiąc nieszczęść.
Arsinoe mówiła, że zwykle wampiry porażają urodą, ale w obliczu rozpaczy ich ciało również cierpi i nie prezentuje się już tak wspaniale. W tym momencie miałam to w głębokim poważaniu.
- Camelio?- Ethan otarł koniuszkiem palca kilka kropel z moich rzęs. Nie zaprotestowałam, tylko oparłam głowę na jego piersi. Przeżywał to wszystko równie mocno jak ja. Ciekawe, bo jak dotąd nie zauważyłam u lekarzy zbyt dużego zaangażowania w losy ich pacjentów. Jakby nie patrzeć w „tamtym życiu” też się mną opiekowali i tylko dzięki determinacji pań z domu dziecka nie trafiłam do wariatkowa.
Wziął mnie pod brodę i mocno przycisnął. Poczułam coś bardzo dziwnego. Jak na wampira przystało miałam chłodnawą i twardą skórę, idealną do polowań. Jedynie bliskość partnera, czy osoby, którą się kochało sprawiała, że stawała się ciepła i miękka.
Jeden dotyk Ethana wystarczył, bym poczuła, jak gwałtownie się rozgrzewam, nawet bardziej, niż miało to miejsce przy Davidzie czy Williamie.
Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami i już chciałam coś powiedzieć, gdy drzwi bok nas skrzypnęły cicho.
Znękana twarz Niki sprawiła, że wróciłam do rzeczywistości.
- Camelio? Mogę cię prosić…?- Zwróciła się do mnie, ledwo otwierając usta.- Daniel chce, żebyś go…Odwiedziła.- Szepnęła.
Zawahałam się lekko. Niby, dlaczego chce mnie widzieć? Facet nigdy nie widział mnie na oczy, dodatkowo był już chyba u kresu swojej ludzkiej egzystencji, a mimo to życzył sobie mojej obecności.
Spłoszona, powoli podążyłam za Niką, ale ona tylko wpuściła mnie do pokoju i szybko wycofała się.
Z krzywą miną obróciłam się ku szpitalnemu łóżku. Zapach detergentów i leków ranił moje nozdrza jak tysiąc noży i musiałam poświęcić dłuższą chwilę, by móc skupić uwagę na staruszku.
Jego blada, cienka skóra przypominała pergamin, tak cienki i delikatny, że miałam wrażenie, że zaraz ujrzę przebijające się przez nie kości. Wyglądał, jakby już pożegnał się ze światem, ale zradzały go oczy. Jasne i przenikliwe śledziły mnie od dobrych kilku minut. Przywołałam na twarz karykaturę uśmiechu, ale nie ruszyłam się z miejsca.
Danel z trudem podniósł dłoń i przywołał mnie gestem. Nie wiedzieć, czemu poczułam się nagle bardzo dziwnie. Ostry dreszcz zacisnął moje dłonie w pięści i ledwo powstrzymałam się, by nie krzyknąć.
- Wreszcie przybyłaś…- rzekł na wydechu mężczyzna. Zamrugałam.
- Wreszcie? Nie pamiętam, żebyśmy byli sobie przedstawieni.- Odparłam, nerwowo zaplatając dłonie na piersiach. Daniel zmarszczył brwi, ale szybko uśmiechnął się.
- Lepiej późno niż nigdy.- Wyciągnął ku mnie żylastą rękę.- Tylko zrób to szybko.
Zdezorientowana cofnęłam się o krok.
- Nie rozumiem.- Jęknęłam.
- Nicoletta może jeszcze uśmierzać mój ból, ale nadeszła chwila, bym odszedł.- Powiedział spokojnie. Wytrzeszczyłam oczy.
- Ty wiesz o…Wiesz, że ona…- zająknęłam się, przysłaniając ręką usta.
- Wiedziałem od pierwszej chwili, gdy wtedy ją ujrzałem. I teraz, gdy do mnie wróciła. Wiem, na czym polega ta jej dziwna moc. Ale tylko ty możesz mi pomóc.- Spojrzał mi głęboko w oczy.
- Jak mam ci pomóc?- Spytałam, zupełnie rozbita.
- Po prostu weź mnie za dłoń i pomyśl, że nie chcesz niczego więcej, ponad to, żebym odszedł w spokoju.- Rzekł.
Oparłam się o ścianę. Co tu się dzieje, do jasnej cholery?!
Daniel wpatrywał się we mnie, wyczekująco.
Odchrząknęłam, obmyślając plan jak najszybszej ucieczki, gdy drzwi sali powoli się otworzyły. Nika spojrzała na mnie błagalnie.
- Zrób to, wiem, że potrafisz.- Wyszeptała.
- Ja nic nie...- Zamilkłam, truchlejąc ze strachu.
Czy to możliwe, by oni znali już tę moją wciąż nieodkryta moc? Tę, którą otrzymałam po urodzeniu Odetty? Czy to możliwe, by Grace czy Ursula w jakiś sposób odczytały ją z moich myśli czy przyszłości?
Ze ściśniętym gardłem zbliżyłam się do Daniela, kładąc swoją dłoń na jego schorowanych palcach.
Królowo nieba, zabierz mnie.
Daleko od całego bólu.
Blask w jego oczach zniknął niczym zdmuchnięty płomień świecy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Annie
Moderator
Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Wto 17:57, 27 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Wow Musisz komplikować, nie? Ten Ethan wgl potrzebny nie jest <foch>
Ponadto mogę stwierdzić, że.. Camelia am boski dar też tak bym chciała.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Init
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Wto 20:08, 27 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Jest potrzebny xD
A ja bym chciała taki, jaki ma Nika ;x
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Init
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Sob 17:46, 07 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
7.
