Forum www.twilight2009.fora.pl Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Lost To The World.
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.twilight2009.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Init
Administrator
Administrator



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Oc./Lbl.

PostWysłany: Sob 22:03, 06 Mar 2010    Temat postu:

Proszę bardzo;)

12.

- Cami będzie żoną, Cami będzie żoną!- Jedynie z uwagi na piękny tembr głosu Grace, z jakim wykonywała tę niewyszukaną piosenkę jeszcze jej nie uciszyłam. Odkąd wróciłam do domu kilka godzin temu, nie ruszyłam się nawet o cal z fotela i chyba bardziej przypominałam posąg niż żywą istotę.
- Trzeba pomyśleć nad sukienką, salą i w ogóle.- Oświadczyła śpiewnie Arsinoe.
- Zaproszenia, cała ceremonia.- Westchnęła marzycielsko Jillian.
Spojrzałam na nie cierpko. Podniecały się tym wszystkim znacznie bardziej niż ja. Pytanie Ethana zbiło mnie kompletnie z tropu, tak, że przez kilkanaście sekund stałam, wpatrując się w niego z rozdziawioną buzią. Gdy już załapałam, o co mu chodzi z trudem wydukałam „Tak”, nie do końca zdając sobie sprawę, że już wsunął na moją dłoń platynowy pierścień z rubinowym oczkiem.
W ten sposób zostałam zaobrączkowana, obwołana oficjalną narzeczona i przyszłą żoną.
Z pani Camelii Diany Gray – Lyttleton (po Williamie) stanę się Panią Camelią Dianą Gray – Lyttleton – Arendorth.
Odetchnęłam głęboko z nadmiaru wrażeń.
- Gratuluję.- Ian wychylił się zza moich pleców i przelotnie pocałował w policzek.
- No nie, ty też? Miałam nadzieję, że jednak trochę się zezłościsz.- Mruknęłam, zrezygnowana. William zaplótł ręce na piersi i pokręcił głową.
- Nie wiesz, czego chcesz dziewczyno. Masz tego, którego chciałaś, na dodatek sam się oświadcza i nie ciągnie na chama do łóżka.
- Tak jak ty.- Sarknęłam.
- To było w celach profilaktycznych.- Wzruszył ramionami.- Ale mam jeden warunek. Chcę być drużbą.- Wyszczerzył do mnie rząd śnieżnobiałych zębów.
- Jasne, jeszcze udziel nam ślubu, co?- Fuknęłam, trochę rozdrażniona.
- Ej, to nie wiesz, że przez Internet można zrobić uprawnienia pastora? Dajcie mi tylko z miesiąc.- Olivier pokazał nam język. Warknęłam na niego.- Dobra, widzę, że nie. Ale jak coś, wiecie, gdzie mnie szukać.- I odmaszerował w stronę wyjścia.
- William?- Zwróciłam się do mojego byłego.- A co z tą całą Avą?
Chłopak zamyślił się na moment.
- W tej sytuacji poczekamy do waszego ślubu. Jesteś świadoma, że zanim wyjedziesz, powinnaś już go…Zmienić?- Spojrzał na mnie uważnie. Przełknęłam głośno ślinę i uciekłam mu wzrokiem.
Odkąd pokochałam Ethana gdzieś po głowie kołatała się myśl, że muszę go poddać przemianie, ale były to wciąż gdybania. Teraz jednak, jeśli miał zostać moim mężem pakował się w ogromne G i musiałam zapewnić mu najlepszą ochronę, na jaką było mnie stać.
Dopiero teraz zrozumiałam, jak bardzo musiał cierpieć William, podejmując decyzję o mojej transformacji. Z jednej strony ogromna miłość i chęć spędzenia ze sobą wieczności, z drugiej nieświadoma niczego osoba, której poniekąd odbiera się cząstkę życia.
- Wiem, Ian. Boję się, ale muszę to zrobić.



13.

