Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Annie
Moderator
Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Sob 21:44, 05 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Noo, okropna!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Init
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Sob 19:43, 12 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
[9]. The Deaite Girls Gone Wild 2.
- Słuchajcie, tak dłużej być nie może!- warknęła Ursula. Za oknem już dawno temu zapadł zmrok, lecz zgromadzonym to nie przeszkadzało. Siedziały, zbite w ciasny krąg na podłodze w pokoju Vivian i od dobrych kilku godzin debatowały nad ostatnimi wydarzeniami.
- Xavier mówi, że ona tak na nich działa…Ogłupia czy coś…- mruknęła Arsinoe.
- Świetne wytłumaczenie. Tylko całkowicie nie na miejscu.
- Wiecie, mam wrażenie, że…- Camelia zawahała się.- Że ona…Ich...Jakby…Hipnotyzuje?
W innych okolicznościach cisza, jaka zaległa w pomieszczeniu wskazywała by na to, że zgromadzone mają jakiś problem natury psychicznej. Nie tym razem. Vivian i Ursula pokiwały głowami.
- Coś w tym jest…
- Możemy wydłubać jej te złotawe ślepka.- podsunęła cicho Graciella.
- Obawiam się, że to nie pomoże. Ona jest jak pełen pakiet. Jak nie oczy, to nogi. Innym razem co innego. Żywy magnez na facetów.- ruda skrzywiła się z niesmakiem.
Jeszcze parę miesięcy wcześniej zostawiłaby swoje chore teorie dla siebie, ale im dłużej przebywała z Arsinoe, Ursulą i całą resztą, tym bardziej przekonywała się, że świat nie jest do końca taki, jakim się jej wydawał.
Przykład? Gdy tylko czuła nadchodzący smutek natychmiast u jej boku pojawiała się Graciella. Może i nic w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że każde pytanie, jakie zadawała było idealnie dopasowane do problemu. Rudej zabrakło jednak odwagi, by zadać jej wprost pytanie o czytaniu w myślach. Być zbiorowym świrem to jedno, ale wyskakiwanie z takimi rewelacjami to czyste samobójstwo.
- Oh, zrzućmy ją z wieży i uznajmy to za nieszczęśliwy wypadek.- groźba Vivian zabrzmiała całkiem poważnie.
Wszystkie odetchnęły cicho.
- Poczekajmy jeszcze chwilę.- Oświadczyła po chwili namysłu Arsinoe.- Mamy przewagę. A wroga trzeba najpierw poznać.
*
Ona ma twarz anioła.
I pociąg do zabijania.
Ona jest uświęcona przez śmierć.
*
- Proszę, proszę…Kogo my tu mamy? – kpiący głos Glorii wyrwał rudą z otępienia. Oderwała głowę od zimnej ściany, ukradkiem ocierając resztę łez.
- Czego chcesz?- bąknęła.
Blondynka wykrzywiła pogardliwie usta.
- Dostałaś kosza?- zachichotała.
- Nic ci do tego.- odparła Camelia, nieruchomiejąc. Oczy Glorii rozbłysły niebezpiecznymi błyskami.
- Jesteś żałosna, nic dziwnego, że cię spławił.- syknęła.- Jesteś nikim, wiesz? Takie ludzkiej „mniej niż zero”, wiesz? – wybuchła perlistym śmiechem.
- Mam dosyć własnych problemów, nie musisz mi dokładać.- Burknęła ruda. Miała nieprzyjemne wrażenie, że Gloria macza palce w tym, że ledwo powłóczy nogami. Tylko gdzie tu sens? Zagryzła wargi.
- Ojoj, znów płaczemy?- jasnowłosa splotła ręce na piersi.
- Daj mi spokój.- Camelia starała się nadać swemu głosowi jak najwięcej stanowczości. Zerwała się z miejsca z mocnym postanowieniem zaszycia się w pokoju i ruszyła przed siebie.
Nagle, tuż przed jej nosem wyrosła ręka, zagradzająca drogę. Z twarzy Glorii zniknął uśmiech. Teraz stała się spięta, przywodząc na myśl drapieżnika gotującego się do polowania. Źrenice rudej rozszerzyły się z przerażenia.
- Słuchaj uważnie. Może nie dziś, może nie jutro…Ale wreszcie spotkamy się sam na sam. Twoi obrońcy nagle się ulotnią, a wtedy…- uniosła górną wargę. Perłowo białe zęby błysnęły w mroku. Dopiero teraz dało się zauważyć pewną anomalię: niektóre z nich były wyraźnie dłuższe od pozostałych, zakończone ostrymi jak brzytwa i zakrzywionymi niczym haczyki wędkarskie kłami. Zielonooka struchlała.
- Chyba się zrozumiałyśmy.- Warknęła blondynka i jednym silnym ruchem posłała Camelię na drugą ścianę. Stukot szpilek jeszcze długo tłukł się po głowie rudej, kiedy niemal na czworakach pokonała drogę do pokoju. Cichutko zwinęła się w najciemniejszym rogu, przyciągając kolana pod brodę i zasłaniając się ramionami. Nie popłynęła żadna łza. Nie miała już czym płakać.
Nie czujesz zapadającej ciemności?
Opuść piekło!
Nie słyszysz niebiańskich grzmotów?
Umarłe dziewczęta zdziczały
*
- Will…Oj William, nie bądź taki! No fakt. Możesz przestać się wydzierać i wreszcie mnie wysłuchać?! Oh, dziękuję, łaskawco.- Ursula przewróciła oczami.- Wiem, czemu wyjechałeś, ale…Do jasnej cholery, czy choć raz pozwolisz mi sklecić coś więcej niż jedno zdanie?! Jesteś bardziej upierdliwy, niż na to wyglądasz…Poza tym, że przerobię cię na konserwę dla kotów, gdy tylko się pojawisz, to wcale nie jestem zła! – ryknęła, ze słuchawki dobiegł wyraźny śmiech.- Dobra, nie to nie. Widać nie obchodzi cię los Camelii.- raptownie nastała cisza.- Nie, fizycznie chyba ok…Ale psychicznie…Graciella mówi, że jeszcze czegoś takiego nie widziała. Takiego zagubienia. Ian…- jęknęła.- William, ona cię potrzebuje. Widzisz, dużo się skomplikowało…- wysłuchała pytania.- Tak, wiem. Ale najważniejsze to utrzymać ją przy życiu, prawda? Chrzanić przepisy…-nadęła się.- Nie, jasne, że nic jej nie powiedziałyśmy. Za wcześnie. Nika? Dobry pomysł. Mogłaby pomóc. Kiedy?- kiwnęła głową.- Będziemy czekać. Do zobaczenia. Tak.- zachichotała.- Konserwa odroczona.- z westchnieniem zamknęła klapkę telefonu.
- Czy to...Coś poprawi?- Arsinoe spojrzała na blondynkę z bólem.
- Czy poprawi…Nie wiem. Ale dużo się zmieni. Bardzo dużo.