Siedziałam pośrodku salonu z twarzą ukrytą w dłoniach. Pozostali domownicy krążyli wokół, jakby nie do końca wiedząc, czy mają coś mówić, czy robić. Mnie było wszystko jedno. Od tych feralnych kilku minut w szpitalu nie mogłam się pozbierać. Wróciłam do domu kompletnie przerażona, bełkocząc coś pod nosem i długo nie dochodziłam do siebie.
William próbował ze mną rozmawiać, ale wystarczyło jedno spojrzenie by zacisnął usta i ograniczył się do zaniepokojonych spojrzeń.
Grace wyjaśniła im, że przeżyłam szok, dowiedziawszy się, jaką mam moc i że nie powinni się temu dziwić, bo nie każdy jednym skinieniem może pozbawić kogoś życia.
Pozbawić życia.
Jęknęłam i wyprostowałam się, ze wzrokiem utkwionym w ścianie.
Więc to miała być ta moja cudowna siła? Arsinoe tworzy iluzję, Ursula przepowiada przyszłość, Grace czy ta w myślach.
A ja zabijam na zawołanie.
Moje dłonie zaczęły drżeć konwulsyjnie. To nie jest dar, to przekleństwo, potwornie silne i bezwzględne.
Wystarczyło bym się zezłościła i tragedia murowana. Nie mogłam znieść myśli, że mogłabym przyczynić się do śmierci któregoś z przyjaciół, Williama, Odetty..
Odetta.
Spojrzałam tęsknie w sufit. Na wszelki wypadek zakazali mi się z nią spotykać jeszcze przez jakiś czas, ale moje matczyne serce, chociaż już od dawna nieruchome, wyrywało się ku niej z całych sił.
Ian wspominał, że ona też za mną tęskni, ale nie mogliśmy ryzykować. To ona była dla mnie wszystkim.
Mimowolnie westchnęłam i usłyszałam, jak ktoś koło mnie siada.
Xavier uśmiechnął się smutno.
- Wiesz już, prawda?- Spytał przyciszonym głosem. Kiwnęłam. Bynajmniej nie chodziło tu już o moją moc. Ona mogła poczekać. Teraz numerem jeden stała się Ursula, a raczej to, że lada chwila miała rodzić, a tym samy stać się jedną z nas. Nie wiedzieć, czemu, wszyscy byliśmy z tego powodu bardzo poddenerwowani. Niby każdy zapewniał, że będzie dobrze, ale złe przeczucia nas nie opuszczały.
Sama Ursula stała się dziwnie milcząca, ale nikt nie odważył spytać, czy zdołała coś wyczytać ze swoich wizji. Najgorsze katusze przechodził Jake, ale sytuacja wymagała, by robił dobą minę do złej gry.
Była też trzecia sprawa, o której nikt nie mógł zapomnieć.
Edith.
Po raz kolejny kręciła się w naszych stronach, ale nikt nie wiedział, czego tak właściwie chce. Gabriel i Olivier oświadczyli, że stanowi zbyt duże niebezpieczeństwo, bo jako Samozwaniec nie kontroluje się i w razie, czego będą musieli ją unieszkodliwić.
Wzdrygałam się na samą myśl o kolejnej śmierci, ale moja druga strona, ta rozsądniejsza i bardziej wyważona zadecydowała, że tak będzie lepiej. Moja córeczka musi być bezpieczna. Tak jak przyszłe maleństwo Ursuli.
Ledwo, co o tym pomyślałam, z piętra dobiegł przeraźliwy krzyk. Jednocześnie z Xavierem podnieśliśmy głowy do góry, zamierając..
- Zaczęło się…- szepnął.
- Wszystko w jej rękach.- Odparłam cicho.
*
Nie mogłam już dłużej wysiedzieć w domu. Wokół widziałam tylko zmartwione bądź zamyślone twarze, sama z resztą też musiałam tak wyglądać.
A wszystko przez pewną, zaskakującą wiadomość.
Około godziny po tym, jak zaczęła się cała akcja, Arsinoe zeszła do nas i oświadczyła.
- Pojawiły się pewne komplikacje. Ursula…Urodziła bliźnięta…- kontem oka zauważyłam, jak Jillian i Grace wymieniają zdumione spojrzenia. Kiedyś taka informacja nie zrobiłaby na mnie większego wrażenia, ale w naszym przypadku, wampirzym przypadku, nie wróżyło to dobrze. Sama będąc w ciąży dowiedziałam się, że gdy powije się bliźnięta, jedno z nich w prawie 100 procentach umiera krótko po narodzinach. Dzieje się to, dlatego, że nasze dzieci muszą otrzymać maksimum sił witalnych i skupić na sobie całą uwagę rodzica. Tylko to gwarantuje mu przetrwanie i możliwość normalnego rozwijania się. Wtedy brzmiało to jak suche fakty, ale teraz, gdy działo się to naprawdę, poczułam ogromny ciężar na sercu.
- Czy któreś…- zaczęła Vivian, ale Arsinoe pokręciła głową.
- Nie…Obaj wyglądają na zdrowych. Ale to kwestia godzin…- westchnęła z bólem.
- Wyglądają?- Spytał niepewnie Gabriel.- Czyli…Dwaj chłopcy?
- Christopher i Gregory…- odparła Arsinoe.- Ursula chciała ich jak najszybciej nazwać, gdyby…gdyby to się stało po jej nieobecność.- Zagryzła usta, wyraźnie tłumiąc łzy.
- Przestańcie, to wcale nie musi się tak skończyć!- Krzyknął nagle Ian. Wlepiliśmy w niego oczy, bo już dawno nie pozwolił sobie na taki wybuch agresji.- Skazujecie dzieciaka na śmierć, chociaż jeszcze nic nie wiadomo! Co z wami?! Zamiast go ratować, będziecie tak tu siedzieć i rozmyślać?!- Zerwał się z krzesła, a emocje buchały od niego, jak od otwartego pieca.
- William, nie bądź głupi. Sam dobrze wiesz, jakie prawa nami rządzą.- Rzekł pojednawczo Xavier, ale Ian niemal splunął w jego stronę.