Jakby tego było mało, moi towarzysze zażyczyli sobie, bym przyprowadziła Ethana na kolację zapoznawczą. Poza Jillian i Niką nikt go praktycznie nie kojarzył, a jednogłośnie stwierdzili, że byle, komu mnie nie oddadzą.
Z miną skazańca wykonałam telefon do narzeczonego i ku mojemu przerażeniu bardzo się na ten pomysł ucieszył.
- Wspaniale, to wpadnę po ciebie koło 18.- Mruknęłam, zrezygnowana.
- Mogę sam dojechać, nie rób sobie kłopotu.- Odparł zadowolony.
Westchnęłam.
- Uwierz, nie trafiłbyś tutaj. Do zobaczenia. Kocham cię.- Wydałam dźwięk przypominający całusa i zakończyłam połączenie.
Wizyta Ethana wzbudziła więcej emocji, niż się spodziewałam. Wszyscy potwierdzili przybycie i chęć pomocy w przygotowaniach. Rzadko gościliśmy osoby jedzące „normalne” jedzenie i chociaż sami mogliśmy też je spożywać, zwykle tego unikaliśmy. Teraz jednak dziewczyny stwierdziły, że bezwzględnie każdy musi stwarzać takie pozory, na jakie go najbardziej stać.
Skutek był taki, że od samego rana z kuchni dochodziły smakowite zapachy, chociaż odbierałam je nieco inaczej niż przed przemianą. Wciąż były kuszące, ale byłam jednocześnie świadoma ich prawdziwego składu i widziałam każdy szczegół, więc nie były już tak atrakcyjne.
O umówionej godzinie podjechałam pod dom Ethana. Wymógł, byśmy zamienili się miejscami, a ja miałam robić jedynie za pilota.
- Co powiedzą twoi znajomi, gdy zobaczą, że musisz mnie wozić.- Sarknął.
- Tak, uznają, że nie jesteś wystarczająco męski.- Fuknęłam, w zamian zarobiwszy sójkę w bok.
Po około dwóch godzinach dojechaliśmy na miejsce.
- Możesz jeszcze uciec.- Mruknęłam przed położeniem dłoni na klamce.
- Raz kozie śmierć, skarbie.- Odrzekł, pocałował mnie i odważnie sam otworzył drzwi.
W holu czekali na nas rozanieleni Xavier i Arsinoe oraz William z Odettą w ramionach.
Wymieniłam z nimi szybkie, porozumiewawcze spojrzenia i po głębokim oddechu zaczęłam.
- Oto Ethan.
Tu nastąpiła seria grzecznościowych powitań (nie licząc Odetty, która na dzień dobry przytuliła się do niego).
William był, rzecz jasna najbardziej powściągliwy ze wszystkich i co ruch mierzył mojego narzeczonego krytycznym okiem.
- Dałbyś spokój.- Szepnęłam, a chłopak zmarszczył czoło.
- Dziś jest na świeczniku. Nie daruję.- Zaśmiał się mściwo i poszedł dalej męczyć nieszczęsnego Ethana.
Kolacja minęła w atmosferze ogólnej życzliwości. Nie byliśmy przyzwyczajeni do normalnego jedzenia, ale każdy zjadł dzielnie swoją porcję, a Gabriel i Olivier poświęcili się, sięgając po dokładki. Byłam im za to ogromnie wdzięczna.
Przez cały posiłek Ethan muskał delikatnie moją dłoń, co nie uszło uwadze znajomych, ale widać było, że zaakceptowali mojego nowego partnera.
Z westchnieniem ulgi zebrałam brudne talerze i ruszyłam w stronę kuchni w towarzystwie Gracie i Ursuli. Kątem oka dostrzegłam, jak William szturcha lekko Ethana i wskazuje na drzwi balkonowe.
- Wyjdziemy się przewietrzyć.- Rzekł głośno, a jego zielone oczy rozbłysły nieznacznie.
Skrzywiłam się.
- Spokojnie.- Grace nachyliła się do mojego ucha.- Nie zje go.- Zaśmiała się.- Chce go wybadać i ustawić.
- Musisz mieć rację.- Przyznałam i poszłyśmy do kuchni.
Wpakowałam szybko naczynia do zmywarki i wzięłam uspokajający oddech. Dziewczyny zwołały szybką naradę.