*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Annie
Moderator
Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Sob 19:52, 12 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Okey. ;] Czyli juz wiemy, ze Camelia jest w jaskini lwa, tzn w paszczach wampirów
No ładnie ;]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Init
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Sob 20:02, 12 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Braaawo xD
W nagrodę jutro dodam kolejne części
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Annie
Moderator
Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Sob 20:18, 12 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
No i bardzo dobrze, bo sie nie doczekam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Init
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Nie 18:27, 13 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
[10]. Belle.
- Pobudka Śpiąca Królewno. Już ranek!
- Grace…- stęknęła Camelia z twarzą wbitą w poduszkę.
Nie chciała wstawać. Nie chciała jeść, pić, śmiać się. Nie chciała żyć. Po co, skoro każdy dzień był taki sam? Rano szkoła, w południe szkoła, wieczorem nauka, a w nocy koszmary. Warto się męczyć, będąc na tak straconej pozycji, ze świadomością, że każdy krok, każda chwila, zamiast przybliżać do określonego celu, oddala go? Że ten wymarzony obiekt tkwi w miejscu, z którego nie ma wyjścia, bo on sam nie chce go opuścić? Tylko jedno wprawiało rudą w jako taki optymizm. Serce już nie bolało. Teraz już go nie czuła. Kto wie, może już go tam nawet nie było?
Ale kogo to obchodzi…
Graciella szturchnęła ją brutalnie w bok. „Aha. No tak. Zapomniałam, że czytasz sobie w moich myślach. Wybacz.”.
Ignorując tacę z jedzeniem, rzuciła okiem na kremową sukienkę zawieszoną na oparciu krzesła.
- Wstawaj, będziemy mieć dziś gości!- zaświergotała Graciella, nie dając po sobie nic poznać. Z naręczem grzebieni zabrała się do doprowadzania Camelii do porządku.
- Kogo?- spytała zielonooka ze średnim zainteresowaniem obserwując grubego, rudego loka kołyszącego się tuż przed jej nosem.
- Ucieszysz się. Chodź.
Camelia ociężale dotarła do salonu. Jedyne pocieszenie stanowił fakt, że w większej grupie znajomych mogła choć na moment przestać obawiać się Glorii.
Nie zdążyła nawet zaczerpnąć powietrza, gdy ktoś objął ją mocno. Ktoś wysoki, ciemnowłosy.
- William?- bąknęła.
Nie odpowiedział, tylko przyciągnął ją do siebie.
Ze zdziwieniem zauważyła, że jego skóra pachnie wyjątkowo na tle normalnych męskich dezodorantów. Wprawdzie nie miała wielkiego porównania, ale tego na pewno się nie spodziewała. Cudowny zapach pomarańczy i gorzkiej czekolady sprawił, że nieco się ożywiła.
- Tak dobrze cię widzieć…- wyszeptał Ian z ustami tuż przy jej uchu.
Zaczerwieniła się. Jak to się miało na tle ich pożegnania?
- Co tu robisz?
- Postanowiłem cię odwiedzić.
- Wspaniale…- rzekła i z nikąd pojawiło się w niej uczucie ukojenia i spokoju. Coś, jakby ciężar, jaki wypełniał ją od dawna, umieścić w baloniku z helem i wypuścić w świat.
Zerknęła ponad ramieniem Williama.
Filigranowa, jasnowłosa nieznajoma przyglądała się jej ze smutnym uśmiechem.
Czyżby ranił ją taki czuły uścisk? Kolejna rywalka?
Graciella odchrząknęła.
- Przepraszam, powinienem was od razu przedstawić. Camelio, to Nika.- Nieznacznie kiwnęły sobie głowami.- Jest moją przyjaciółką i powierniczką. Prawdziwy. Skarb. Niko.- zwrócił się do niej.- To Camelia. Opowiadałem ci o niej.
- Tak.- potwierdziła melodyjnym głosem. Rudą zalała kolejna fala błogości.
- Jak się czujesz?- William wyglądał na zaniepokojonego.
- Teraz? Cudownie.- odparła tonem, jakiego dawno u siebie nie słyszała.
- Mały spacer?- zaproponował.
- Jasne.
On nie mógł się jej oprzeć.
Ona nie mogła mu odmówić.
Piękna...
To właściwe słowo dla niej.
Kiedy tańczy, gdy ciało jej rzuca cień,
Jak rajski ptak, co w chmurze piór ku niebu mknie,
To w otchłań swoją piekło znów wciąga mnie.
*
Konfrontacja z Glorią była nieunikniona. Początkowo jej złote oczy powiększyły się lekko na widok Williama (David nawet nie zwrócił na niego uwagi), ale szybko się zreflektowała i posłała mu jedno ze swoich najbardziej uwodzicielskich spojrzeń.
Szatyn zatrząsł się z obrzydzenia i objął Camelię ramieniem.
Kolejne słodkie spojrzenie zmusiło go do parsknięcia.
Gloria skrzywiła się. Jak to? Nie działa? Już otwierała usta, by coś powiedzieć, gdy zza pleców Iana wyłoniły się Nika, Graciella, Ursula i Arsinoe. Ograniczyła się więc do sztucznego uśmiechu i odeszła.
- Co za paskudztwo.- fuknął William.
- Poczułeś coś?- Ursula starała się, by jej głos zabrzmiał zdawkowo.
- Poza odruchem wymiotnym?- zamyślił się. – Nie.
- Nie kłamie.- mruknęła Graciella.
- Gdyby kłamał, już by koło niej tańczył.- Arsinoe splunęła ze złością.
Do Camelii docierało niewiele z tej dziwacznej wymiany zdań. Rozanielonym wzrokiem wpatrywała się w drobinki kurzu, szybujące sobie powoli korytarzem. Zaiste, piękne…
David? Jaki David?
Gloria? Toż to nic…
Zaczerpnęła powietrze. Tak przyjemnie połaskotało powierzchnię jej gardła. Zdusiła śmiech.
Ostatnie kilkanaście godzin spędziła jak na haju. Świat nie wirował, nie widziała też żadnych potworów, ale czuła tak niepoprawne szczęście, że z trudem opanowywała chęć do śpiewania.
Miała nieodparte wrażenie, że gdyby nie mocny uścisk Williama bez problemu odleciała by z najbliższym podmuchem wiatru.
Wszelkie bodźce docierały do niej z pewnym opóźnieniem, jakby zamknięto ją w szczelnej bańce wypełnionej gazem rozweselającym.
Ale czy to grzech być reszcie szczęśliwą?
Czy mnie słyszysz?
Mówię do ciebie.
Poprzez wodę, poprzez głęboki błękit oceanu.
Jestem szczęśliwa, bo zakochałam się w najlepszym przyjacielu.
Szczęśliwa, bo byłam tam gdzie miałam być.
Szczęśliwa, bo wracam znów do domu.
*
- William?- Arsinoe starała się nadać swemu głosowi zdawkowy ton.