- Tak po prostu na to pozwolicie?! Prawa?! Nie pieprz mi tu o prawach!- Rozjuszony, z całej siły uderzył w stół, który rozpadł się na maleńkie kawałki. Chciałam do niego podejść, uspokoić, ale Grace gestem nakazała zostać mi na miejscu.- Wy i te wasze cholerne prawa. Gdybym się nimi kierował, Camelię już dawno temu zżerałyby robaki, albo, co gorsze, dostałaby się w ręce Glorii. Czy to jest wasze prawo?! To, które karze nam zabijać bez litości, zapominając o uczuciach?
- William, daj spokój.- Syknął Olivier, ale mój ukochany warknął gardłowo.
- Nie zbliżaj się, bo oberwiesz.- Zawarczał. Cofnął się kilka kroków do tyłu, tak, że znalazł się tuż przy mnie. Zadrżałam, bo jego złość rosła z każdą minutą i nie wyglądało na to, by miał się uspokoić.
- Dosyć tego, przeginasz.- Rzekł głosem pełnym gniewu Xavier. Ian w odpowiedzi uniósł górną wargę, ukazując kły. Tego było za wiele. Odruchowo złapałam go za rękę i przyciągnęłam do siebie.
- William, proszę.- Szepnęłam. Przez chwilę wyglądał tak, jakby chciał się na mnie rzucić, ale ferwor w jego oczach powoli gasł. Westchnął głęboko, przymknął oczy i oparł się głową o moje ramię.
Przytuliłam go lekko, ale reszta była nadal w pogotowiu. Wybuch Iana wyprowadził ich z normalnej równowagi, a silne emocje tak szybko nam nie przechodzą.
Ni z tąd, ni z owąd pomyślałam o Ethanie. Właśnie teraz, gdy Ian przytulał się do mojego serca wyobraźnia podsyłała mi coraz to nowe obrazy przedstawiające jego postać. Nie mogłam ich przepędzić a może i nie chciałam? W efekcie, nieświadomie odepchnęłam lekko Iana i odsunęłam się od niego. W pokoju zapadła grobowa cisza.
William świdrował mnie spojrzeniem, a reszta wstrzymała oddech.
Czyżby poznał prawdę?, Pomyślałam z rozpaczą.
Odważyłam się spojrzeć mu w oczy i zaraz tego pożałowałam. Dotąd cudownie zielone i błyszczące stały się ciemne i matowe. Biło od nich chłodem i bólem, tak wyraźnym, że przestałam mieć jakiekolwiek wątpliwości.
- William…- szepnęłam, ale on bez słowa wyminął mnie i jednym susem opuścił dom.
Nie wiem, ile tak stałam, wpatrując się w drzwi, w których zniknął, zanim zdałam sobie sprawę, że to koniec.
Koniec mnie i jego. Każdą cząstkę mojego ciała rozdzierało cierpienie. Jak mogłam do tego dopuścić? Zranić tego, dzięki któremu w jakiś sposób jeszcze żyję? Mojego przyjaciela. Mojego ukochanego. Narzeczonego. Ojca Odetty. Przyszłego męża.
Męża.
Z jękiem spojrzałam na swoją dłoń. Ile to już czasu minęło, odkąd zapomniałam założyć pierścionka zaręczynowego. Najpierw nosiłam go bez przerwy, później zdejmowałam, by nie zgubić. Teraz nawet nie wiedziałam, gdzie może być.
Kiedy był pierwszy raz, gdy okłamałam Iana? Kiedy po raz pierwszy wzdrygnęłam się po jego pocałunku?
Kiedy moje serce wymazało go raz na zawsze ze swojego wnętrza?
Na te i miliardy innych pytań miałam już nigdy nie uzyskać odpowiedzi.
On już wie, że się skończyło.
Ja też wiem, ale nie potrafię się z tym pogodzić.
Czyjeś ramiona owinęły się wokół mojej talii.
Grace nie musiała nic mówić. Ja również.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Annie
Moderator
Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Sob 19:52, 07 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Ty.................. naprawdę idź sobie gdzieś...
Z jednej strony fajnie, ze teraz facet sobie pocierpi, ale kurcze.. ja chcę szczęśliwych zakończeń
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Init
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Nie 13:13, 08 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Przecież wiesz, że ja muszę namieszać, ale skończy się (w miarę) dobrze;)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Annie
Moderator
Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Nie 16:13, 08 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
nie lubię cie
ale sie nie przejmuj, wszystkim to mówię xd
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Init
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Nie 17:40, 08 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Haha..xD
Z większością znajomych mówię sobię "Nie lubię cię" itp, tak że jestem zaprawiona w bojach;)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Init
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Sob 16:05, 28 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Długo to trwało, ale wreszcie jest - nowy rozdział
Nieco się tutaj sytuacja rozjaśnia, więc mam nadzieję, że wybaczycie mi to opóźnienie;)
8.
Kilka następnych dni mogłam bez zawahania dopisać do listy najgorszych w życiu.
Atmosfera w domu była iście grobowa i gdzie nie spojrzałam widziałam tylko trawione smutkiem twarze.
Sprawa z William też nie miała się najlepiej. Co prawda wrócił już po kilku godzinach, ale nie odezwał się do mnie ani słowem i przez większość czasu siedział przy Odetcie.
Nie miałam mu tego za złe, bo niby, czemu miałby się jeszcze mną przejmować?
Złamałam mu serce. Serce, dzięki któremu jeszcze żyłam.
Korzystając z faktu, że większość domowników gdzieś się wybrała, wyszłam z domu. Musiałam pobyć w samotności, by przemyśleć pewne kwestie i wreszcie nie musieć czuć na sobie oskarżycielskich spojrzeń innych. Nie mówili, wprost, że są na mnie źli, ale wyczuwałam to bez problemu. Tylko Grace pozostała przy mnie. Dobrze wiedziała, co dzieje się w moim sercu i nie oskarżała o nic.