- Jest świetny.- Rzekła radośnie Arsinoe.
- Zakochany po uszy.- Dodała Jill.
- Ma dobre intencje.- Uzupełniła Grace.
Dreszcz ulgi przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa.
- Czyli co, zatwierdzony?
- Nie mogłaś trafić le…- zaczęła Ursula, gdy nagle jej oczy rozgrzeszyły się niebezpiecznie. Jednocześnie usłyszałyśmy przeciągły charkot dochodzący gdzieś z zewnątrz.
- Pogłupieli?! Przy Etahnie pokazują, kim są?! – Krzyknęła Arsinoe, błyskawicznie przypadając do drzwi. Pomknęłyśmy za nią, niemal zderzając się z chłopakami w holu.
William i Xavier dyszeli głucho, Jake i Olivier cali się trzęśli a nieco dalej Gabriel szeptał coś Ethanowi. Ten ostatni chorobliwie pobladł i miał dziwnie rozbiegany wzrok.
- Co wam odwala, do jasnej cholery?!- Syknęła Arsinoe.
Jednak żadne wyjaśnienie nie było już potrzebne. Ten wstrętny głos poznałabym wszędzie.
- Witamy po raz kolejny. – Gloria jakby nigdy nic wkroczyła spokojnie do przedpokoju. Chociaż ich nie widziałam, wyczułam, że sprowadziła też pozostałe wampiry.
Odruchowo ugięłam lekko kolana i uniosłam górne wargi, odsłaniając kły. Gdzieś z prawej Ethan jęknął głucho, sprowadzając na siebie uwagę Glorii.
- Człowiek.- Mruknęła z mlaśnięciem.- Smacznie pachnie. Mogę skosztować?- Zaśmiała się, robiąc ku niemu krok.
Reakcja naszych była natychmiastowa. William rzucił się ku mojemu narzeczonemu i jednym ruchem pchnął go w sam środek kręgu, tak, że z każdej strony był otoczony przez moich przyjaciół. Każdy przybrał już pozycję obronną, powarkując.
- Rozumiem, że nie. Cóż, trudno.- Gloria wzruszyła ramionami.- Ta wasza włoska pomocnica wyjechała, więc nie będziemy się z wami patyczkować. Ray, Zachary, Pierre, David?- Zaświergoliła. Wywołane wampiry ustawiły się za nią rzędem w zupełnej ciszy, mierząc nas pełnymi wyższości spojrzeniami.- Ale najpierw zneutralizujemy nasze drogie panie. Magdalene!- Krzyknęła, a ja poczułam, jak ogarnia mnie potworny chłód. Przez głowę przebiegła mi myśl, że to sławetny Rozpraszacz wypróbowuje na nas swoją moc i nie pomyliłam się. Tuż obok na podłogę osuwały się po kolei Arsinoe, Ursula, Jillian i Graciella. Nasi partnerowie patrzyli bezradnie jak ta niepozorna brunetka pozbawia nas jakiejkolwiek energii.
Jęknęłam, bo chłód w środku nasilił się i zaczynałam odlatywać.
Kolejny krzyk po prawej. Z trudnością uświadomiłam sobie, że to towarzysze Glorii toczą zaciętą walkę z chłopakami. Charkot był ogłuszający, ale mimo wszystko wybijał się ponad niego jeden dźwięk – nienaturalnie przyśpieszone bicie serca Ethana.
Boże, co on musi przeżywać- pomyślałam, siląc się na utrzymanie świadomości, ale nie czułam już zupełnie nic od pasa w dół. Tuż obok coś mignęło.
- Ty pójdziesz z nami.- Syknęła Gloria i poczułam, jak unosi mnie bez problemu za ramiona.- David, bierz ją. Cornelia, ty tą małą.- Balansując na granicy przytomności zrozumiałam, że mówi o mojej córce.- Nim zajmę się sama.- Nim, czyli Ethanem.
Ostatkiem sił szarpnęłam się w żelaznym uścisku Davida.
- William, chroń Etha..Odett…- zdołałam wykrztusić.
Potworniejszy niż dotąd chłód odciął zupełnie czucie poniżej szyi. Czy tak umiera wampir?
Jakakolwiek energia opuściła mnie zupełnie, nie mogłam nawet podnieść powiek. Czułam, jak David bezceremonialnie ciągnie mnie po drewnianej podłodze ku wyjściu.