- Tak?- powoli oderwał ociekający czarną farbą koniuszek pędzla od jasnego płótna.
Mimo, że zmuszony był przerwać swoje ulubione zajęcie, zachował całkowity spokój. Od przyjazdu Niki, a przede wszystkim dla dobra Camelii perfekcyjnie się kontrolował. Znikły napady furii, cięty język, agresja. Nie był tym samym człowiekiem, co jeszcze kilka tygodni temu. Wtedy nie potrafił usiedzieć dłużej niż 10 minut w jednym miejscu, dzień bez kłótni był dniem straconym. A teraz? Głupi, niemy motyl fascynował go na długie godziny, a miedziane refleksy we włosach Camelii studiował niezmiennie od paru dni. Pustka, jaka wypełniała jego wnętrze znikła bezpowrotnie. Jej miejsce zajęła tajemnicza, ciepła mieszanka zapachu wiśni, czerwonej porzeczki i mięty. Czuł ją wszędzie, przy każdym oddechu, mrugnięciu powiekami. A najintensywniej, gdy Ruda muskała jego szyję. Niewiele brakowało mu do szaleństwa.
- Słuchaj, wiem, że dużo się zmieniło, że Camelia i ty…- przełknęła ślinę.- Ale zdajesz sobie sprawę z konsekwencji, prawda?
Brunet lekko zmarszczył czoło. „Czemu ona tak mocno pachnie wanilią?” pomyślał ze złością, a na głos powiedział:
- Tak, co do szczegółu. I wiesz co? – uśmiechnął się ponuro.- Mam zamiar zaryzykować. Dopóki jej życie nie będzie zagrożone będę grzeczny, będę jej aniołem stróżem. Jeśli zechce, zostanę jej kochankiem. Ale jeśli znajdzie się w niebezpieczeństwie jestem gotów pokazać jej swoją prawdziwą twarz.- Arsinoe znieruchomiała.
- Ża…Żartujesz, prawda?
Drzewo za oknem zakołysało się gwałtownie.
- Ja mam swoje sprawy, ty pilnuj swoich, dobrze?- zaproponował, nachylając się po odrobinę krwiście czerwonej farby i wracając do sztalug.
- Jasne…- mruknęła. W ciszy obserwowała jak zwinnymi, krótkimi ruchami tworzy swój obraz. Iskrzący rubin, wyłaniający się z ciemności.
*
Piękna!
Jest diabła wcieleniem
zesłanym, bym dziś zwątpił w Boga wiecznego.
Gdy patrzę, na nią włada mną pożądanie szalone.
Choć wzrok ku niebu zwracam, to wciąż widzę ją.
*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Annie
Moderator
Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Nie 19:21, 13 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Powoli sie juz domyślam.
Ale czemu William= Ian? hmm?
Poza tym, to imię (Ian) jednoznacznie kojarzy mi się z "Intruzem"
Kurde, czemu na świecie naprawde nie ma takich facetów? Są tylko skonczone dupki.. ;<<
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Init
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Wto 14:24, 15 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Gdzieś widziałam taki skrót : Ian to zdrobnienie od William xD
A no właśnie, ni ma..A jak są, to zajęci;(
[11]. Point Of No Return.
*
Tu Cię wiodłem,
Gdzie namiętność zaczyna żyć,
Bo dwa ciała Widziałaś w marzeniach.
Dwa ciała, Bezbronna,
Gotowa na wszystko.
I wreszcie Przybyłaś tu,
By ze mną być.
Bo tak chciałaś,
Tak chciałaś...
*
- Ach, to ty.- William uśmiechnął się z zadowolenia.
- Spodziewałeś się innej?
- Nie, ale przeszłaś samą siebie.- Odparł mierząc wzrokiem jej szczupłą sylwetkę, odziana jedynie w satynowy szlafrok, podkreślający każdy kształt i kieliszek czerwonego wina w dłoni.
- Obiecałeś mi piękny obraz, więc jestem.- Mrugnęła zalotnie, zerkając na niego spod mocno wytuszowanych rzęs.
- Świetnie, co malujemy?- Spytał, z wprawą rozstawiając sztalugi.
- Może akt?- Zapytała słodko, przysuwając się do niego z gracją tancerki.
William poczuł, jak nagle brak mu tchu. Wyjrzał niepewnie zza zamocowanego płótna i zamarł.
Camelia położyła się miękko na okrytym czerwonym atłasem łożu, przy okazji zsuwając z ramion szlafrok. Jej jasna skóra jarzyła się lekko przy świetle świec, a czarna, koronkowa bielizna więcej odkrywała niż zakrywała. Przekręciła się na plecy i wygięła niczym zadowolona kotka.
- Zaczniemy?
- Mam pewien pomysł.- William schylił się, wyjął z szafki niewielkie pudełeczko i podszedł do dziewczyny. Jednym ruchem rozgarnął jej włosy tworząc iskrzące się ciemnorudym blaskiem półkole.
- I tak je przyćmisz, ale...- Ostrożnie, pojedynczo wyjmował z kuferka na przemian szmaragdy, rubiny, ametyst i umieszczał je delikatnie w lokach Camelii, tak, że gdy skończył, wyglądały jak wielokolorowe gwiazdy na gorejącym nocnym niebie.
- Pójdę po farby.- Wyszeptał, muskając płatek jej ucha.
- Nie śpiesz się, mamy czas.
Sama przyszłaś
Tu, gdzie wreszcie musiałaś przyjść,
Choć pragnienie to nadal jest w Tobie
Tak ciche…
Ciche...
Weź się w garść, szepnął sam do siebie. Przygotowanie potrzebnych odcieni zajęło mu dwa razy więcej czasu niż zwykle, bo dotąd sprawne i nieomylne ręce drżały, gdy widział we wspomnieniach, kogo ma za modelkę. Z mocnym postanowieniem bycia grzecznym, wkroczył do pokoju, zerknąwszy tylko na rudą.
Starannie dobrane farby z hukiem rozbryzgły się na wszystkie strony, ale William nawet tego nie zauważył. Fala gorąca, jaka przeszyła jego ciało nie pozwoliła skupić się na niczym innym, poza Camelią.
Zielonooka zmrużyła oczy, patrząc na niego z wyraźnym oczekiwaniem, poruszyła się nieznacznie, a Ian dostrzegł coś, czego się nie spodziewał. Nie miała na sobie nic, poza migoczącymi w mdłym świetle rubinami, rozłożonymi w strategicznych miejscach ciała.
Chłopak przymknął powieki i wziął głęboki oddech.
Stąd odwrotu nie ma już.
Próg przekroczony.
Więc jaki dziś Poznamy tajny klucz,
Tu, skąd odwrotu nie ma już...?
*
- Arsinoe. Błagam. Powiedz. Że. Żartujesz.- Ruda wypowiedziała każde słowo z przesadną dokładnością, ale to, co właśnie usłyszała nie mieściło się jej w głowie.