Wędrując samotnie przez pobliski las, mogłam do woli wyszlochać swoje żale.
Czułam się potwornie zagubiona i na tyle pogrążyłam się w smutku, że nie zauważyłam nawet, gdy ktoś do mnie podszedł. Taka dekoncentracja mogła kosztować mnie życie, bo samotny wampir w środku lasu, dodatkowo cel ataku kilku innych, jest bardzo łatwym celem.
Przerażona poderwałam głowę i ze zdziwieniem ujrzałam Williama. Przyglądał mi się z drugiego końca polany, po czym powoli podszedł bliżej.
Podciągnęłam kolana pod brodę i ukryłam twarz w dłoniach. Ogarnęło mnie wrażenie, że dziś czeka nas ostateczna rozmowa, która wszystko zmieni.
Niepewnie podniosłam głowę, a chłopak usiadł tak, że niemal stykaliśmy się nosami. Przyłożył chłodne usta do mego czoła i zanucił.
Chciałem żebyś wiedziała,
Że kocham kiedy się śmiejesz.
Chcę Cię przytulić mocno i zabrać Twój ból.
Bo jestem załamany, kiedy jestem samotny
I nie czuję się dobrze, kiedy odchodzisz.
Odeszłaś.
Nie poczujesz mnie tutaj, już nie.
Załkałam, ale on szybko otarł moje łzy.
- Wiedziałem, że tak będzie.- Rzekł cicho.
- Jak to wiedziałeś?- Spojrzałam mu głęboko w zielone oczy, a on uśmiechnął się smutno.
- Zanim cię poznałem nie szukałem partnerki. Podsuwali mi wiele, ale ja wciąż nic nie czułem, były mi tak obojętne, jak wczorajszy deszcz.- Zaśmiał się, jakby bardziej do siebie.- Szedłem przez życie sam jeden i tak mi było dobrze. Podczas pobytu w akademii niewiele się zmieniło. Nie byłem nikim zainteresowany, chociaż wszyscy naokoło byli już sparowani. Zostaliśmy sami z Davidem i nawet nas to śmieszyło. A później nadeszła wiadomość, że znaleźli mu idealną dziewczynę. Ciebie.- Przesunął opuszkiem palca po moim policzku.- Tego dnia, gdy cię ujrzałem, wszystko się zmieniło. Nigdy nikogo tak bardzo nie pragnąłem, a jednocześnie nie byłem tak pewien, że nigdy nie zdobędę. Byłaś Davida i jego czarowi podległaś. Dlatego to jego z mężczyzn musiałaś poznać, jako pierwszego. Ty byłaś jego wybranką, on twoim przeznaczeniem. – Westchnął ciężko.- Walczyłem z tym uczuciem, ale gdy raz kogoś pokochamy, pozostajemy mu wierni. Tak przynajmniej myślałem. Wyjechałem, chcąc o wszystkim zapomnieć, ale nie mogłem. Telefon dziewczyn wyrwał mnie z otępienia, a gdy wróciłem i zobaczyłem, w jakim jesteś stanie, przysiągłem sobie, że już nigdy cię nie zostawię. Nie zasługiwałaś, by tak cierpieć.- Poczułam, jak do oczu napływają mi łzy. Odruchowo ścisnęłam jego dłoń w swojej.- Nie wiesz, jak byłem szczęśliwy, gdy do mnie przylgnęłaś. David cię zdradził, a ty szukałaś pocieszenia u mnie. Czy mogłem wyobrazić sobie lepsze zakończenie?- Przymknął powieki i zrozumiałam, że teraz powie coś, co trzyma w sobie od dawna.- Oczywiście, że nie mogłem, ale pewnego dnia, jeszcze przed twoją przemianą, Ursula wezwała mnie do siebie. Miała wizję, a jak wiesz, jej wizje w 100% sprawdzają się. Powiedziała, że już wcześniej ostrzegała mnie przed tym związkiem, ale wybrałem inaczej. Jednak los jest nieubłagany. „Teraz Camelia jest twoja”, powiedziała, „Ale nie jest twoją wybranką, a ty nie jesteś jej. Nadejdzie czas, gdy ona spotka kogoś innego i odejdzie. Nie powstrzymasz jej, bo to nowe uczucie zrodzi w niej dotąd nieznane reakcje. Jeśli zmusisz ją do zostania ze sobą, będzie cierpieć jak jeszcze nikt.” Słowa Ursuli nie zrobiły na mnie wrażenia. Ta „przyszłość” zdawała się nigdy nie nadejść, wierzyłem, że zawsze tu będziesz.- Wskazał na swoje ramiona.-Ale później zacząłem się zastanawiać. Co jeśli?- Gorycz w jego słowach była tak wyraźna, że aż się wzdrygnęłam.- Gdy tego dnia wróciłaś ze szpitala, myślałem, że…oszaleję.- Spojrzał na mnie z bólem.- Zrozumiałem, że Ursula miała rację. Już nie jesteś moja. Znalazłaś swoje przeznaczanie.- Dokończył szeptem.
W milczeniu spletliśmy się w uścisku.
Nie mogłam uwierzyć w to wytłumaczenie, ale…jeśli tak w istocie było, to moje szaleństwo zostało wyjaśnione.
Pochyliłam się i szeptem zmieszanym ze łzami zaśpiewałam.
Najgorsze już za nami i możemy znowu odetchnąć.
Chcę przytulić Cię mocno, Ty koisz mój ból.
Zostało tyle do nauczenia się.
Ale nikt nie został, by walczyć.
Chcę Cię przytulić mocno i zabrać Twój ból.
Nie wiem, ile trwaliśmy w uścisku. Każde z nas na swój sposób godziło się z losem, a jednocześnie tak bardzo potrzebowaliśmy siebie nawzajem.