A potem chłód zamienił się w dobrze znane mi uczucie pustki.
- Szybko, Cam. Mamy mało czasu!- Jakimś sposobem poderwałam się z miejsca i rozejrzałam. Jake zajął się Zacharym, Gabriel Ray`em a Xavier Pierr`em. William odgradzał mnie od Davida i Glorii, warcząc zaciekle. Arsinoe, Ursulia, Jill i Grace, też już świadome stały murem przed Evą, Cornelią i Iris.
Trochę oszołomiona w pierwszej chwili nie mogłam zrozumieć, skąd ta nagła poprawa. Odpowiedź nasunęła się sama. Pod stopami Iana, pozbawiona świadomości leżała Magdalene. Nie wiem, jak udało im się to zrobić, ale wiedziałam, że to jedyna szansa.
Rzuciłam się ku skulonemu pod ścianą Ethanowi. Sine wargi drżały mu konwulsyjnie, a on sam był w tak wielkim szoku, że nie zdołał nawet jęknąć.
Nachyliłam się ku niemu i patrząc prosto w oczy szepnęłam.
- Przepraszam, za to, co ci teraz zrobię. To dla twojego dobra. Proszę, wybacz. Kocham Cię.- i bez zastanowienia wgryzłam mu się w gardło. Kierowała mną jakaś wyższa siła, która podpowiadała, co mam robić. Zatopiwszy kły w jego miękkie skórze, poczułam błogi spokój, a ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Krew jak krew nie miała specjalnego smaku, ale jej świeża, ciepła dawka przyjemnie rozgrzewała. Jednocześnie czułam, jak zęby, którymi wciąż tkwiłam w jego gardle, jakby się kurczyły.
Tak jak mówił Ian, gdy decydujemy się na przemienienie tej jednej, wybranej osoby, kły bezpowrotnie znikają.
Głos odpowiedział, bym oderwała się od Ethana. Uczyniłam to z lekkim żalem, smakował nie najgorzej, ale miałam go ocalić, a nie zabić. Odsunęłam się na kilka kroków i zerknęłam na niego.
Chłopak osunął się powoli na podłogę i znieruchomiał.
Czyżby…
- Camelia, uważaj! – Świst zbliżającej się postaci przeciął powietrze. Z głośnym charkotem odwróciłam się na pięcie i instynktownie wyciągnęłam ręce. W oczach napastników, którymi okazali się Zachary i Cornelia najpierw odmalowało się zdziwienia, później niedowierzanie, a to wszystko w ciągu niecałej sekundy. Zatrzymali się w pół drogi, dziewczyna jęknęła pierwsza i zanim się zorientowaliśmy, zamieniła się w płonącą kulę, to samo stało się z jej partnerem.
Po upływie kolejnej sekundy zostało z nich niewiele ponad garść popiołu.
W salonie zapadła głucha cisza. Podniosłam głowę i skierowałam wzrok prosto na Glorię.
Najwyraźniej, by ustrzec ją przed moim spojrzeniem, z szeregu wysunęli się Pierre i Ray. Chwilę później skończyli podobnie jak poprzednicy.
Dotąd nie wiedziałam, że moja moc działa też na wampiry. Sam William wspominał, że zabicie naszych pobratymców graniczy z cudem i wymaga pewnych umiejętności. A ja, w ciągu pół minuty załatwiłam czterech nieśmiertelnych.
Nieźle, jak na początek.- Pomyślałam przelotnie.
Gloria z głuchym jękiem rzuciła się ku drzwiom, jej śladem podążyły ocalałe Eva i Iris oraz David. Magdalene wciąż leżała nieprzytomna na ziemi.
Dziwne uczucie, które pojawiło się przy „pozbywaniu się” wrogów, zniknęło.
Ogarnęło mnie, niezwykłe dla nieśmiertelnych, zmęczenie.
Ostatnie, co pamiętam, to przerażone spojrzenia moich przyjaciół.
Później była tylko ciemność.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Init
Administrator
Administrator