- Dobrze słyszałaś.- Brunetka rozpromieniła się.- Bierzemy z Xavierem ślub. Za dwa tygodnie
Camelia spojrzała na nią nieprzytomnym wzrokiem.
- Masz 18 lat i...
- I wychodzę za mąż.- Pisnęła radośnie Arsinoe. Z rozmarzeniem zerknęła w okno.- Mam piękną suknię i w ogóle. A dla twojej wiadomości...Jesteś moją druhną.- Dodała z szelmowskim uśmiechem.
- Pogłupieliście wszyscy...- Jęknęła Camelia.
Wyglądało to na jakąś zmowę, ale nagle wszyscy zapragnęli się żenić. Arsinoe i Xaviera jeszcze by przeżyła, ale gdy dowiedziała się, że podobną "eskapadę" planują Ursula i Jake, Grace i Gabriel, a nawet Vivian, która całkiem niedawno poznała uroczego blondyna imieniem Dean i z miejsca zgodziła się być jego żoną.
- Nie cieszysz się moim szczęściem?- Zerknęła na przyjaciółkę. W jej ogromnych fioletowych oczach czaiły się łzy. Szybko poderwała się i przytuliła ją di piersi.
- No co ty, jesteście dla siebie stworzeni. Tylko...Jak ja wyrobię dla was wszystkich na prezenty?- Westchnęła z rezygnacją.
- Żadnych prezentów! Lepiej powiedz, kiedy ty i William...- Zacisnęła usta, tłumiąc śmiech.
- My?! My nic...- Ruda czuła, jak twarz i dekolt zalewa jej fala gorąca.
- Jeszcze zobaczymy.- Zachichotała brunetka, przewracając oczami.
*
Gloria niedbałym ruchem przeczesała włosy.
Coś jest nie tak, pomyślała z niepokojem. Czemu ten nowy na mnie nie reaguje?
Czując narastającą irytację rzuciła na ziemię książkę, którą i tak trzymała tylko dla niepoznaki. Nagle jej różowy samsung zawibrował gwałtownie. Wstrzymała oddech i odebrała.
- Tak?
- To nie przelewki, słuchaj, nie mamy czasu, dobrze o tym wiesz. Nie kombinuj tylko bierz się do roboty.- Wzburzony kobiecy głos brzmiał całkiem serio.
- Ev, to nie jest takie proste.- Warknęła blondynka.
- Nie denerwuj mnie, nie wysłałyśmy cię tam na wakacje, zrozumiano? Dupa w troki i do dzieła.- Warknęła rozmówczyni.
W tym samym momencie David objął ją lekko w tali, muskając płatek ucha.
- Cholera, powiedz temu swojemu kochasiowi, że będziecie mieć jeszcze dużo czasu na zabawy, a chwilowo niech się zajmie sobą.- Syknęła Ev.
- To nie tak...
- Kij mnie obchodzi jak. Czekam jeszcze dzień.
Z westchnieniem zamknęła klapkę telefonu i spojrzała na swoje najnowsze trofeum. Cielęcy zachwyt w oczach bruneta sprawił, że podjęła pewną decyzję.
Dziś jeszcze noc jest nasza.
*
- Tu jesteście.- Twarz Gabriela rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Hej, mieszkasz w jakimś hipermarkecie?- Zawołał nieco podenerwowany William. Ledwo, co zdołał podnieść się z łóżka. W głowie mu huczało, a na języku czuł wyraźny smak przetrawionego alkoholu. Siedząca obok Camelia musiała mieć podobne odczucia- Nie wiesz, że w drzwi się puka?
- Następnym razem postaram się pamiętać.- Szatyn wyszczerzył zęby.- Pamiętasz, co dziś jest?- Rzucił tajemniczo.
William nieporadnie podrapał się w głowę. Piątek. Piątek to coś ważnego, przed tym, co miało stać się następnego dnia.
- Wieczór kawalerski Xaviera.- Stwierdził po dłuższej chwili.
- Zgadza się. Punkt 20 wychodzimy. To, wtedy, kiedy ta mała wskazówka...- Gabriel nie dokończył, zanosząc się od śmiechu, i uchylając przed posłanym w jego stronę wazonem.
- ten to potrafi popsuć poranek.- Westchnął Ian.
- Czemu? To wspaniale, że się pobierają. Jak ja im zazdroszczę.- Wymruczała Camelia, wtulając się w ramiona bruneta.
- Nie bierz mnie pod włos.- Zachichotał, całując jej czoło.- Też coś planujecie?
- Nic specjalnego. Jak co piątek- popijawa, męski striptiz i te sprawy.- Odparła ruda, wzruszając ramionami.
- A to w porządku.- William uśmiechnął się zagadkowo.
*
Więc Porzuć myśl,
Do końca Wchodząc w sen.
Bo kiedy dusza w ogniu tkwi
Pragnienie Nam otwiera drzwi.
Spełnienie słodkie czeka Nas.
*
Camelia szybkim ruchem zdjęła z włosów ostatni papilot. Gęste rude włosy opadały jej lokami na ramiona, a obcisła krwisto czerwona mini, wykonana z cekinów, iskrzyła się dziko.
To miał być ich wieczór. Konkretnie to Arsinoe, która następnego dnia miała stać się już stateczną panią Wilberforce. Razem z Ursulą zaplanowały poszczególne niespodzianki bardzo skrupulatnie. Najpierw miały być zakupy, później klub, a na końcu szalona kąpiel w basenie w środku nocy.
Odetchnęła z ulgą, widząc, że nie jest jedyną spóźnioną. Jasmin i Jillian, nowo poznane dziewczyny i jak się okazało bliskie przyjaciółki Arsinoe jeszcze poprawiały makijaż, a Ursula mocowała się z opornym suwakiem. Ruda rzuciła okiem na obie dziewczyny.
Jillian była posągową pięknością o falujących kasztanowych włosach i orzechowych oczach, Jasmin natomiast obdarzoną egzotyczną urodą, kruczoczarnymi włosami i zielonkawymi oczami ślicznotką. Znały się we trzy od dłuższego czasu, ale ruda z radością odkryła, że są zupełnie bezproblemowe i bardzo towarzyskie. Szybko odnalazły wspólny język i dzisiejszy wypad jawił się cudownie.
Po chwili dołączyła również Graciella i Vivian. Jako ostatnia na szczycie schodów pojawiła się Arsinoe z prowizorycznym welonem na głowie,
- Pierwszy toast.- Zawołała radośnie, unosząc szklankę wypełnioną kolorowym drinkiem.
Po opróżnieniu więcej niż jednej porcji, rozweselone dziewczyny zasiadły do limuzyny, zaśmiewając się z niewiadomo czego.
- Hmm..Cam? Widziałaś dziś Glorię albo Edith?- Rzuciła nagle Graciella.
- Nie, prawdę mówiąc obie obchodzą mnie tyle, co nic.- Odparła ruda.