Wreszcie, gdy słońce chyliło się już ku horyzontowi William oderwał się lekko od mojego ramienia i uśmiechnął się. Spróbowałam oddać mu tym samym, ale nie byłam pewna, czy wyszło.
- Czy to głupia prośba, jeśli zapytam, czy zostaniemy przyjaciółmi?- Wybuchłam śmiechem.
- Ian, ty wariacie.- Złapałam go rękami za szyję i przyciągnęłam do siebie.- Na zawsze. Przyjaciele na zawsze.- A później, zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, pocałowałam go prosto w usta. Nie protestował, ale i nie narzucał się. Uległ mi zupełnie, a ja z jakiegoś powodu musiałam to zrobić.
Dotarliśmy do domu tuż po zmroku. Reszta, zgromadzona w salonie spojrzała na nas ze zdziwieniem, ale nic nie powiedzieliśmy.
Coś się skończyło, by coś innego mogło się zacząć- pomyślałam kilka minut później, przytulając Odettę do serca. Malutka gaworzyła cichutku, zaciskając pulchne paluszki w piąstki.
Na stoliku obok jej łóżeczka stała złożona na pół kartka białego papieru. Staranne pismo Williama idealnie do niej pasowało.
Chcę Cię przytulić mocno i zabrać Twój ból.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Annie
Moderator
Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Sob 19:25, 28 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Jak zwykle świetne. Trochę sie zaniepokoiłam jak przyszedł William, ale skoro tak to wyszło, to spoko.. ;]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Init
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Sob 20:02, 28 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Mówiłam, że Ethan się przyda xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Init
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Pon 18:43, 04 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
9.
Nie wiem, czy reszta domyśliła się prawdy, czy William uświadomił ich, jak się ma sytuacja, ale atmosfera w domu wyraźnie się poprawiła. Zaczęłam się uśmiechać, częściej spędzać czas z dziewczynami, a co najważniejsze mój cudowny były okazał się jeszcze cudowniejszym przyjacielem. Wciąż rozumieliśmy się bez słów, zgadywał każdą moją zachciankę, a przy tym niczym się nie narzucał. Dodatkowo bez obaw mogłam myśleć już o Ethanie, a każda taka chwila przyprawiała mnie niemal o zawrót głowy, bo sposób, w jaki na mnie działał był trudny do wytłumaczenia.
Nika wyjechała na jakiś czas, by w spokoju wrócić do siebie po wydarzeniach ostatnich tygodni, choć, jak przekazała mi Graciella, usłużnie prześwietlając myśli naszej przyjaciółki, Nika powoli godziła się z całą sytuacją.
Dodając do tego poprawiający się stan bliźniąt Ursuli, nie mogłam prosić o nic więcej.
Do czasu.
Tego przeklętego dnia siedziałam z Odettą w pokoju, kiwając się na jej ulubionym bujanym krześle. Wciąż jeszcze czekaliśmy na ujawienie się jej mocy, które miały świadczyć o tym, czy jest już wampirzycą czy jednak musi czekać na swojego wybranka. Osobiście wolałabym oszczędzić jej całego cyrku związanego z przemianą, ale coraz lepiej orientowałam się w rządzących nami prawach i przestałam bez sensu patrzeć w przyszłość.
Właśnie nuciłam jej ulubioną kołysankę, gdy z dołu dobiegł mnie pełen furii charkot. Zerwałam się z fotela, instynktownie przyciskając córkę do siebie. Ian wpadł do pokoju jak burza.
- Grace ich wyczuła. Są blisko.- Warknął przez zaciśnięte zęby. Jęknęłam, jednocześnie spinając mięśnie.
- Ile?- Syknęłam, niemal plując jadem.
- Wszyscy.- Głos chłopaka zabrzmiał twardo. Zielone oczy płonęły mu niezdrowym blaskiem a blada skóra jakby lekko się przyróżowała. Oznaka, że był wściekły. Ja z resztą też.
Nie mogłam tylko pojąć, czemu aż tak się denerwuje. Mamy przecież silną przewagę licz…
Nie zdążyłam dokończyć tej myśli, bo pojęłam sytuację. Byliśmy sami. Oprócz nas w domu była tylko Grace i Gabriel. Reszta albo udała się na polowanie, albo jak Ursula i Jacob, do swoich rodzin. Daliśmy się zwieść pozornemu spokojowi.
Warknęłam gardłowo.
- Co teraz?
- Zbliżają się. Nie mamy czasu. Na dół.- Wydyszał.
W salonie powitały nas przerażone twarze Grace i Gabriela.
- Czemu pozwolili nam się zobaczyć? Przecież mają tam tego całego…Rozpraszacza.- Wybuchłam. Odetta skuliła się w moich ramionach.
- Nie wiem.- Pisnęła Grace.- Ta wizja przyszła sama.
- Cokolwiek by to nie znaczyło będziemy walczyć.- Jej partner omiótł nas wściekłym spojrzeniem. Przytaknęliśmy. Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć oczy Glorii zrobiły się na moment puste.
- Są tutaj. Chcą się z tobą zobaczyć. Słyszę to w ich myślach.- Szepnęła. Zatrzęsłam się tak gwałtownie, że Ian musiał przytrzymać moje ramiona.
- Pójdę do nich. Teraz mam jakąś szansę. Grace, weźmiesz Odettę?- Spytałam. Dziewczyna bez mrugnięcia przyjęła moją córeczkę.
- Idziemy z Tobą.- Oświadczył stanowczo William.
- Ktoś musi zostać w domu. Na wypadek, gdyby się rozdzielili. Gabriel, mogę cię prosić?- Zapytałam. Chłopak kiwnął i objął Grace w talii.
Skinęłam na Iana i wyszliśmy z domu tylnym wyjściem.
Nie musieliśmy za daleko się oddalać, czekali przy samym brzegu lasu.