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 2526
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Oc./Lbl.

PostWysłany: Pią 15:11, 07 Maj 2010    Temat postu:

14.
Jak krew może być czyimś zbawieniem
I uzasadnić ból?
Czy nauczę się, czym jest prawdziwa świętość?
Czy wybawię swoją duszę?
Czy prawda mnie wyzwoli?

Ślepa by ujrzeć.
Okrutna bestia.
Oto mroczna strona mej duszy.


Przeniosłam znękany wzrok na Williama. Moja własna twarz dawno temu zastygła w wyrazie bólu. Cztery dni minęły już od przemiany Ethana, a on wciąż się nie budził.
Leżał na łóżku, blady i milczący, kompletnie nieświadomy.

Wierzyłam, że cel uświęca środki.

Siedziałam przy nim bez przerwy, gładząc marmurowo zimną dłoń, szepcząc miliony razy jego imię, ale nawet drgnięciem nie zdradził, że mnie słyszy.
- Cam, słyszałaś Ursulę. Będzie dobrze, wyjdzie z tego. Zostawię was na chwilę i pójdę zerknąć, co się dzieje na dole.- Ian musnął przelotnie moje czoło. Westchnęłam. To czekanie mnie wykańczało.
Piętro niżej, w salonie reszta domowników wraz z przybyłą Avą omawiało niedawne zajście. Dziewczyna, co rusz marszczyła czoło i przepraszała, za to, że nam nie pomogła albo popadała w głęboką zadumę, słuchając jak sama poradziłam sobie z napastnikami.
- Niesamowite.- Mruczała, mrużąc zielonkawe oczy.
Jeśli chodzi o mnie, chwilowo cała zagadkowość tamtej sytuacji była najmniej ważna. Czekałam tylko na jedno – na moment, gdy Ethan wreszcie się ocknie. Niczego więcej nie mogłam w tym momencie pragnąć.
Rozmyślania przerwało mi ciche pukanie do drzwi.
Arsinoe bezszelestnie wsunęła się do pokoju i położywszy mi ręce na ramionach szepnęła.
- Możemy cię prosić na chwilę na dół? To ważne.
Skrzywiłam się.
- Wiem, że to dla ciebie trudne, ale jemu już nic nie grozi.- Dodała pocieszającym tonem.
Musiałam przyznać jej rację. Już nic gorszego nie mogło mu się przytrafić. Złożyłam delikatny pocałunek na jego chłodnych wargach i wraz z Arsinoe zeszłyśmy na dół.
Ava powitała mnie lekkim skinieniem głowy i wskazała miejsce obok siebie.
- Jeśli pozwolisz, mam kilka pytań.- Splotła drobne dłonie na kolanach.- Nikt z was nie wiedział o tym ataku, nikt niczego nie przeczuwał. A jednak, pomimo ataku Rozpraszacza, poradziliście sobie.- Ostatnie zdanie wypowiedziała z widocznym podziwem.- Jak to się stało?
- Na początku było kiepsko.- Zaczęła Grace. Gabriel objął ją czule.- Myśleliśmy, że to już koniec. Magdalene zupełnie wyłączyła nas z gry, bo chociaż swoimi darami nie mogłyśmy za bardzo im zaszkodzić, to mieliśmy przewagę liczebną. Oczywiście z wyjątkiem Camelii.- Rzuciła mi krótkie spojrzenie.- Traciłyśmy już przytomność, gdy nagle moc powróciła…- Grace urwała, a opowieść podjął Jake.
- Gloria rzuciła się na nas z pazurami, Magdalene załatwiła dziewczyny. Byliśmy przerażeni. Długotrwałe działanie Rozpraszacza może spowodować nieodwracalne skutki.- Wzdrygnął się lekko.- Potem ta cała Eva kazała zaatakować jej Iana, który najbardziej się stawiał. Tamta oczywiście chciała to zrobić, ale coś jakby ją zatrzymało. Stanęła jak wryta i patrzyła na Williama szeroko otwartymi oczami i coś mamrotała. Ian chyba podchwycił, że dziewczyna się zawahała i powiedział do niej tonem, którego nikt się nie spodziewał, spokojnym i poważnym, żeby się opamiętała i że nie musi słuchać rozkazów innych. Wtedy Magdalene zupełnie ścięło z nóg, kompletnie straciła przytomność, której nie odzyskała do tej pory. Nic z tego nie rozumiem.- Zakończył, rozdrażniony.