W tym samym momencie rozległo się wołanie.
- Camelio?
Dziewczyny wymieniły zdziwione spojrzenia.
- O wilku mowa.- Westchnęła Ursula z rezygnacją.
Gloria niepewnie pomachała do nich.
- Camelio, mogę cię prosić na moment?
- Żartujesz sobie?- Prychnęła zielonooka.
- Proszę. Tylko chwila.
Cam zerknęła na pozostałe. Patrzyły na blondynkę z nieskrywaną odrazą i niepokojem.
- Właściwie...- Zaczęła nagle ruda.
- Co ty kombinujesz?- Powiedziały chórem.
- To najlepsza pora, by odpłacić jej za Davida.- Mruknęła bardziej do siebie.
- Nie rób głupstw! - Głos Arsinoe dobiegł do niej jakby z oddali. Podobnie jak zduszony okrzyk Gracielli, gdy stanęła już z Glorią twarzą w twarz.
- Cze...- Nie zdołała dokończyć pytania. Z przerażeniem zauważyła, że blondynka nie jest sama. Tuż za nią w mroku stało co najmniej 5 osób.
- Suprise.- Wysyczała blondynka.
Camelia poczuła, jak ziemia usuwa się jej spod nóg. Nie upadła, objęły ją czyjeś silne ramiona.
- Dave...David?- Wyszeptała, gdy znajomy zapach podrażnił jej nozdrza.
Nie odpowiedział. Jego oczy były puste jak bezgwiezdna noc, patrzyły tępo przed siebie.
Jęknęła. Otoczyła ją ciemność, i ból. Narastał, a jego źródłem zdawała się być powierzchnia skóry.
- Co wy...- Zawyła cicho.
- Zamknij się.- Brunetka po prawej ścisnęła mocnej jej nadgarstek o mało nie łamiąc kości.- Szybko, zanim wszyscy się tu zlecą.- Rozkazała, a pęd powietrza rozwiewający włosy upewnił rudą, że się przemieszczają. Bardzo szybko.
Nie mogła zebrać myśli, to, co się działo, zdawało się być złym snem.
Czego oni ode mnie chcą?
Ciemność zmusiła ją do wyłączenia wszystkich zmysłów.
*
- Camelia?! Obudź się! - Ruda poczuła, jakby jej ciało dryfowało lekko na powierzchni wody.
- Co, kto?- Wybełkotała, zrywając się. Siedziała pod ogromnym drzewem, co nie było akurat zbyt dziwne, biorąc pod uwagę, że znajdowała się w środku lasu.
Dopiero po dłuższej chwili zrozumiała, kto przygląda się jej z takim niepokojem.
- Edith? Ale jak...?- Próbowała sięgnąć pamięcią kilka godzin z tył, ale jej wspomnienia ziały pustką.
Blondynka prychnęła i niecierpliwie pociągnęła zielonooką ze sobą.
- Zaraz, Edith?- Spojrzała na towarzyszkę uważniej. Nigdy jej takiej nie wiedziała. Potargane jasne włosy odstawały jej w każdą stronę, dotąd schludne ubranie było poszarpane i uwalane ziemią. Rozbiegane oczy wciąż lustrowały okolicę.
- Słuchaj.- Blondynka zatrzymała się gwałtownie.- Tam są William, Ursula i reszta. Prawdopodobnie juz nas słyszą, więc nie mam za dużo czasu.- Zatrzęsła się.- Biegnij i nie oglądaj się za siebie, dobra?
- Ale...
- Cholera, możesz, choć raz mnie posłuchać?- Warknęła jakoś nienaturalnie. Camelia postanowiła dalej się nie spierać. W głowie jej huczało, a dziura w pamięci tylko pogłębiała niepewność.- Biegnij, już!- Rozkazała Edith.
Nie wiedzieć, czemu, nogi rudej zareagowały szybciej niż mózg i zanim zdała sobie sprawę, że biegnie wpadła już w ramiona Iana. Ten, równie zaskoczony, przycisnął ją mocno do siebie i pocałował.
- Tak się bałem...
- William....Edith...- Wycharczała zielonooka. Czuła, że zaraz znów straci przytomność od nadmiaru dziwnych wrażeń.
- Zaraz będziemy w domu.- Wyszeptał, biorąc ją na ręce. Głowa rudej bezładnie opadła na jego pierś.
- Niech się dzieje, co chce.- Wymamrotała.
Ocknęła się pełne piętnaście godzin później.
- Co się stało?- Spytała od razu. Siedzący naprzeciw łóżka William drgnął.
- Czujesz się lepiej?
- Tak, ale...
- Zaraz przyniosę ci coś do jedzenia.- Rzekł dobitnie i wyszedł z pokoju.
Camelia odetchnęła płytko, czując ostry ból w płucach.
Bez wątpienia obudziła się w swoim szkolnym pokoju, ale czemu u licha, było tu tak pusto, pomyślała. Na pewno miałam tu więcej mebli, dywan i takie rzeczy. Czyżby już spisali mnie na straty? Ostrożnie zsunęła się z posłania i podeszła do okna. Krzyk przerażenia, jaki wyrwał się z jej piersi zmieszał się z odgłosem tłukącej się porcelany. To William upuścił tacę ze śniadaniem i patrzył na nią pustymi oczyma.
- Błagam, wyjaśnij mi to...- Jęknęła, odwracając się do niego.
Drzewo na zewnątrz pochylało się nieco, na skutek wiejącego wiatru. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że było zupełnie...Przeźroczyste.
Ale nie to tak wystraszyło dziewczynę. Zerknąwszy przez okno z przerażeniem stwierdziła, że nie ma żadnej szkoły. Wieża, w której dotąd mieszkała zmieniał się w parterowy domek, stojący na kimś odludziu. Chociaż wszystko wewnątrz zdawało się być takie samo, to tego, co na zewnątrz, zupełnie nie poznawała.
Ian podrapał się niepewnie w głowę i z rezygnacją wskazał jej fotel.
- Usiądź, to będzie długa historia. Obiecaj mi tylko jedno.- Spojrzał na nią błagalnie.
- Co tylko zechcesz.- Jęknęła słabo.
Ian zawahał się.
- Zostań moją żoną.
- Co?! - Zerwała się, oddychając z trudem.
- Co tylko zechcę.- Rzekł cicho.
Camelia osunęła się powoli na podłogę. Dziwne światełka migoczące jej przed oczami nasiliły się, a jej samej zabrakło tchu.
- Dobrze.- Bąknęła nagle.
Oczy Williama drgnęły. Przypadł do niej, chwytając bledziutką dłoń dziewczyny.
- Zgoda. Ale powiedz mi wszystko. Koniec sekretów.
Stąd odwrotu nie ma już.
Spalone mosty.
I gra pozorów wreszcie kończy się.
Nie ma "albo" nie ma "lecz".
To takie proste.