Jasnowłosą Glorię rozpoznałam od razu. Uśmiechała się złośliwie. Dobrze wiedziała, że ma przewagę. Tuz obok stały jeszcze dwie blondynki. Obserwowały mnie spod przymrużonych oczu i wykrzywiały usta w jakimś grymasie. Nieco dalej czaiły się jeszcze dwa wampiry i trzy wampirzyce. Żołądek podszedł mi do gardła. Nie sądziłam, że jest ich aż tak dużo.
Gloria bez problemu zauważyła moje zdenerwowanie.
- Zaskoczona?- Wysyczała.- W dobrym tonie było by się przywitać. Oto Iris i Eva.- Wskazała na dwie kobiety po swoich bokach.- Dalej partner Iris, Pierre. Zachary i Cornelia oraz Ray. No i oczywiście Magdalene.- Uśmiechnęła się obłudnie do smukłej, szczuplutkiej brunetki. Dziewczyna spojrzała na nią jakby ze strachem, ale nic nie odpowiedziała.- Byłabym zapomniała. Nasz stary przyjaciel. David?- Omal się nie zachłysnęłam, gdy David wysunął się zza jej pleców i wplótł dłoń w jej palce.
Syknęłam.
- Ojej. Zapomniałam, że kiedyś byliście tacy słodcy.- Zaśmiała się i obdarowała Davida bardzo namiętnym pocałunkiem. Niemal się najeżyłam, ale William położył mi dłoń na barku.- U was chyba nie ma za bardzo, kogo przedstawiać, prawda?- Gloria przekrzywiła głowę, z jadowitym uśmiechem.
- Pilnuj własnego nosa.- Zawarczałam.
Brunetka z tyłu, Magdalene, wychyliła się zza ramienia Glorii i spojrzała na mnie przenikliwie. Rozpraszacz, pomyślałam.
- Mam od tego ludzi.- Odparła Gloria.- A`propo. Interesuje nas pewna młoda dama, Odetta, nieprawdaż?- Bardziej stwierdziła, niż spytała.
Furia w moim ciele osiągnęła zenit.
Ugięłam kolana, szykując się do skoku, jednocześnie wykrzywiając palce, jakby nagle miały zmienić się w szpony. Reakcja tamtych była natychmiastowa. Zachary, Ray i Pierre wystąpili przed szereg, warcząc zajadle. Przy moim boku William odsłonił górne zęby.
W głowie przemknęła mi myśl, że jeśli teraz zginę, to przynajmniej w obronie mojej córeczki.
Czegokolwiek chcieli ode mnie, teraz chcieli od niej.
Nigdy, pomyślałam. Nigdy jej nie dostaniecie.
Potężny, nieludzki skowyt przebił się przez nasze warczenie. Gloria, Eva i Iris podnosiły głowy, zbite z tropu.
- Edith.- Wyszeptał William. Spojrzałam na niego, wybałuszając oczy.
- Co?!
Miał rację. Ledwo zdążyłam to powiedzieć, zza domu wyłoniła się postać Edith. Wyglądała tak samo jak ostatnio, nawet gorzej. Włosy w nieładzie, poszarpane ubranie. Tylko jedno się zmieniło. Dotąd rozbiegany wzrok teraz był utkwiony w jednym elemencie.
W naszych wrogach.
*
Na tę chwilę mam napisane do 19. rozdziału i powoli będę je wreszcie kończyć
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Init
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Wto 22:37, 23 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
10.
- I ona tak sama…Sobie z nimi poradziła?- Xavier przysiadł na puchowym, białym dywanie. Nie on jeden był pod wrażeniem.
William kiwnął, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Gdy tylko się pojawiła, tamci aż struchleli. Samozwańczy wampir potrafi być dla każdego zagrożeniem.- Rzekł.
Zerwałam się z fotela i podeszłam do okna. Nie mogłam pojąc tego, co się stało. Gloria miała przewagę, wystarczyło, że by zaatakowała. Nie mieliśmy żadnych szans, by przeżyć. Dopiero pojawienie się Edith wszystko zmieniło. Nagle napastnicy zmienili się w uciekających. Momentalnie rzucili się w las, aż się za nimi kurzyło, a Edith jakby tylko na to czekała. Pobiegła za nimi, nawet się na nas nie oglądając.
To było dla mnie za wiele.
William wyczuł mój nastrój, podszedł i przytulił do siebie.
- Ja też tego nie rozumiem. Ale ważne, że nic nam się nie stało.- Wyszeptał, choć reszta i tak słyszała każde słowo.
Westchnęłam.
- Dlaczego oni się jej tak przestraszyli?
- Wytłumaczenia mogą być różne.- Zaczął mądrze Olivier.- Może wyczuli, że nie mają z nią szans, czy coś…- wzruszył ramionami.
- Może myślą, że mamy tutaj całą armię Samozwańczych.- Zaśmiała się nagle, Arsinoe.
- To by było coś…- podsumował Jake rozmarzonym głosem.
- A może wyczuli nadchodzącą śmierć?- Rozległo się pytanie. Jak na komendę poderwaliśmy się z miejsc. Piękna szatynka o zielonkawych oczach patrzyła na nas z rozbawieniem.
Męska część zgromadzonych poderwała się z warknięciem.
- Jak udało ci się tu wejść?- Spytał ostro Xavier.
- Mam swoje sposoby.- Odparła nieznajoma spokojnie.- Potrafię oszukać troszkę wasze dary. Ale do rzeczy. Jestem tutaj, by wam pomóc.
Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia.
- Jasne. A na Grenlandii jest zimno.- Mruknął Olivier.
- Bo jest.- Fuknął półgębkiem William.
Nieznajoma rozpromieniła się.
- Może moi imię coś wam powie. Jestem Ava.- Tu okręciła się wokół własnej osi, jak porcelanowa baletnica w pozytywce.