- Ja też, to wszystko jest, co najmniej dziwne. Niewiele rzeczy potrafi przerwać Rozpraszaczowi atak…- mruknęła Ava w zamyśleniu.
- Nie można zapominać o ataku Camelii.- Xavier szturchnął mnie lekko w bok.- Załatwiła cztery wampiry, podczas ataku. Słyszałaś o czymś takim?
Ava znów zmarszczyła czoło.
- Jej dar bez wątpienia działa na śmiertelnych, ale nie słyszałam, by cokolwiek podobnego miało kiedykolwiek zastosowanie do naszych pobratymców. Jakby nie patrzeć jesteśmy nieśmiertelni.
- Tak, ale ona wykończyła ich jedynym znanym mi sposobem. Zmieniła ich w kupki popiołu bez większego wysiłku.- Zauważyła Jillian.
Wzniosłam wzrok ku górze. Miałam już serdecznie dość roztrząsania sprawy mojego udziału w tym zdarzeniu. Przynajmniej na razie nękały mnie gorsze kłopoty.
- Ciekawe.- Ava przytknęła koniuszki palców do skroni i zamknęła oczy.
- Co, łączysz się z Internetem?- Zachichotał Olivier.
- Tak, mam tu stałe łącze.- Odparła.
Z ociąganiem podniosłam się z kanapy i podeszłam do okna. Pogoda na zewnątrz niewiele się zmieniła. Wciąż było ciemno, szaro i deszczowo. Cóż, przynajmniej nie musiałam nigdzie wychodzić, pomyślałam z ulgą.
- Właśnie, Cam. Za dwa dni wyjeżdżamy do Włoch.- Zawołał Ian z drugiego końca pokoju.
- Niech to szlag.- Fuknęłam. Wykrakałam sobie.- Nigdzie się nie ruszam, póki Ethan…
- Póki, co?- Przerwał mi przypominający aksamit ton. Odwróciłam się gwałtownie ku jego źródłu.
Mniej więcej w połowie schodów prowadzących na pierwsze piętro stał Ethan. O ile, jako człowiek był przystojny, to teraz mogłam porównać go jedynie do jakiegoś antycznego bóstwa a i tak nie oddałoby to całkiem jego nowego wyglądu.
Smukły, a jednocześnie z idealnie zarysowanymi mięśniami widocznymi pod rozpiętą koszulą, jakby wyższy, zdecydowanie bladszy, oparty z jakąś nieznaną dotąd nonszalancją o barierkę schodów, przyglądał nam się spod burzy ciemnym kosmyków. Diametralna zmiana zaszła też w samym spojrzeniu. Jego kasztanowe oczy nabrały rudawych i złotych refleksów, tak, że w świetle rzucanym przez nieliczne lampy, iskrzyły się tajemniczo.
Zupełnie jak zielone oczy Davida, gdy go po raz pierwszy spotkałam, przemknęło mi przez głowę.
Moje ciało, jakby przestało mnie tak bezkrytycznie słuchać. Widok Ethana sprawił, że zalało mnie nieznane ciepło i ulokowało się dokładnie w nieruchomym sercu. Nie poruszyło go, ale przestało ciążyć mi jak zimny głaz. Niewiele myśląc rzuciłam się w jego stronę, a on uczynił to samo. Spotkaliśmy się pośrodku salonu, wpadając sobie prosto w ramiona. Jego silny uścisk sprawił, że natychmiast zapomniałam o wszelkich troskach, a słodki zapach, mieszanka karmelu i cynamonu, oszołomiła do tego stopnia, że lekko zawirowało mi w głowie.
- Ethan, przepraszam. Ja musiałam…
- Nic nie mów.- Wyszeptał, kładąc mi palec na ustach. Był równie ciepły jak reszta skóry mego narzeczonego.- Tak długo czekałem na ciebie w ciemności. Wyjaśnienia później. Teraz ty.- Rzekł i unosząc nieco mój podbródek zanucił piosenkę, jedną z tych, podczas której tańczyliśmy w wieczór zaręczyn.

Nie mów o ciemności, zapomnij, co to lęk.
To ja na twe wezwanie, już nic ci się nie stanie.
Dam Ci klucz wolności, Kochana, otrzyj łzy.
To ja, u Twego boku, a to oznacza spokój.
Będę Twym schronieniem, światłem będę Twym…


Gdzieś z tyłu wyraźnie rozbrzmiewały oklaski.

*

Jakby się komu bardzo nudziło, to może się ponudzić z moim opowiadaniem Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.twilight2009.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
Strona 8 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1