*
Z góry przepraszam za błędy, nie mam chwilowo Worda
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Init dnia Wto 15:04, 15 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Annie
Moderator
Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Wto 16:56, 15 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
No ładnie.
Walic błędy-mówiąc dobitnie. Ważniejsza jest fabuła.
Czyli juz niedługo wyjaśnienie.
Zastanawia mnie tylko jedna rzecz, dlaczego dziewczyny z limuzyny jej nie pomogły?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Init
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Śro 10:46, 16 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Wszystko się łokaże..xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Annie
Moderator
Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Śro 16:28, 16 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Weź mnie nie trzymaj w takliej niepewnosci, bo dostanę kręćka! xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Init
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Wto 11:35, 22 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Uwaga, ostrzegam...Długie i skomplikowane...Ale inaczej nie mogłam tego przedstawić xD
*
Jakiś czas później.
1.
Przyjemny zapach kawy wypełnił całą sypialnię. Wyciągnęłam się wygodnie na jedwabnej pościeli, mrucząc z zadowolenia. Nareszcie pierwsza noc bez niespodzianek, pomyślałam z zadowoleniem.
Podrapałam się nieporadnie w głowę i z trudem zwlekłam się z łóżka. Ledwo utrzymałam równowagę i niechybnie poczułabym twardość podłogi, ale czyjeś silne ramiona oplotły mnie w talii. Przymknęłam oczy, obejmując go w odpowiedzi za szyję.
- Jak się czujesz?- zapytał cicho William, wprost do mojego ucha.
- Wspaniale...- rzekłam, a on powoli przesunął dłonie ku mojemu brzuchowi i pogładził go delikatnie.- Też.- dodałam z uśmiechem. Ian westchnął i podążył do kuchni, po moje śniadanie. Odprowadziłam go pełnym uwielbienia wzrokiem, automatycznie układając ręce na brzuchu. Nie było to proste, bo przypominał teraz bardzo dorodną dynię, stał się chłodny i bardzo twardy. No i nieźle dawał mi się we znaki.
Gdy tylko ta myśl przebiegła mi przez głowę, maleństwo pod sercem poruszyło się niespokojnie.
- Już, nie denerwuj się. Mama cię kocha.- szepnęłam, muskając miejsce, gdzie lekko uderzyła mnie maleńka stópka i usiadłam na łóżku. Ian podał mi dziś popisowe danie - sałatkę grecką z tostami, sok pomarańczowy, kilka owoców i ciast jeżynowe. Powąchałam, napawając się cudownym zapachem, on tymczasem usiadł tuż obok, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Wiesz, że jeśli to zjem, będę gruba jak beczka?- powiedziałam, wpakowując sobie do ust dwie kromki na raz. William pokręcił głową z dezaprobatą.
- Muszę wyjść na parę godzin, poradzisz sobie sama?- zapytał, narzucając na wspaniały tors czarną koszulę z guzikami i zapinając ciemne jeansy. Przytaknęłam, bardziej zajęta konsumpcją. Od ponad czterech miesięcy robiłam niewiele poza jedzeniem, spaniem i czasem, ale tylko czasem, wstawaniem z łóżka. Mój kochany narzeczony kategorycznie zabronił mi przemęczać się i...
Zamarłam, z kawałkiem sałaty zwisającym z ust.
Mój narzeczony.
Nerwowo zerknęłam na palce prawej dłoni i odetchnęłam z ulgą. Piękny, platynowy pierścionek z oczkiem z rubinu wciąż tam był. Sprawdzałam to codziennie, wiąż nie mogąc uwierzyć w to szczęście.
Gdzieś w oddali trzasnęły drzwi. Zostałam sama.
Szybko dokończyłam posiłek i przemieściłam się w stronę salonu. Z ulgą zasiadłam przy naszym 40 calowym telewizorze plazmowym i zaczęłam przerzucać programy.
- Jak zwykle, wybór jak cholera.- mruknęłam po jakichś 20 minutach i zirytowana wyłączyłam telewizor. Maleństwo znów dało o sobie znać.
- Już się uspokajam, kruszynko.- rzekłam powoli i przymknęłam oczy. Nie wiedzieć czemu nawiedziły mnie wspomnienia naszej rozmowy, którą odbyliśmy tego feralnego wieczoru po porwaniu.
- Widzisz...- wyszeptał Ian.- Nie wszystko jest takie, jakim się wydaje. Oprócz tego świata, jeszcze twojego świata, istnieje inny, znacznie mroczniejszy i niebezpieczny, ale jednocześnie niewypowiedzianie piękny. Oba te światy przenikają się każdego dnia, każdej nocy, cały czas. Problem w tym, by tamten nie dowiedział się o tym drugim, gdyż rządzi nami niepisana harmonia i równowaga. Gdy ktoś próbuje ją naruszyć, sprowadza na nas wszystkich ogromne niebezpieczeństwo. Twój świat, Camelio, to świat człowieka, ziemskich spraw, przemijalności czasu. Mój zaś, to świat wieczności i stałości. Podczas, gdy ty się zmieniasz, dojrzewasz, ja wciąż jestem taki sam. Mój zegar zatrzymał się dawno temu i trwam tak od lat, ale nie tylko ja. Xavier, Jake, Gabriel. Wszyscy jesteśmy jak zwierzątka w formalinie.- zachichotał, ale zmroziłam go spojrzeniem.- Każdy z nas czeka na rodzaj znaku, ta osobę, która odmieni nasz los. Gdy takowa się zjawia, nasz "zegar" zaczyna znów tykać. Pozwala się przystosować do tej jednej, jedynej. Wiekiem, wyglądem. Coś jak z samcami zwierząt - robimy wszystko, by się tej osobie przypodobać. A dzięki temu, kim jesteśmy rzadko się zdarza, by w końcu nie uległa.- spojrzał na mnie z uczuciem.
- Ale...
- Nie przerywaj, proszę.
- Dobrze...- westchnęłam ciężko.
- Nie jest jednak do końca tak, że dziewczyna jest przypadkowa. Istnieje coś takiego, jak Wielka Rada. Zajmują się oni wyszukiwaniem potencjalnych kandydatek na nasze partnerki. Musisz wiedzieć, że jest wśród nas bardzo niewiele kobiet, dlatego głównie poszukują dziewcząt. Kiedy odnajdą taką, przeprowadzają test odporności i wytrzymałości.- moje czy rozszerzyły się ze zdziwienia.- Tak Camelio. Ten las, ta utrata pamięci...To ich sprawka. Każda to przechodziła...Arsinoe uciekała z płonącego domu, Ursula tonęła. Wyda ci się to okrutne, ale takie działanie ma zapewnić maksymalną pewność, że wybrana zdoła poradzić sobie z najcięższym sprawdzianem.- wskazał na mój brzuch.- Jeszcze tego nie wiesz, ale jesteś w ciąży. Jeśli będzie to chłopiec, a zapewne będzie, urodzi się wampirem od razu.- wzdrygnęłam się na dźwięk tego słowa.- Jeśli dziewczynka, cóż, to już zależy od przypadku. Jak mówiłem, niewiele ich jest. W ten sposób też zapewniamy sobie przetrwanie naszego...gatunku. Kiedy już urodzisz je, nastąpi również twoja przemiana. Oprócz dziecka nosisz w sobie mój jad.