Zerknęłam na Grace, ale ta niemo pokręciła głową. Arsinoe też wyglądała na niezdecydowaną.
Tylko William, jakby lekko się rozluźnił.
- Ava. Ta Ava?- Spytał, marszcząc czoło. Szatynka potwierdziła.
- Ta. Ta francusko włoska bliżej nieokreślona Ava.
Spojrzałam na Iana pytająco.
- Spokojnie, ja ją…znam. A w każdym razie mniej więcej.- Rzekł po chwili.
- Ty? A niby skąd?- Zainteresowała się Jillian. Jak wszyscy z resztą.
- Żyję na tym świecie troszkę dłużej, niż wy.- Zauważył filozoficznie William.- W każdym razie nie ma się, czego obawiać.- Zwrócił się do nas, ale jego mina była nieodgadniona. Stojąca za nim Ava znów się uśmiechnęła.
- Zostałam tutaj wysłana przez moją zwierzchniczkę. Jest tobą- tu kiwnęła na mnie- bardzo zainteresowana. I chyba wie, jak ci pomóc.
Zasępiłam się.
- Niby jak? Skąd ona w ogóle o mnie wie? A tym bardziej, jakie mam problemy?- Zapytałam retorycznie.
Ava zagryzła na moment idealnie równą dolną wargę.
- Nie mogę ci jeszcze nic powiedzieć. To nie leży w moich kompetencjach. Ale jak na razie mam nakaz pilnować cię i w miarę szybko doprowadzić do Włoch.
- Do Włoch?- Spojrzałam na nią, jak na wariatkę. Podobnie inni.
- To by miało sens.- Wyszeptał nagle William.
Odwróciłam się do niego gwałtownie.
- Co ty bredzisz?!- Syknęłam, ale uciszył mnie ruchem dłoni.
- Avo?- Zwrócił się do dziewczyny.- Mogę cię prosić o chwilę rozmowy na osobności?
Zanim się zorientowałam wybiegli na podwórze.
- Dom wariatów.- Mruknęłam. Arsinoe podeszła bliżej i pochylając się nad moim uchem szepnęła.
- Masz szansę to zmienić. Etan dzwonił i miał bardzo poważny głos.- Mrugnęła porozumiewawczo.
- Jak bardzo?- Zainteresowałam się. Wzmianka o moim ukochanym sprawnie wyparła złe myśli.
- Bardzo bardzo. On coś szykuje. Czuję to przez moje kły.
11.
Z małą pomocą Jillian i obstawą w postaci czającej się gdzieś z tyłu Arsinoe udałam się do wskazanej przez dziewczyny restauracji. Ethan był przez telefon bardzo tajemniczy i zamieniliśmy zaledwie kilka słów. Powiedział tylko, że mam się ładnie ubrać i niekoniecznie być punktualna.
A jednak byłam.
Wysiadłam z czarnej lśniącej limuzyny, bo nie chciałam wzbudzać zdziwienia nagłym pojawieniem się przed drzwiami lokalu. Jillian była by do tego zdolna, ale ja nie chciałam robić sobie dodatkowych problemów. Już wyobrażam sobie, jak tłumaczę przerażonemu portierowi, że moja koleżanka obdarzona paranormalną zdolnością teleportacji właśnie podrzuciła mnie do lokalu, a jeśli będzie się stawiał, ukatrupię go jednym ruchem, bo jestem wampirem.
Tak, kaftan i 24 godziny w pokoju bez klamek murowane.
Szybkim ruchem poprawiłam grube rude loki i wpleciony w nie ogromny szmaragd, poprawiłam obcisłą, krótką koktajlową butelkowo zieloną sukienkę i włożywszy pod pachę srebrną kopertówkę wyszytą cekinami z godnością weszłam do restauracji.
Obsługujący mnie kelner najpierw zachłysnął się powietrzem, później niemal potknąłby przy okazji wypuszczając z rąk naręcze łyżeczek i wreszcie czerwony jak burak podprowadził mnie do niewielkiego stoliczka w rogu. Ten krótki spacerek sprawił mi wiele przyjemności, bo subtelne sygnały, jakie odbierałam od jego szemrzącej krwi sprawiły, że natychmiast zaczęłam poruszać się jakoś inaczej. William ostrzegał mnie, że na razie o polowaniach mam zapomnieć, zacznę je dopiero rok, dwa po przemianie, ale na zapach i dźwięk ludzkiej krwi jestem już wyczulona. Chwilowo byłam jeszcze pełna własnej krwi ze „starego życia”, a jej nadmiar znikał właśnie około dwa lata po przemianie, chociaż nie zupełnie. Ian tłumaczył, że mamy jej zawsze troszkę w rezerwie, by móc się opanować w chwili wielkiego głodu i nie rzucać się na pierwsze lepsze, co się rusza. Dodatkowo było to przymiotem tylko naszych pobratymców.
„Stare” wampiry, jak je czasami nazywali, były właśnie takimi okrutnymi zabójcami, a ich żywot zagrażał naszej rasie. Byli kompletnie a społeczni i zmuszeni do częstych polowań. Dopiero od jakiegoś czasu wyspecjalizowaliśmy się tak, że umiemy jakoś współżyć z ludźmi.
Nawet tak dojrzałe wampiry jak Ian czy Xavier posilały się raz, góra dwa razy do roku, większa dawka była po prostu niewskazana.
Jak dobrze, że mam w głowie tyle miejsca, inaczej pewnie eksplodowałaby mi z przegrzania, pomyślałam przelotnie, obserwując czerwony karak idącego przede mną kelnera.
- Proszę, oto pani miejsce.- Mruknął, niezdarnie odsuwając krzesło.
Usiadłam i po raz ostatni zachwyciwszy się jego słodkim zapachem odparłam.
- Dziękuję.
- Pan Arendorth zaraz przyjdzie.
Skinęłam na znak, że rozumiem i przez chwilę pozwoliłam myślom błądzić gdzieś obok.