- Kiedy...? - jęknęłam. nie mogłam przypomnieć sobie, że kiedykolwiek sprawił mi ból.
- Pamiętasz tą noc z portretem?- kiwnęłam głową.- Wtedy. Nie zauważyłaś nawet, a to dlatego, że uaktywnia się dopiero po rozwiązaniu. To jedna z tych rzeczy, która nas ogranicza.
- Nie rozumiem...- szepnęłam z rezygnacją.
- Kiedy się rodzimy, dostajemy, że tak powiem, zestaw kłów przeznaczonych właśnie do tego celu - do zmienienia wybranki w wampirzycę. Możemy użyć ich tylko jeden, jedyny raz, gdyż z partnerką wiążemy się na zawsze. Rozumiesz, jak do tej pory?
Przytaknęłam. Kręciło mi się w głowie, a w uszach huczało. To, co mówił William, było tak niesamowite, że aż...realne.
- Camelio...- ujął delikatnie moje dłonie.- Muszę ci się do czegoś przyznać.- jego cudowne oczy zamigotały ze zmartwienia.- Nie byłaś mi przeznaczona, chociaż pokochałem cię od pierwszego wejrzenia. Miałaś zostać żoną Davida, on miał cię zmienić, miał być ojcem twojego dziecka.- zazgrzytał zębami ze złości.- Ale coś się stało...Gdy opętała go ta wiedźma zrozumiałem, że zostawia cię na pewną śmierć, gdyż przebywanie wśród wampirów, nie będąc nim równoznaczne jest z tym, że zginiesz. Zrozum, proszę. nie mogłem czekać. Zdecydowałem się przemienić się, nie bacząc na Radę, łamiąc wszelkie zasady. Wścieli się, ale nie mogli nic zrobić. Praktycznie jesteś już jedną z nas, ale co najważniejsze dla nich, nosisz w sobie nowe życie. Bez tego, łatwością zabiliby nas w pół sekundy, a tak chroni cię nie tylko swoiste "prawo", ale i jakiś rodzaj magii. Nikt nie może zagrozić ciężarnej...- wyszeptał, patrząc na mnie ciepło.
Zadrżałam. Jego słowa dochodziły jakby zza grubej ściany i chociaż starałam się jak mogłam, nie byłam w stanie od nich uciec. Czym ja właściwie jestem? Czym jest on? I czy naprawdę...W tym samym momencie coś leciutko poruszyło się we wnętrzu mojego brzucha. Sapnęłam z przerażenia, ale Ian rozpromienił się.
- Teraz mi wierzysz?- spytał.
- Tak, ale...To za dużo...ja...
- Prosiłaś o prawdę, więc ją masz.- rzekł spokojnie, jednym ruchem przytulając mnie do swojej piersi.- Nie bój się, wiem, że musisz czuć się bardzo skołowana, ale z czasem się ułoży. Chcesz o coś zapytać?- jego mina zdradzała zaniepokojenie, ale widocznie chciał mnie jak najszybciej uspokoić. Westchnęłam, by ustabilizować nierówny oddech i wybrałam pierwsze.
- Co z Grace, Arsinoe i innymi? Czy one...?
- One wszystko już wiedzą, prawdę powiedziawszy od dawna. Nie.- dodał, widząc zmarszczkę na moim czole.- Nie są jeszcze pełnymi wampirzycami. Żadna nie urodziła, ale podobnie jak ty noszą w sobie małego potworka.- uśmiechnął się.
- Czyli że...
- To nie jest, jak u normalnych kobiet. Dziecko zaczyna się rozwijać w dowolnym momencie. Nasze, jak czuję, już nie może się doczekać.- rzekł z zachwytem.
Policzyłam do dziesięciu. Każda w ciąży, ale tylko ja już kiełkuję. Wspaniale.
- I gdy ono się pojawi, to ja...Będę jedną z was, tak?- zapytałam słabym głosem.
- Tak, i całkiem nieźle na tym wyjdziesz.
- Co masz na myśli?- sarknęłam.- Nie tobie rośnie brzuch, cwaniaku.
- W zamian za twoje oddanie.- podkreślił.- któraś z twoich cech, bądź umiejętności zostanie wyeksponowana i stanie się talentem. No wiesz, Ursula przepowiada przyszłość, Graciella czyta w myślach...- rzucił, niby od niechcenia.
- Wiedziałam! - krzyknęłam. Nareszcie jakiś dowód, że nie miałam żadnych urojeń.- Skubana...- mruknęłam.- Zaraz, ale jeśli one nie są tymi, no...NO wiesz czym, to jak mogą używać jakichś mocy?
- Ostatecznie ustabilizują się one po przemianie, ale na razie działają tak na 40%- wyszczerzył zęby. Skrzywiłam się.
- Ok, ale dlaczego ja jeszcze nikomu nie zajrzałam do głowy, czy dajmy na to nie ciskam piorunów, co? Jakaś wybrakowana jestem?
- A próbowałaś?- spojrzał na mnie rozbawiony. No tak. Nie mogłam na głos przyznać mu racji, ale niestety, miał ją. Zrezygnowana, oparłam się o niego.
- Chyba wystarczy na dziś.- szepnął i poczułam, jak układa mnie delikatnie w łóżku. Z jeden strony byłam bardzo zmęczona, ale po tych rewelacjach nie mogłam nie zadać jeszcze jednego pytania.
- William? Dlaczego Gloria chciała mnie dopaść?- spytałam sennym głosem. Dostrzegłam, jak wyraz jego twarzy zmienia się diametralnie. O ile jeszcze przed chwilą był wyluzowany i wesoły, to teraz znieruchomiał i zacisnął szczęki.
- Podejrzewamy, że...działają na czyjeś zlecenie, kogoś, kto wcześniej cię znał i kto chce mieć cię teraz u siebie. Wtedy, gdy cię porwali...- zawarczał gardłowo.- Dłuższy czas nie mogliśmy cię odnaleźć, byliśmy bezsilni. Mają w grupie bardzo utalentowane jednostki. Któreś z nich prawdopodobnie wyczuwa moce innych, stąd wiedzieli na pewno, że ty to ty. A ktoś inny...Jest rozpraszaczem.- wysyczał.
- Czym?- ujęłam jego dłoń.