Coś jednak nie dawało mi spokoju. Choć zamknęłam umysł tak, by móc skupić się tylko na wieczorze z Ethanem, coś bezustannie obijało się o sklepienie mojej czaszki.
Dobre kilka minut próbowałam to zwalczyć, ale nauczona doświadczeniem, że jeśli wampira coś nurtuje, to nie tak łatwo mu się tego pozbyć, pozwoliłam myśli wypłynąć.
Pan Arendorth zaraz przyjdzie.- Zabrzmiał jak echo głos kelnera.
Ściągnęłam brwi. Co było w tym takiego niezwykłego? Czyżby mój mały własny alarm szwankował?
Pan Arendorth zaraz przyjdzie.
I co z tego? – Odpowiedziałam myśli.
Pan Arendorth.- Powtórzyła dobitnie.
Arendorth.
Syknęłam, z trudem łapiąc dech. Jak mogłam być taka głupia i tego nie zauważyć?!
Ethan Arendorth.
Na moment świat wokół zawirował. Na pewno nie zemdleję ani nic z tych rzeczy, ale moje odkrycie zrobiło na mnie ogromne wrażenie.
Ethan Arendorth.
Nika Arendorth.
To znaczy, że…- myślałam gorączkowo. Teraz dopiero przypomniałam sobie tęskne spojrzenia Niki, jakie rzucała młodemu lekarzowi. Wzięłam je za objaw zauroczenia, ale przecież miała Daniela. Później mniej zwracałam na to uwagę, skupiwszy się na Ethanie.
Ale teraz już wiedziałam.
Owszem, kochała, jedna nie jak mężczyznę.
Ethan był potomkiem Niki.
Zszokowana tym faktem nie zauważyłam, gdy wyżej wymieniony przysiadł się do stolika.
- Echem. Camelio?- Spytał, niepewnie. Drgnęłam i spojrzałam na niego.
- T...Tak?- Bąknęłam. Jego kasztanowe oczy błyszczały ze zdenerwowania.
- Dobrze się czujesz? Może przełożymy to spotkanie?- Rzekł z troską w głosie.
Gwałtownie pokręciłam głową, wprawiając w ruch burzę rudych loków, tak, że musiałam wyglądać teraz jak wyjątkowo niesforny ognik.
- Nie, nie. Twoja obecność mi pomoże.- Powiedziałam szybko, starając się przybrać naturalną pozę. Ethan jeszcze przez chwilę przyglądał mi się z uwagą, po czym poddał się z westchnieniem.
- Szkoda, że nie zabrałaś swojej uroczej córeczki.- Rzekł z tajemniczym uśmiechem.
- Nika ci powiedziała, prawda?- Zapytałam, choć wypowiedziałam jej imię z trudem.
- Tak, ale nie przeszkadza mi to. Uwielbiam dzieci.- Wyszczerzył zęby.
- Każdy tak mówi.- Fuknęłam, udając złość, jednocześnie chwytając jego dłoń w swoją. Wysłałam tam nieco swojej ludzkiej krwi, przez co moja ręka lekko się zaróżowiła i nie była marmurowo zimna. Ethan przyjął gest z zadowoleniem.
- Może jestem inny niż wszyscy.
Wieczór minął nam szybko i przyjemnie. Trochę markowałam jedzenie potraw, które zamówiliśmy, ale nie mogłam tak po prostu ich wypluwać, ale mój towarzysz chyba niczego nie zauważył.
Niedługo później na podest znajdujący się na środku restauracji weszła orkiestra a rozgadani goście zaczęli podnosić się ze swoich miejsc.
- Zabrałeś mnie na potańcówkę?- Zaśmiałam się. Ethan złożył pocałunek na moim policzku i uśmiechnął się łobuzersko.
- Zobaczysz, jak nas na akademii medycznej uczą wywijać.
Z racji bycia czymś więcej niż człowiekiem, miałam naturalnie lepszą grację i rytmikę niż wszyscy zgromadzeni razem wzięci, ale trafiłam na godnego siebie partnera.
Tańczyliśmy dłuższy czas, a on nawet nie okazywał zmęczenia, nie wspominam oczywiście o sobie.
Po serii szybkich kawałków nadszedł czas na przytulanki. Z radością wtuliłam się w ramiona Ethana i zaczęliśmy powoli obracać się wokół własnej osi.
Nie wiem, kiedy połączył nas pocałunek, przestałam liczyć upływający czas. Zapomniałam nawet, że są wokół nas inne pary. Liczyło się to, że jesteśmy tu razem.
Nagle Ethan oderwał się ode mnie lekko, a orkiestra jakby tylko na to czekała. Nie przestali grać, ale robili to ciszej i jakby bardziej pod tło.
Spojrzałam na niego, zdziwiona.
Nie wyglądał już na zdenerwowanego, ale pewnego siebie i…zdecydowanego.
- Camelio?- Spytał miękko i ku mojemu przerażeniu przyklękł.- Wyjdziesz za mnie?
W jego dłoni lśniło malutkie, czerwone, satynowe pudełeczko.
*
Nie wiem, czy ktoś tu jeszcze zagląda ale dla spokoju ducha dodaję dwa rozdziały
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Annie
Moderator
Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Sob 14:37, 27 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
ja zagladam! Wybacz, za brak komentarza, ale jakos weny nie mialam.. nie chcialam pisac byle czego ) Ale i tak napisze, bo krytykowac nie mam zamiaru. Wiec, uwazam, ze swíetnie jest ;D czekam na wiecej i szkoda, ze to powoli koniec ;*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bella
Administrator
Dołączył: 03 Mar 2009
Posty: 915
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Ostrowiec
|
Wysłany: Sob 14:57, 27 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
ja też zaglądam ;]
I czytam to z miłą chęcią ;]
z każdą linijką tekstu coraz bardziej wchodzi w moje klimaty
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
|
|