- Nie zastanowiłaś się, czemu dziewczyny ci nie pomogły?- zadrżał z gniewu.- Nie mogły. Ta osoba to śmiertelne niebezpieczeństwo. potrafi tak skierować swoją moc, że, jak nazwa wskazuje, rozprasza umiejętności innych. Dodatkowo, przy odpowiednim treningu może odeprzeć skierowany w nią atak prosto przed siebie. Inaczej mówiąc, gdyby zareagowały, ten ktoś odwróciłby ich starania przeciwko nim samym. Na szczęście nie zrobiły tego, ale gdy przybyliśmy wciąż były mocno zdezorientowane i przerażone. Zniknęłaś z wizji Ursuli, Grace nie mogła cię wyczuć. Baliśmy się, że...- urwał, jęknąwszy z bólu. Przyciągnęłam go do siebie i mocno przytuliłam.
- Dziękuję, William.
- Nie masz za...- zaprotestował, ale położyłam mu palec na ustach.
- Dziękuję. Kocham cię.
W sumie odbyliśmy dwie takie rozmowy. Druga nastąpiła, gdy jako tako przyjęłam do wiadomości, że jestem pólwampirzycą w ciąży. a stało się to za sprawą szybko rosnącego brzucha i tego, że co jakiś czas moje serce zdawało się głęboko zastanawiać, czy jest jeszcze sens bić. Zamierało wtedy na kilka minut, by po chwili leniwie wrócić do pracy.
Druga rozmowa obyła się bez tak drastycznych rewelacji jak pierwsza, ale i tak mną wstrząsnęła.
- Skoro ani ty, ani dziewczyny nie mogliście mnie znaleźć, to jakim sposobem pomogła mi Edith?- zaczęłam. William milczał przez dłuższą chwilę, po czym spojrzał mi głęboko w oczy.
- Edith jest jednym z tych dziwnych przypadków, córką wampirów, która sama wampirem nie jest. Istnieje jednak możliwość, że w chwili ogromnego stresu, czy zagrożenia, jad w jej organizmie samoczynnie się uaktywnia. Z jakiegoś powodu postanowiła ci pomóc, tym samym rozpoczynając własną transformację.
- Czyli teraz jest wampirem, tak?- zapytałam. Ian smutno pokiwał głową, a gdy odezwał się, wyczułam w jego głosie rozżalenie.
- Tak, ale decydując się na taką przemianę skazała się na śmierć.- otworzyłam usta ze zdumienia.
- CO?!
- Wtedy, gdy ci pomogła była jeszcze w miarę świadoma, skoro kazała ci uciekać. Ale teraz jest już po wszystkim. Owszem stała się wampirem, jednak zupełnie nad sobą nie panuje. Prawdopodobnie krąży gdzieś teraz, oszalała z głodu i przerażenia. Taka jest cena, gdy któreś z nas chce się poświęcić za kogoś innego...- dodał z bólem.
Zachwiałam się. Edith? Ani ją lubiłam ani nie lubiłam. Uważałam ją za ciekawe urozmaicenie szkolnego życia, ale nikogo więcej. Irytowała swoi stylem bycia, ubierania, piskliwym głosem, czasami wtrącaniem w nie swoje sprawy. Więc dlaczego tak po prostu rzuciła mi się na pomoc?
Poczułam, jak po mojej twarzy spłynęło kilka łez.
- Nic na to nie poradzimy, Camelio.- rzekł cicho William.- Stało się, ale to był jej wybór.
Zacisnęłam dłonie w pięści, próbując się uspokoić.
- Nie chcesz dowiedzieć się czegoś więcej o swoich przyjaciółkach?- zagadnął Ian, cieplejszym tonem.
- Powiedziałeś, że Ursula przepowiada przyszłość a Grace czyta w myślach. A reszta?
Uśmiechnął się promiennie i zaczął opowiadać.
Okazało się, że Arsinoe, moja kochana Arsinoe jest utalentowaną iluzjonistką i to do tego stopnia, że cały budynek szkoły, wszyscy uczniowie i nauczyciele (poza nami oczywiście) okazali się jedynie wytworami jej mocy.
Nie było żadnych klas, pokoi, ba, nawet ludzi. Każda lampa, wzorek na tapecie, był jej dziełem, które tworzyła tak kunsztownie, bym niczego się nie domyśliła.
Zszokowana, zaczerpnęłam głośniej powietrze.
- Dobra jest...- wychrypiałam.
- Prawda? Nie tworzy iluzji w twojej głowie, ale zmienia je w materialne rzeczy. Oczywiście nie są wieczne i na jedno skinienie znikają, ale i tak ją podziwiam. To wymaga ogromnego nakładu pracy i energii i jakby nie patrzeć kreatywności.
- Czyli koniec ze szkołą?
- Zdecydowanie.
Odetchnęłam z ulgą.
- A Vivian?
- Nie jest wampirzycą i prawdopodobnie nigdy nie będzie. Wie o Arsinoe, ale nie chce iść tą samą drogą. Dean jest człowiekiem i sądzę, że tak pozostanie.- odparł Ian.
W zamyśleniu splotłam palce tuż przed nosem.
- Koniec przesłuchania?- zamruczał, przysiadając się bardzo blisko.
- Jeśli mam dziś zasnąć, to tak.- szczerze w to wątpiłam, ale nie chciałam go martwić.
Położyliśmy się późno, ale zgodnie z przypuszczeniem nie mogłam usnąć. Gdy tylko William opuścił sypialnię, obróciłam się na plecy i wpatrując w szarawy sufit wypunktowałam w głowie kilka najważniejszych informacji.
1. Chwilowo nie jestem wampirem. Z naciskiem na chwilowo.
2. Większość moich znajomych już nimi jest. Ciekawe, czemu się nie boję?
3. Dziecko, które w sobie noszę też właściwie nie wie, kim jest.
4. Jakiś nieznany pasjonata wampirzych talentów chce mnie włączyć do swojej kolekcji.
5. Nie mam zamiaru oddać mu się tak łatwo.
Od tamtej pory minęło prawie 6 miesięcy i chodź wydaje się to dziwne, oswoiłam się już ze swoim przeznaczeniem. Nie wiedzieć czemu, podświadomie czuję, że tak właśnie miało być.
Nigdy nie byłam normalną nastolatką, nigdy nie będę dojrzałą kobietą czy staruszką.
Na zawsze zostanę osiemnastoletnią dziewczyną i nawet za 1000 lat ani jedna zmarszczka nie będzie szpecić mojej twarzy.
Uśmiechnęłam się leciutko.
A myślałam, że takie rzeczy zdarzają się tylko w kiepskich filmach...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Annie
Moderator
Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Wto 15:38, 22 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
No no.. Ładnie to sie wyjaśniło. A więc czekamy na małego potworka Jak ja kocham dzieci
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Annie dnia Wto 15:39, 22 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Init
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oc./Lbl.
|
Wysłany: Wto 16:51, 22 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
czyli jednak jest do zrozumienia? xD
Miałam to tak ładnie w głowie poukładane, ale jak przyszło do przelania na "papier", to się wysłowić nie mogłam;/
Będzie bobas..I to nie jeden
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Annie
Moderator
Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 1835
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Wto 17:52, 22 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
hahaha!
Będzie prawdziwe babyshow!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
|
|